Wydawca: Profound Lore Records
Ostatnie albumy australijczyków to jakaś abstrakcja. Inna płaszczyzna death metalowej, eksperymentalnej sztuki poszukującej nowego, muzycznego obszaru w którym to różne, skondensowane i połączone w jedność dźwięki tworzą coś na kształt czarciego monolitu, który jest jednocześnie wrotami do innych, równoległych światów.
Światów, w których pojęcie czasu nie istnieje, a ciemność, senne koszmary i czarna magia nabierają fizycznych, przerażających form. Podróż przez te światy, a szczególnie jej początek, jest niezwykle trudna i stawia przed słuchaczem nie lada wyzwanie, choć nie tak trudne jak choćby na “Ion”. Portal bowiem na “Avow” jest podejrzanie przystępny i niezwykle poukładany. Nie spieszy się do szybkiego wchłonięcia słuchacza, acz stara się w nim zbudować wpierw poczucie lęku i niepewności. I to, przyznać trzeba, sprawdza się idealnie. Zło, które czai się na “Avow” ma bezkształtną formę, która w zależności od odbiorcy, dostosowuje się do niego i pochłania go powoli w wymiar niezbadanego mroku. Portal jest przy tym jeszcze bardziej precyzyjny, a przy tym bardziej skuteczny w zadawaniu muzycznego bólu, nadal będąc przy tym niepokojącym, dusznym i miejscami wręcz przerażającym zespołem. Gitary wciąż potrafią zbudować tu charakterystyczny, portalowy chaos, a bębny stanowią tło do inkantacji i przywoływania zła przez The Curatora. I wszystko się tutaj zgadza, choć wydaje się być to zbyt czyste, zbyt łagodne jak na muzykę australijczyków przystało. Na szczęście, to tylko pozory. Nadal wszystko brzmi tu niezwykle agresywnie, bezpośrednio i ultra ciężko, a poszczególne instrumenty tworzą niesamowicie duszną i mroczną przestrzeń w której jesteśmy z jednej strony zagubieni niczym Alicja w krainie czarów i demonów, a z drugiej miażdżeni przez super masywną, czarną materię.
Na “Avow” Portal nadal ewoluuje i przekracza własne, międzywymiarowe granice, dając jednocześnie słuchaczowi dostęp do nowych, przerażających, muzycznych form i światów. Na “Hagbulbia” – krążku, który ukazał się równolegle – robi to jeszcze bardziej dosłownie. Zbudowana z niejednolitej ściany skondensowanych, przesterowanych i zamienionych w chaos dźwięków drenujących umysł “Hagbulbia” sprawia słuchaczowi soniczny ból przez niemal czterdzieści minut. Piłuje i rujnuje umysł. Gniecie i wysysa życie, a jednocześnie wkręca i nakazuje słuchać jej do końca. Postanowiłem więc, zrobić swoistego rodzaju eksperyment i puścić “Hagbulbia” i “Avow” wpierw jednocześnie, a potem przeplatając poszczególne utwory między sobą. Chaos, który z tego powstał przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, portal do zupełnie innego wymiaru muzyki kolesi z Brisbane właśnie wtedy otworzył się na dobre. Paradoksalnie, oba krążki nie przeszkadzały sobie, a wręcz ze sobą współgrały i tworzyły jedność, a warstwy instrumentarium, które nałożyły się na siebie, stworzyły zupełnie coś nowego i równie chorego.
Portal na “Avow” utrzymał zbudowany na “Ion” poziom, wręcz go rozbudował i udoskonalił do odpowiedniej formy, zaś na “Hagbulbia” świetnie uzupełnił jego przekaz.
Ocena: „Avow” – 9/10 ; „Hagbulbia” – 8/10
Tracklista:
„Avow”: 1. Catafalque, 2. Eye, 3. Offune, 4. Manor Of Speaking, 5. Bode, 6. Drain
„Hagbulbia”: 1. Stow, 2. Of Straw And Cloth, 3. Grail, 4. Weptune, 5. Hexodeus
