Skip to main content

Ef – słowo wprowadzenia: No i się skończył stary. A zaczął nowy. W teorii. W praktyce – zależy w której rzeczywistości. W takiej dajmy na to pizdowatej funkcjonuje osobnik, który chciał „ustawić” podsumowanie w kategorii Dzban pod Beldaroha. Jaką trzeba być intelektualną spierdoliną, żeby przerzucać swoje prywaty na forum – powiedzmy – publiczne. Z drugiej strony prawie mnie duma rozpiera, że ktoś uznał, iż to nasze podsumowanie zetrze Besatt z powierzchni ziemi. Jednak nie. Nie rozpiera. Weź po prostu spierdalaj.

Ef: NUDA.

Oracle: Cóż mam rzec – mało w tym roku chyba słuchałem muzyki metalowej. W każdym razie tej nowej. Ale siłą rzeczy co nieco tam się kręciło w odtwarzaczu, ale to chyba pierwszy raz, gdy mam problem ze wskazaniem tej jednej najlepszej płyty. Nawet tej, której słuchałem najczęściej. Na pewno jednym z jaśniejszych punktów był debiut Mānbryne – nie poradzę, że cholernie odpowiada mi wizja S. jeśli chodzi o black metal – zasadniczo w każdym ze swoich zespołów, więc nie inaczej jest w przypadku „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy”Na pewno bardzo często kręcił się u mnie „Dom Człowieka” zespołu Sznur – bardzo ich lubię i jeszcze nie zdołałem pojąć, skąd u części znajomych beka z tej kapeli. Odpowiada mi ich wizja patologii pokazana za pośrednictwem muzyki. Zdecydowanie też jarałem się w tym roku pozycjami wydawniczymi Piranha Music – dwa uderzenia od Lasu Trumien, Krzta czy Diuna. Ze zbliżonych klimatów siadł mi bardzo nowy album Wij, uwielbiam takie granie, więc „Dziwidło” kręciło się u mnie bardzo często. Świetny krążek wypuściło River Like Veins, Pripegal czy Nawia. I Pagan Forest – generalnie Werewolf Promotions miało bardzo dobry rok wydawniczy.  Kurewsko udany debiut zaliczyli panowie z Sex Mag, to jest coś, czego Polska potrzebowała. Jak na razie pewnie widzicie, że niewiele w mojej liście death metalu, ale na pewno nie można zapomnieć o Ulcer, bo „Dead Souls Cathedral” to kurwa jest totalny strzał na ryj i zdecydowanie ich najdojrzalszy album. No i Trauma – pokazali, że jeszcze potrafią dojebać do pieca. A skoro o powrotach mowa – Hell Born. Nie jest to ich najlepszy album, ale w dalszym ciągu bardzo bardzo silna pozycja. I metal taki jak lubię. Tak na szybko to jeszcze chyba wydawnictwa Terrordome oraz Sandbreaker mi przychodzą do głowy – z dwóch różnych parafii, a obie bardzo dobre. 

Pathologist: Jeśli chodzi o Polskę do dla mnie król jest tylko jeden. Mānbryne „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy”. Majstersztyk muzyczny, wokalny, tekstowy. Płyta, którą wałkowałem najwięcej i najczęściej w 2021. Brawa, gratulacje, konkurencja zdeklasowana. Warto jednak wspomnieć o wydawnictwach kilku zespołów, które również należy się laurka za bardzo dobry materiał popełniony w 2021. Dla mnie są to: Tankograd, Sunnata, Cultes des Ghoules, Dom Zły, Zmarłym, Angrrsth, Furia, Dola, Sznur. Na sam koniec do zestawienia „the best off 2021”na białym rumaku wjeżdża jeszcze Gruzja i „Vulgator”, ale to chyba już nie jest metal.

JRMR: Mniej czy bardziej obowiązkowa praca zdalna dominowała również w AD 2021 i znów okazuje się, że płyt w tym roku było tyle, że tłocznie nie wyrabiają, a na playlistach tworzą się korki. Klęska urodzaju, i paradoksalnie mało słuchałam krajowych nowości – a jeśli już, to często kończyło się na jednym przesłuchaniu, ale o tym niżej.

Płytą, do której najczęściej wracałam w tym roku jest debiut Mānbryne „Heilsweg: O udręce ciała i tułaczce duszy”. O ile na początku nie byłam do końca przekonana, to w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że mnie ta muzyka totalnie pochłonęła. Na drugim miejscu zdecydowanie Lvcifyre (dla uproszczenia przyjmijmy, że to polski hord). Z rzeczy godnych uwagi – oczywiście obie epki Cultes des Ghoules, tutaj nie ma słabych strzałów, hehe. Z piwnicznych wyrzygów dobrze wchodzi Nekkrofukk, oraz świeżutka epka Hell’s Coronation. Co do Nyctophilia, miałam może zbyt wysokie oczekiwania, ale po czasie nadal wracam do najnowszego długograja. Bardzo ciekawą pozycję wydał Narrenwind, mimo, że jeszcze nie przetrawiłam tej płyty do końca. Miłymi odkryciami były dla mnie też Upon the Altar, Wrath Division, The Devil’s Sermon, Daetven.

