Wydawca: Lupus Lounge / Prophecy Productions
Ostatnia część Transylwańskiej trylogii i jednocześnie ostatni album Negură Bunget. Trudno w to uwierzyć, ale przychodzi mi się zmierzyć z końcem zespołu, który niemal od piętnastu lat towarzyszy mi w podróży po muzycznych krainach, których nigdy już nie odwiedzę. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem “Om” byłem fest zdziwiony, że można tworzyć TAKIE obrazy dźwiękiem i to w TAKIM kraju, jakim jest Rumunia. Z miejsca więc polubiłem ten zespół jak pojebany stawiając w niedługim czasie “’n Crugu Bradului” oraz “Om” na muzycznym piedestale i osobistym topie albumów.
Pierwsza część trylogii ‘Tau” (wydana w 2015 roku) okazała się być albumem o wiele lepszym, od wydanego pięć lat wcześniej “Virstele Pamintului”. Uznałem wtedy, że Negru i spółka w końcu wrzucili zespół na właściwe tory i sprawili, że na nowo powróciła magia Transylwańskich krain. Jedni zarzucali temu albumowi zbytnią pompatyczność, inni brak chociażby w minimalnym stopniu, klimatu znanego z genialnego “Om”. W końcu był to drugi krążek po rozłamie w zespole i odejściu Hupogrammosa oraz Sol Faura. Mimo to, zespół postarał się wiernie oddać tradycjonalizm i naturę prezentując w swój typowy sposób rumuński folklor. Druga część trylogii pod postacią “Zl” – która ukazała się rok później – pokazała, że zespół potrafi nadal wytworzyć specyficzny i wyjątkowy klimat, który jest po prostu nie do podrobienia. “Zl” to album o wiele bardziej stonowany i spokojniejszy od swojego poprzednika. Stawiający na duchowość i tradycję muzyczną regionów transylwańskich krain. Naładowany sporą porcją emocji w wieńczącym album kapitalnym i mocno klimatycznym “Marea Cea Mare” stał się idealnym i – jak się mogło wtedy zdawać – nagłym zamknięciem transylwańskiego aktu spowodowanego śmiercią Negru. Jak się później okazało, całość trzeciej i właściwie ostatniej części tej muzycznej trylogii została w praktyce cała rozpisana, zanim Negru opuścił ten świat. Wystarczyło więc tylko wejść do studia, uzupełnić brakujące elementy i nagrać ostatni akt trylogii oddając hołd zmarłemu, wieńcząc jednocześnie w ten sposób koniec zespołu.
Jak więc wypada “Zau” na tle dwóch poprzednich części? Słucham tego krążka od prawie trzech tygodni dzień w dzień i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że “Zau” to album przynajmniej tak dobry, jak “Tau” a może i odrobinę nawet lepszy. Czerpiący z twórczości Negură Bunget dosłownie wszystko, co w tym zespole było najlepsze. Od klimatu, pełnego przestrzeni i krajobrazu, poprzez ludowe instrumenty z charakterystyczną deską na czele, aż po wokale (tak, życie po Hupogrammosie też istnieje), które potrafią nadać odpowiedniej ostrości i podniosłości kompozycjom. Taki otwierający album “Brad” ma w sobie taki ładunek emocji, że aż serducho ściska. Dalej, jest równie dobrze. Taki “Obrăzar” przywołuje klimatem “Om”, jego doniosłość i patetyczność. Jego dziką naturę i płynącą z niej siłę. “Tinerețe Fără Bătrânețe” jest niemal tak dobry jak “Cel din urmă vis” (z “Om” właśnie). Zaś kończący album “Toacă Din Cer” to prawie że niemal mistrzowskie, mocno nostalgiczne pożegnanie z Negru. I można by było uznać, że honor został uratowany. Pomiędzy tym wszystkim brakuje jednak tego najważniejszego: pierwiastka, który by spajał cały dorobek zespołu. I choć na tle pozostałych części trylogii “Zau” wypada naprawdę dobrze, to na tle całej dyskografii Rumunów niestety podium nie zajmuje. Klimat a i owszem jest, ale nie czuć tutaj najbardziej istotnej rzeczy: ducha i jedności Matki Ziemi z Matką Naturą. Ziemi z powietrzem, które były obecne w twórczości Rumunów niemal od początku istnienia zespołu, definiując w ten sposób całą twórczość Negură Bunget.
“Zau” to album może nawet bardziej niż dobry, ale nie sięgający do pięt “Zl” ale bijący “Tau”. Mimo to i tak wiadomo odgórnie, że nie ważne jakiego albumu by ten zespół nie nagrał i tak zawsze będzie oceniany przez pryzmat “Om”. Szkoda. Nie mniej, “Zau” jest godnym zwieńczeniem całej Transylwańskiej trylogii, choć nie do końca godnym zwieńczenia twórczości zespołu. Niedosyt pozostaje, ale być może o to w tym wszystkim chodzi, by całość była nadal otwarta na eksplorację muzycznych pejzaży malowanych przez Negură Bunget.
Ocena: 7,5/10
Traclista:
01. Brad
02. Iarba Fiarelor
03. Obrăzar
04. Tinerețe Fără Bătrânețe
05. Toacă Din Cer

fff
2 grudnia 2021 at 14:09
A co jest nie tak z Rumunią?