SEX MAG

Łysy: Masakrycznie spierdolił ten rok. Działo się naprawdę bardzo dużo, choć wydaje się, że wszystko było tak naprawdę wczoraj. Rok po roku jest coraz to więcej muzyki, więc i selekcja z mojej strony jest coraz to bardziej dokładna. Przyznam jednak, że w tym roku rzadko zaglądałem po nowości, a jeśli już to robiłem, to starałem się iść zawsze pod prąd i słuchać tego, czego nie słuchali inni. Nie zawsze mi się to udawało przyznam, ale przynajmniej się starałem hehe. No dobra, co (kto?) więc w tym roku mnie urzekło najbardziej na naszej tzw. scenie? Na pierwszym miejscu bezapelacyjnie, do samego końca wychwalał będę Nekkrofukk “Mysterious Rituals In The Abyss Of Sabbath & Eternal Celebration Of The Blakk Goat”. Przepiękne, ohydne sztosiwo walące na metry zdechłym kozłem z genialnym zakończeniem pod postacią zajebistego coveru knedlów z XIII století. Kaos tym samym oddał hołd starym wyjadaczom i klasykom metalu, nie oglądając się na nikogo. Coś pięknego. Gdyby nie było Nekkrofukka, to zdecydowanie wygrałby Sex Mag ze swoim “Sex Metal”. Kurwa takie proste granie na dwa baty, podpierdalające wszystko to, co najlepsze z Kata, Wilczego Pająka czy wielbionego w ubiegłorocznym zestawieniu Destroyers. I w zasadzie tyle, jeśli chodzi o podium. Dalej jednak będąc w klimacie bracie, na pewno postawiłbym na Grób i jego “Mięsożercę”. Nie słyszeliście? To polecam serdecznie. Co dalej? Fajne wypadł w tym roku Impure Declaration. Widać, że goście chcą (o czym świadczą występy live), a jak chcą, to mogą. Nie zawiódł też mnie Hell’s Coronation, choć chciałbym by w końcu nagrali jakiś porządny pełniak, a nie tylko epki i splity do chuja. I tyle jeśli chodzi o moje osłuchanie polskiej sceny w tym roku. Wiem, że wskoczyło Wrath Division, wiem że jest Upon The Altar. Wiem kurwa, że jest jakieś tam Manbyrne, Szary Wilk, Angrrsth, Dola, Rivers like Veins i tak dalej… ale nie skupiłem się na tych wydawnictwach na tyle, by coś z nich wycisnąć. Może w przyszłym roku skupię się na tym naszym padole nieco mocniej, bo w tym kompletnie olałem sprawę.

Wojtuś: Z tego co zagłosowaliście to faktycznie udało mi się przesłuchać Mānbryne „Heilsweg: o udręce ciała i tułaczce duszy”, które faktycznie jest klawym materiałem. A potem chuj wielki i dwa bombelki. Odtwarzacza nie opuszczał  również Mysterious Rituals in the Abyss of Sabbath & Eternal Celebration of the Blakk Goat sygnowany logiem Nekkro, Grób i ich „Mięsożerca„, Hekatomb i epka „Shade of Life. Light of Death„. I dziwi mnie fakt, że chyba prawie nikt nie napisał nic o genialnym debiucie Sex Mag! Ten materiał to prawdziwy strzał w pysk! A no i jeszcze taki skromny medal z kartofelka za dobry materiał należy się: River Like Veins, Angrrsth i Nieumarli.

Bart: Święty Jezu na słodko pieczony z orzechami i skórką pomarańczy, to był dobry rok pod względem muzycznym. Było w czym wybierać, ale osobiście u mnie zatryumfowało nowe Cultes des Ghoules „Eyes of Satan”. Bez kitu, atmosfera rytualnego, pierwotnego zła jest tam na najwyższym poziomie. Zaraz na podium ustawiłbym Chainsword oraz Occultum. W szczególności to drugie mnie mile zaskoczyło. Patrząc na głosy czytelników widzę, że przodowało Mānbryne i Szary Wilk, których akurat jakoś nie słuchałem. Pech. Ale cieszy za to, że pojawiły się też w Waszych głosach takie dobra, jak Sznur, Angrrsth, Kataxu czy Pripegal.

Ef: Tradycyjnie top10 kończy się u mnie na 11 miejscu. Archgoat ok. Funeral Mist – nuda w chuj. Grave Miasma – w koło chałupy może być.

Oracle: Dla mnie top w tym roku był dość jednoznaczny i wyklarował się szybko. Trzy genialne płyty – Beyond Man, Baxaxaxa oraz Archgoat. W zasadzie te trzy płyty przewijają się u mnie do dziś, bardzo często. U Was również, więc cieszy mnie to, że czytelnicy Chaos Vault mają taki dobry gust. Na koniec w Waszym podsumowaniu wjechało Funeral Mist, ale przyznam się że odsłuchałem to dopiero dwa razy i jeszcze nie mam zdania. W chuj czasu poświęciłem też na krążek Gravesend, dobry powrót zaliczył Anael. Mówiąc jeszcze o powrotach – bardzo dobry materiał wydał Vulture Lord – i tu kurwa mała szpila – na zapytanie o wywiad usłyszałem, że takowych udzielają tylko największym magazynom. Fajne podejście, gratuluję kurwa. Dalej siedząc w black metalu, nie możemy zapomnieć o Ifrinn – choć to zaledwie była EPka. Zmasakrował mnie powrót Solstice (tego thrash metalowego). Z death metalu – tradycyjnie dupę skopała mi Grave Miasma a także sąsiedzi z południa – Sněť. Mózg rozjebany również jest dzięki Qrixkuor. Sporo tego było, ale jak widać – wiele płyt uciekło mi z pamięci. A i nie ukrywam, że wolałem sobie odsłuchać po raz kurwa kolejny debiutu Deicide niż jakiejś świeżej płyty. Tak już mam. Aha! No i nie zapominajmy, że w tym roku mieliśmy premierę dwóch numerów od Guns 'N Roses, a jako że to najlepszy zespół świata, to muszę o tym wspomnieć. 

Pathologist: Jak zwykle ze światowym metalem zgryz jest większy, ale i w tym roku sprawa dla mnie była dość klarowana. Archgoat „Worship the Eternal Darkness”. Ponoć nie da się wymyślić koła na nowo. Oni najwyżej o tym nie wiedzieli i wymyślili. Jakie to jest dobre, ja pierdole… Dalej długo długo nic i w randomowej kolejności nowinki od: KanonenfieberDjevel, Lvcifyre, Dread Sovereign, The Ruins Of Beverast, Grave Miasma, Wolves in the Throne Room, Bhleg. Funeral Mist? Coś tak jednak nie za bardzo….

WHOREDOM RIFE

JRMR: Bez silenia się na oryginalność, złoty medal bez zastanowienia leci do Archgoat „Worship the Eternal Darkness”. Zero wielkich niespodzianek, to od początku do końca wpierdol bez słabych momentów. Dość nieoczekiwanym odkryciem był debiut Gravesend, jakie to jest dobre! Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się coś więcej. Kolejnym wydawnictwem, o którym należy wspomnieć, jest nowy Hulder, prosty i dość klasyczny, ale z napisany i zagrany z dużym wyczuciem. Wbrew mieszanym opiniom, mi tam bardzo siadł długograj Paysage d’Hiver z nietypowo, jak na ten projekt, czystym brzmieniem; zwłaszcza zaskakującym w porównaniu do zeszłorocznego albumu.

Bardzo fajne rzeczy wyszły ze stajni Terratur Possessions: Whoredom Rife, Issolei, Syning oraz Kêres (ostatni może bardziej z sentymentu), i zostając w temacie Norwegii nowy Helheim (z przepiękną okładką). A z drugiej strony półwyspu skandynawskiego dobrą epkę wypuścił Wagner Ödegård. Wyróżnienie również dostaje wstępnie Funeral Mist, który będę jeszcze wałkować w najbliższym czasie. A tak z głębokiej piwnicy portugalskie Mons Veneris (dzięki Ef) – piękne chora atmosfera. I prawie bym zapomniała, nowa epka Sodom! Dobry materiał do piątkowego piwkowania. A jak już jesteśmy przy thrashu, to obadajcie sobie też debiut holenderskiego Destructo, bo warto. Bardzo też spodobał mi się powrót Baxaxaxa, i ta płyta też często się u mnie kręciła. A laurki z serduszkiem w kategorii około-warmetalu dostają Caveman Cult, Goat Kommander, Satanize, Black Ceremonial Kult, Night War, Prehistoric War Cult. (Zaraz, zaraz, czy tylko ja słucham samych kapel z “war” lub “cult” w nazwie, czy oni wszyscy tak mają?).

Na koniec warto również wspomnieć Djevel, Dakhma, Bhleg, Gornisht, Pâlemort, Ancient Obscurity, Suffering Hour.

Łysy: Ten rok zdecydowanie jest zajebisty, podobnie jak i poprzedni. W końcu pojawiło się sporo albumów faworytów, na których liczyłem najbardziej. I w zasadzie się nie zawiodłem. I śmiało mogę powiedzieć, że moim numero uno był w tym roku Lvcifyre “The Broken Seal”. Iście zajebisty to materiał, który przekonał mnie do siebie najbardziej w zasadzie już na samym starcie, a który z nowości kręcił się najczęściej. Tutaj T. Kaos pokazał, że umie czerpać z klasyki garściami i ubrać to tak, by pokazać ten gatunek w miarę świeży sposób. I to mu wyszło naprawdę zajebiście. Nie zawiodłem się też na mocno oczekiwanym przeze mnie Portal, bo “Avow” (i “Hagbulbia”) to czyste, soniczne zniszczenie jakiego brakowało mi od bardzo dawna. To samo uczynił też Antediluvian ze swoim “The Divine Punishment”, a które rozłupało mi czaszkę w drobny mak. W dalszym zestawieniu uwzględnić na pewno też muszę Grave Miasma “Abyss Of Wrathful Deities”, choć obawiam się, że kolejny album angoli może być już autokanibalizmem. Obym się mylił. Nie zawiódł też Concrete Winds z „Nerve Butcherer” ale za to zaskoczył z lekka The Temple, choć mocno jedzie mi brzmieniem Ulcerate (może tak nowy krążek w przyszłym roku?). Na pewno też wszedł mi równo Archgoat. Ci to kurwa chyba nigdy nie zawodzą i sam sobie się dziwię, że ta formuła grania jeszcze mi się nie znudziła. No ale kurwa, “Worship The Eternal Darkness”… już sam tytuł mówi sam za siebie. Dalej uwzględnić trzeba na pewno Qrixkuor , który wydał na świat kolosa pod postacią “Poison Palinopsia”. Miodne to granie, choć z początku nie mogło mnie do siebie przekonać oraz Sijjin “Sumerian Promises” bo tak, bo ładnie w klasykę wjechali. (dalsza częśc pod wideo Archgoat)

https://www.youtube.com/watch?v=yEsY4spZQzA

Z (około) black metalu na pewno w tym roku moim faworytem jest Kwade Droes “Met Onoprechte Deelneming”. Po niezbyt udanym jak dla mnie “Onder De Toren” niderlandczycy wyszli na prostą, dogadali się z diabłem i nagrali zajebisty krążek podczas orgii na zachrystii. I jakoś w tym miejscu muszę powiedzieć: wiem, że reedycje nie wchodzą tutaj w grę, ale wznowienie szwedzkiego Leviathan i jego “Far Beyond The Light” przypomniało mi, jaki to zajebisty album, a ponowne wydanie demosów Rahu jako kompilacja “Om Ram Rahve Namah” przez Terratur Possessions przypomniało mi, że Finlandia rządzi, czego dowodem jest ep Kêres, który z “Flaming Ash” podtrzymuje swój wysoki poziom.

No właśnie. Z tego czystego black metalu w tym roku faworyta nie mam, choć pewnie też było w chuj ciekawych rzeczy (Baxaxaxa). Ba, no tak! Przeca nowe Funeral Mist się pojawiło, nad którym gruchę strzepali już chyba wszyscy. Okej, może i faktycznie to jest zajebisty album, ale jeszcze nie zdążyłem go osłuchać na tyle, by wystawić mu zajebistą laurkę, ale przedziera się gdzieś w stronę podium. No właśnie. Przypomniałem sobie, że jest jeszcze Krolok “Funeral Winds & Crimson Sky” (coś cudnego) oraz Cantique Lépreux który zaskoczył swym “Le repaire des anges galeux”, a które to jest bardziej blackowe, aniżeli poprzednie wydawnictwa. Generalnie od dłuższego też czasu nie widzę w black metalu niczego, co by było mnie w stanie porwać (a może coś głęboko pod ziemią jest, co przeoczyłem). Może na przyszły rok to się zmieni.

Z pozostałych innogatnukowych rzeczy na pewno będą to krążki Nekromantheon “The Visions of Trismegistos” – że też ja teraz dopiero musiałem poznać ten zespół. No i zdecydowanie Spiter i epka/demo “Draconian Death Curse”. Kurwa to pokazuje, że w tym roku prostota rządzi, a powrót do korzeni gatunku to naprawdę zajebista, muzyczna wyprawa. I potem jeszcze trochę innych rzeczy, jak na przykład debiut Pestis Cultus „Pestis Cultus” który fajnie mnie porobił i zaostrzył apetyt na więcej. Transilvania “Of Sleep And Death”, która może poszła nie w tym kierunku co oczekiwałem, ale na pewno tym albumem nie zawiodła. Peste Noire „Le Retour Des Pastoureaux” na który niektórzy tak psioczą, a ja uważam że to naprawdę git stuff. I jeszcze pożegnalny krążek Negură Bunget“Zău”, która ładnie stara się zakończyć działalność zespołu. 

WOLVENNEST – TEMPLE

Na prawie sam koniec pozostaje dla mnie platyna dla Belgów z Wolvennest i dzieło pod nazwą Temple, które zajechałem do granic możliwości. Z albumu na album ten ansambl robi się coraz to doskonalszy a współpraca z King Dude wyszła im naprawdę zajebiście na tym krążku. Oby już tak zostało na zawsze. 

I na właściwy koniec: coroczna, osobna kategoria muzyki z Trzeciego Świata, gdzie tym razem stawiam na nowy wymiot od Tsalal. “Incarnation of Evil” to czysta definicja harsh-noise’owego zła, która sprytnie otwiera portal z Kanady przez piekło do Indii. No właśnie, w tym roku te Indie jakoś mnie nie porwały, choć w chuj tego swojego chorego bluźnierstwa na świat wydały. Nie ogarnąłem, ale pewnie większość nadrobię w ciągu nowego roku o ile Ganges nie wyleje czegoś nowego. Dobrze, że chociaż uzupełniłem Brahmastrika “Abhabaniyastral Samsarimplication” i liczę po cichu, że w końcu będzie jakiś pełniak od tych przyjemniaczków. Sri Lanka pod postacią Konflikt nie zdążyła mnie zamordować, a do Intolitarian też się jeszcze nie dokopałem, acz mam nadzieję nadrobić wraz z wybuchem wojny nuklearnej.

To tyle, ale musiałem.

Wojtuś: Nowa arcykoza? Meh, nie siadło! Już lepiej posłuchać Morgal albo miazgi w postaci Baxaxaxa. A i francuski Armaggedon wysmażył piękny album. Ogólnie ten rok według mnie należał do żabojadów. Bo i Peste Noire powróciło w glorii i chwale, nagrywając naprawdę porządny album a nie jakieś łupucupu.  A no i sraką mi zalało pokój, po odpaleniu Gutalax.

Bart: Podług ankiety laur zwycięstwa należy do Funeral Mist, co mnie absolutnie nie dziwi, bo ta płyta jest wyjebana w kosmos, jak sam skurwysyn. Zaznaczam, że zaledwie o włos wyprzedziła Archgoat. Warto tu też wskazać, że moje uznanie wzbudził fakt, iż czytelnicy pamiętali też o Impaled Nazarene, Morgal (chyba nawet wiem, kto oddał głos), czy Akhlys (kurwa, do dziś nie odpisał na pytania jaśnie jebany wielmożny pan). Jak dla mnie, ten rok należy właśnie do Archgoat, a także do Dakhma „Blessings of Amurdad”. Szczególnie ta druga rozwiała moje obawy i zdewastowała swoją zawartością. No i masa, naprawdę masa zajebistych kapel z Finlandii, które mnie zaskoczyły w tym roku. O tym, że w ankiecie pojawił się Morgal, już pisałem, ale dołożę jeszcze takie pyszności, jak Marras raz Vitriolic. Aha i ktokolwiek wymienił w ankiecie Diabolizer zasługuje na browara.

Ef: W sumie lokalne koncerty w jednej rzeszowskich knajp. Nic specjalnie ciekawego. Parę chujowizn.

Oracle: A ja w tym roku byłem na trzech koncertach o ile mnie pamięć nie myli. W zasadzie – każdy z nich bardzo mi się podobał, z różnych względów. Kat z Romanem w Krośnie – z uwagi na sentyment plus to, że Kostrzewski walczy i trzymam kciuki, żeby wyszedł cało z tego chujstwa. Gruzja i Sznur w Krakowie – no ej, ja jestem fanem patologicznego black metalu i oba zespoły zaspokoiły mnie (aaaaach…) stuprocentowo. No i Mgła, Medico Peste i Martwa Aura w Krakowie – tutaj zarówno pod względem towarzyskim jak i artystycznym byłem w całości ukontentowany, a otym jak dobry to był koncert niech świadczy fakt, że po wszystkim, dzierżąc nalewkę cytrynową domowej roboty dobijałem się przez pół godziny nie do swojej klatki. Zazdraszam natomiast wszystkim Wam tego Black Danzig

Pathologist: W tym roku byłem na dwóch koncertach. Na jednym z nich się najebałem jak nieprzymierzając meserszmit i będę szczery: nie żałuję! Jak ja miałem na to ochotę: piwo, kumple, metal! Drugi to był magiczny występ (DOLCH) w Krakowie. Odpłynąłem na nim w bardzo odległe rejony, mimo że żadne mocniejsze środki psychoaktywne nie były w użyciu.

JRMR: Poza trzema gigami w lokalnym barze, w tym roku byłam tylko na listopadowym koncercie Deus Mortem w P23 Katowicach, i świetne się bawiłam (z tego, co udało mi się zapamiętać).

Łysy: Tutaj w zasadzie nie będzie chyba zaskoczenia: Black Danzig III. I wszystko w temacie. Za mało tych koncertów, zdecydowanie.

Wojtuś: Szczerze to nie wiem. Pod względem bdb kolegów od serca, picia i zabaw to na pewno Nekkrofukk z Rotting Christ w Gdańsku. A czemu nie Danzig III? Bo musiałem zapierdalać i nie było czasu oglądać występów hehe.

Bart: W ogóle mnie nie dziwi, że za koncert roku uznano Black Danzig III, bo Michał dojebał tam takim składem, że szło się obsrać na miętowo. Niestety, jako że nie dane mi było udać się na wybrzeże, to wskażę mini gig Deus Mortem/Impure Declaration/Stillborn we Wrocławiu. Wspaniałe zło się tam działo.

Ef: W tym roku miałem w tej kwestii spore używanie. A, żeby podkreślić jak sporo gówna przewinęło się przez te 12 miesięcy nie wymienię prawie żadnego, bo były tak chujowe, że nawet na to nie zasługują. Ale jest nagroda pocieszenia. To nasz lokalny Psycho Visions. Znacie? No właśnie. A ziomeczki zrobili sobie dokument o swojej karierze. Pełnej nic nie znaczących wydarzeń, dwóch zupełnie przeciętnie nijakich długograjów i historii gości, którzy nie mają nic kompletnie do powiedzenia. Poza przekonaniem „jestę gwiazdą metalu”. Jest takie pasujące tutaj powiedzenie. Ożeń że się ożeń, jak masz twardy korzeń, a jak w spodniach licho siedź na dupie cicho. Tylko, że nie dotrze.. Co jest w tej podkarpackiej ziemi, że wydaje takie cuda na kiju, jak Psycho Visions i Diaboł Boruta?

Oracle: Dorodna kupa wyrosła mi niemal pod oknami, bo na pewno na wspomnienie zasługuje rzeszowskie Psycho Visions. Kurwa, wspaniali następcy tych łebków od wykresów kołowych. No ale chuj tam z nimi, na pewno wyszło w tym roku sporo gówien, chowanych gdzieś głęboko. Natomiast nie wiem, o chuj Wam chodzi z Furią, przecież to świetny materiał? Generalnie też przeciętny czytelnik Chaos Vault chyba nie lubi polskojęzycznego black metalu i tych wszystkich młodszych stażem kapel w stylu Zmarłym, Kły, Biesy o tak dalej. No co ja poradzę – szału nie ma, ale żeby od razu kupa? No i tradycyjnie już wciry dostały się Besatt, ale tu chyba ktoś jednak ma problem z Beldarohem, co zakrawa już na manię prześladowczą, o czym szerzej wypowie się pewnie Ef albo Łysy. 

Pathologist: Nie stwierdziłem w tym roku żadnego większego parującego stolca wydanego na ziemi JP2. Dla usprawiedliwienia: jakoś wybitnie nie szukałem.

JRMR: Jak wyżej wspomniałam, krajowa scena wyrzygała w tym roku masę albumów, z których wiele było albo nudnych i wtórnych, albo totalnie nie wpisujących się w mój gust. Na osobisty nielaur zasługuje Zmarłym, no nie wchodzi mi ta konwencja.

Łysy: Kurwa i to jest w zasadzie zajebiste pytanie, na które sobie nie potrafię odpowiedzieć. Sporo tutaj rozbieżności w głosach czytelników była, a przez niektórych widać przemawiało chyba coś więcej, niż tylko osłuchanie muzyczne i wprost stawiali na zespoły do których z jakiś przyczyn pałają personalną nienawiścią, co miało przełożenie na niektóre wyniki. No cóż, ja w tym roku w tej kategorii nie widzę nic, co by zasługiwało na to miano. Szkoda, chętnie bym poszkalował.

Wojtuś: To samo co kolega wyżej. Stolca w spodniach i w odtwarzaczu nie odnotowano.

Bart: Dojechaliśmy do fekalnej części naszej ankiety, czyli Kupy Roku. I tu czytelnicy uznali za nią nowy Besatt, ale czujne oko redakcji wyłapało, że to prawdopodobnie wynik działania tego sfrustrowanego dzbana, co toczy prywatną wojenkę z Beldarohem i kolegami. Czy tak jest na pewno? Pewności nie ma, ale podstawy są solidne. Mnie tam w kraju nic w tym roku szczególnie nie odrzuciło, ale jeśli mam na coś wskazać, to niech będzie to Zmarłym „Druga Fala”, które jawi się, jako album mocno średni, ale za to dość chamsko posklejany z mocno ogranych, w ostatnim czasie, motywów. Poza tym popieram też ujawnione w ankiecie typy na Furię „W Śnialni” i Nocnego Kochanka, albowiem ten album z coverami, to sraka aż strach. Aha, i serio kurwa, CDG, jako kandydat do kupy roku?

Ef: A nawet mi nie mówcie, tyle tego niedobrego wyszło.

Oracle: Eee, raczej rozczarowania, które można było przewidzieć, czyli nowe albumy Iron Maiden czy Cradle of Filth (bo w sumie tylko na nie się skusiłem, żeby sprawdzić z tych tak zwanych dużych nazw). Widzę, że pokrywamy się – znów – z czytelnikami. Natomiast jeśli mielibyśmy stworzyć kategorię kupy roku, która będzie całościowa, to chyba należy się ten tytuł (z mojej perspektywy) wytwórni Art Gates Records, która podsyłała mi płyty do recenzji, które były tak chujowe, że dostawały po 2/10, 3/10 i jak się zorientowali w ocenach to mi napisali, że skoro nie podoba mi się ich muzyka to nie będą mi wysyłać i w ogóle mail w tonie bardzo zdziwionym i roszczeniowym. I bardzo dobrze, więcej miejsca na inne, dobre płyty. 

DARKTHRONE

Pathologist: Tu podobna sprawa jak z kupą z Polski. Chyba w tym roku wybredniejszy jestem w stosunku do muzyki, po którą sięgam.

JRMR: O ile staram się śledzić płyty z Polski, to nudne rzeczy z zagranicy po prostu wyłączam i do nich więcej nie wracam. Czekałam na kilka premier, które okazały się nie do końca “tym” (np. Impaled Nazarene, Ungfell), ale chyba nic mnie w tym roku jakoś szczególnie nie rozczarowało. Bo nie wiem czy można mówić o rozczarowaniu w przypadku Darkthrone, gdy nie ma się już żadnych oczekiwań. (A może po prostu powinnam mieć pesel zaczynający się przynajmniej o cyfrę wcześniej.)

Łysy: Stwierdzam, że albo ja taką muzykę mijam albo po prostu takiej słucham nie zdając sobie sprawy, że jest ona uważana za kupę. Chociaż jak tak patrzę po oddanych głosach, to nie odbiegają tutaj moje gusta zbytnio od gust czytelników. Kumam, że niektórzy są zawiedzeni tym, że Iron Maiden w ich mniemaniu dało ciała, ale nie oszukujmy się: ci goście już młodsi nie będą. No właśnie. Nie będą też młodsi Fenriz i Nocturno Culto. Tak jest, chyba jednak Darkthrone w tym roku jest tym zespołem, który po prostu wypadł naprawdę słabo. Odsłuchałem “Eternal Hails” dosłownie raz i była to dla mnie strata czasu. Nie znalazło się tam nic, co by mnie w jakiś sposób zaciekawiło w przeciwieństwie do takiego chociażby “Arctic Thunder”, które po trzecim – ale jednak – riffie mnie wciągło. Rozumiem, że kult eternal, że kurwa historia, ale do chuja… No nie. Nie jest to kupa, ale nie jest to też złoty strzał, sorry. I tak sobie jeszcze na koniec przypomniałem o Lantlos… kurwa, dlaczego?

Wojtuś: Gdybym miał się naprawdę przypierdolić do czegoś na siłę to bym napisał, że Iron Maiden, ale nie będę taki.

Bart: Dla mnie nie było nic zza granicy szczególnie chujowego, może jakiś cudem udawało mi się te kloce omijać. Tym bardziej, jak widzę, że w ankiecie wygrało Iron Maiden i Cradle of Filth. Oba poza moim kręgiem zainteresowań, więc i nerwów mniej, że trafiłem na brzydkiego bąka.

Ef: A wszystko w sumie.

Oracle: Nie chce mi się o pracy gadać. Na scenie metalowej zaś, czy jest się na co wkurwiać? Przecież to tylko muzametal, nie ma co se nerwów psuć. 

Pathologist: Wkurwiłem się jak odwołali Tormentor i Cult of Fire. A tak to ja niespotykanie spokojny człowiek jestem.

JRMR: Przekładane premiery płyt, niedostępne LP, brak koncertów i festiwali. A przyszły rok wcale nie zapowiada się lepiej, co wkurwia najbardziej.

Łysy: Pierdolona plandemia. Nie, żebym to był zwolennikiem foliarstwa, ale najzwyczajniej ta cała zabawa w pandemię i jej zjebane konsekwencje po prostu mnie już nudzą i wkurwiają (choć sam to przeszedłem), bo ileż można słuchać tego samego pierdolenia: o jej tyle zmarło, o jej tyle wyzdrowiało… W chuj, niech ten świat już kurwa zdycha

Wojtuś: Inflacja…

Bart: Wkurw roku? U mnie to się pokrywa z czytelnikami, czyli odwoływanie masowe koncertów. No i ceny paliw, bo skoczyły do góry tak bardzo, że mój portfel płacze łzami rzewnymi.

Ef: Różnych mniej lub bardziej dziwnych rzeczy. Nawet się chwilę zastanawiałem, czy nie wypisać chociaż kilku zespołów, które wjechały mi w tym roku w uszy, ale w zasadzie nie. Zapomnijcie o wyróżnieniach.

Oracle: Tak z ciekawości policzyłem co tam ostatnio sobie kupowałem, to metalu może była z 1/3, reszta to klasyka. Ostatnio mam fazę na Rolling Stones, to sobie postanowiłem ich kompletować na winylach i słuchałem bardzo często. 

Pathologist: Tutaj bez zmian, jak co roku. Muzyka filmowa do książek i szeroko pojęta elektronika do aktywności fizycznej, ale jak się kumple pytają to mówię, że na rowerze słuchałem grindcora.

JRMR: Jak zwykle: głównie folki czy inne pagany, ale rzadko nowości. A gdy cisza zbyt dzwoni w uszach i nie mam siły na nic konkretnego słucham często muzyki z gier/filmów. W tym roku najczęściej wracałam do Assassin’s Creed Valhalla, a od niedawna ulubionym stał się soundtrack do Diuny.

A guilty pleasure to ostatnio muzyka organowa (obczajcie sobie pana Karola Mossakowskiego)

FURIA – W ŚNIALNI

Łysy: W tym roku ukazało się parę fajnych strzałów. W końcu nowa Furia, która natchniona występami w “Weselu” Klaty wystawiła swoją własną sztukę pod postacią “W śnialni”. Zajebiste to słuchowisko muzyczne, od którego nie mogłem się oderwać. Zapętlone potrafiło wchłonąć mnie na długie godziny wywołując lekki niedosyt, ale może to i dobrze, bo przynajmniej wracam przez to częściej do tego krążka. Dalej: Wędrowcy Tułacze Zbiegi. W tym roku z “Futurista” nie zawiedli, chociaż ciężko mi było przebić się przez niektóre utwory. Git, że wjechała też nowa Lingua Ignota. “Sinner Get Ready” wydaje się być bardziej przystępny od swoich poprzedników, ale nadal jest tutaj pierwiastek bólu i wkurwienia na otaczający świat. Mocna rzecz. Poza tym wszystkim tradycyjnie polska zimna fala, a jak nikt nie patrzył to żydki z Beastie Boys, Neophyte, gówniarz z Czech o ksywie Redzed oraz mistrz Fritz Lang i mistrz Üllar Jörberg.

Wojtuś: U mnie do łask wróciły gabbery, ale i dużo słuchało się muzyki pokroju The Ancient Order. A i muzyką z gier, czy filmów nie pogardziłem. Soundtrack z Cannibal Holocaust to tak tylko z milion razy leciał hehe.

Bart: Generalnie jakoś w tym roku odpuściłem sobie spinę i słuchałem dużo więcej rzeczy spoza kręgu stali. Sporo Prodigy, rapsów wiele, skocznego hardbassu, a także zaskakująco dużo Zdechłego Osy. Ten ostatni pysznie wchodzi na siłce.

Ef: Żeby mnie nie bolał mały palec lewej nogi.

Oracle: Jak już wspominałem, dwa nowe numery wyszły w tym roku od Guns N’ Roses, więc liczę na pełniaka. Poza tym mam na nich kupiony już bilet w Pradze, więc liczę że nie odwołają. Poza tym jak to mówią – co roku oczekuję minimum a i tak jestem rozczarowany.

Pathologist: Oczekuje, że koncertów będzie więcej. Wręcz żądam, żeby koncertów było więcej.

JRMR: Modlę się do wszystkiego, co nieboskie, by wreszcie doszła do skutku trasa Revenge. Potem można umierać.

Łysy: Śmierć ludzkości w męczarniach i obozach koncentracyjnych, bo patrząc na – mówiąc wprost – skurwienie niektórych jednostek – przydałby się niektórym reset mózgownicy. Choć wątpię, by to dało pożądany efekt. Wpierw jednak przed zagładą nowe Trąby Jerychońskie pod postacią albumów: w końcu Tetragrammacide, w końcu Aparthiva Raktadhara, w końcu Nirriti i na dokładkę nowy Nyogthaeblisz i zdecydowanie Spiter. Czekam też od dłuższego czasu i doczekać się nie mogę czegoś od Mitochondrion i tak samo Vemod. No ile można nagrywać jeden, jebaniutki krążek, co? Nowy Diocletian, Harvest Gulgaltha też byłyby fajne i koncert Mercyful Fate, który – mam głupią nadzieję – dojdzie jak, jest planowane, do skutku, tak jak i Never Surrender Fest vol. III. Więcej nie pamiętam, a tego czego nie pamiętam, niech się choć w części zmaterializuje, to będzie git

Wojtuś: Może wreszcie uda się pojechać na jakieś normalne wakacje. Kto wie? I koncertów może mi nie odwołają hehe. O albumy się nie martwię, bo na pewno coś się znajdzie. Oby tylko zdrówko dopisywało!

Bart: Na przyszły rok oczekuję tylko kilku rzeczy: przeżyć, by w małżeństwie mym dalej było pysznie, a także BLACK SILESIA OPEN AIR!!! BĘDZIE WOJNA!!!

Ef: Wielką niesprawiedliwością tego świata jest to, że prędzej z życia wyhuśta się Romek niż Luczyk.

Oracle: Nie będę ukrywał, byłem pomysłodawcą, by nagroda Dzbana Roku była ustalona na cześć tego pana, który walczył, zawsze gdzieś tam był na podium, no ale w tym roku to mu peron już baaaaaaardzo mocno odjechał. Życzę mu też żeby se kurwa głupi ryj rozwalił. Nergal bardzo nisko u Was w tym roku, no cóż, może jakoś to przeżyje, siedząc sobie pod palmami i prosząc Was o wpłaty na jego pożal się BOŻE inicjatywę. Choć w moim prywatnym rankingu (poza Luczykiem oczywiście) wygrywa redaktor Demented Omen of Masochism Zine, który chce być bardzo edgy i błyszczy na przykład w dyskusjach fejsbukowych stwierdzeniem, że ocieplanie psom bud to lewacki wymysł, zakaz trzymania na łańcuchu –  poprawność polityczna i niesprawdzona teoria wyssana z palca. 

Pathologist: I a resztę dośpiewajcie sobie sami. Ta ludzka wesz powinna zniknąć raz na zawsze z życia publicznego. Życzę mu jak najgorzej. Warto wspomnieć też pana Glace, któremu foliarstwo weszło chyba za mocno. Czyżby kolejna kolaboracja z panią Górniak się szykowała?

JRMR: ¯\_(ツ)_/¯

Łysy: Co rok ta sama śpiewka, co rok ta sama specgrupa od pokazu żenady, dziadostwa i ogólnej niepełnosprawności umysłowej. To już staje się naprawdę bardzo nudne. Czy naprawdę ci ludzie nie mogą już przestać oddychać? Z jednej strony uważam, że ludzkość powinna zostać zdepopulowana, ale z drugiej nikomu bym nie życzył tak źle, jak Dzban Roku Romanowi, bo gdyby nie on, ten człowieczek dzisiaj nie istniałby w świadomości ludzi. Chociaż, po części rozumiem typa, jego rozgoryczenie i to, skąd ta nienawiść się bierze ale nie usprawiedliwia to faktu, że najzwyczajniej w świecie jest świnią… a chuj z nim, szkoda szczępić ryja na takiego typa. Krzyś Słyż konsekwentnie wspina się po drabinie i celuje w pudło. Za rok może w końcu trzecie miejsce? Nergal? To już chyba historia. Glaca? Po ile folia w spożywczym? Generalnie, pomijajac już kwestie personalne to ostatnimi czasy jest jakiś dziwny wysryw person, które – idąc za znaną sentencą: kozak w necie, pizda w świecie – są chyba mocno zaburzone psychicznie czego dowód dają udzielając się mocno nie tylko w komentowaniu na fejsbuku (ale fajnie jak się zesrał na te parę godzin, tyle samobójstw co być musiało z tego powodu, to o ja!), dyskusjach i innych gównoprzepychankach (często sami je tworząc: nie znam się, ale się kurwa wypowiem, bo się nie znam, ale się wypowiem i chuj) o tym kto jest ludzkim gównem, a kto dzbanem z wodogłowiem. Kurwa, co za czasy, co za ludzie, co za obyczaje. I to się tyczy nie tylko fanów, psychofanów (chociażby fan Beldaroha, który tak mocno chciał, by ten wygrał na dzbana roku, ale mu się nie udało, bo zdradziły go nie tylko adresy ip, sygnatury czasowe, ale i styl pisania. Brawo!), starych dziadów po 40 (Sejer kurwa! Sodoom mosz koszulkę?) ale i innych szpeców od wszystkiego (czytaj: od niczego). Kurwa we wapno, to będzie za mało. Generalnie uważam, że niektórzy zdrowo powinni się pierdolnąć w łeb, a najlepiej odstawić internet i zacząć w końcu żyć własnym życiem. Zaruchać dziewczynę czy tam sąsiadkę albo koleżankę z pracy, wypić parę flaszek z kumplami, iść na spacer psem, puścić se pornosa z vhsa czy tam cidiroma… Generalnie odstawić ten jebany net, albo po prostu sobie palnąć w łeb i nie marnować powietrza innym. Dokąd zmierzasz człowieku, ja się pytam?

Wojtuś: Wiadomo kto,wiadomo kogo,wiadomo gdzie, wiadomo co.

Bart: Tutaj zdziwienia nie będzie, bo na tę nagrodę w tym roku naprawdę zapracował Piotr Luczyk. Zero zaskoczenia, z uwagi na tę ilość dzbaństwa, która kala straszliwie higienę intelektualną każdego normalnego człowieka. Zerkając w ankietę, to jest też trochę głosów na Krzysztofa Słyża, Edytę Górniak (hehe) i kto to jest Piotr Kozieradzki? Głosy na Beldaroha pominę, bo ewidentnie widać, że jedna osoba tutaj miała straszliwy incydent kałowy.

Łysy
848 tekstów

Grafoman. Koneser i nałogowy degustator Browaru Zakładowego. Fan śmierć, jak i czarciego metalu, którego słucha od komunii...

Skomentuj