Oracle: Cześć! Zacznę od tego, że z przyjemnością przesłuchałem Wasz pierwszy pełny album. “Catacomb cult” jest jednym z najlepszych tegorocznych wydawnictw, więc cierpliwość maniax została wynagrodzona. Czy Baxaxaxa też uważa, że warto było czekać?
Condemptor.: To nie jest kwestia tego, czy było warto; czas nie ma tu nic do rzeczy. Akurat przyszedł czas na debiut. Nic poza tym.
O.: Baxaxaxa nie jest zespołem, który pracuje w pośpiechu, to pewne. Ale ostatnie trzy lata były dla Was dość aktywne. Co sprawiło, że ostatnio bardziej się zaangażowaliście?
C.: Mamy teraz stabilny, kreatywny skład i to zainspirowało nas, by wskrzesić tej zespół. Na tym polega różnica.
O.: Większośc z Was gra również w Ungod. Związek między tymi dwoma projektami jest tak silny, że macie na przykład wspólny fanpage. Zastanawia mnie więc, jak wygląda komponowanie kawałków. Czy siadacie do instrumentów z zamysłem “ok, to teraz lecimy z Baxaxaxa” – czy raczej najpierw tworzycie muzykę, a potem decydujecie, który fragment/riff bardziej pasuje do którego projektu?
C.: Zwykle tak, jak w pierwszym wypadku – piszemy kawałki specjalnie pod Baxaxaxa lub Ungod. Ale w nielicznych przypadkach zdarza się, że pracujemy nad riffem dla jednego projektu i nagle zdajemy sobie sprawę, że lepiej pasowałby do drugiego.
O.: Macie nowy skład – obowiązki gardłowego objął Patrick, najbardziej znaczy jako właściciel Iron Bonehead Productions – obecnie jednej z najlepszych, moim zdaniem, undergroundowych wytwórni. Inni muzycy znani są z m.in. Ungod. Zastanawiam się jednak, co się stało z lineupem znanym z dema “Hellfire” – pozostali nie byli zainteresowani z dołączeniem do Baxaxaxa po latach?
C.: Każdy muzyk z dawnego składu został zapytany, czy chce wrócić. Poprzedni wokalista najpierw się zgodził, ale potem powiedział, że jednak nie ma czasu, by się w to zaangażować. Pozostali po prostu nie interesują się już black metalem, czy metalem w ogóle. Ale wszyscy byli za reaktywacją.
O.: Patrick wypuścił część Waszych wydawnictw, ale “Catacomb Cult” zostało wydane przez The Sinister Flame. Jest to label znacznie młodszy od Iron Bonehead, z mniejszą ilością pozycji, więc jaki był główny powód, dla którego ich wybraliście?
C.: The Sinister Flame to bardzo zaangażowana wytwórnia, są bardzo dobrze związani ze sceną, i zaoferowali nam dobre warunki.
O.: Jak wspominasz sesję “Hellfire”? Rok 1992 wydaje się być eony temu i wkrótce będziemy już bliżej roku 2050 niż 1992 – możesz w to uwierzyć? Czy Baxaxaxa z epoki “Hellfire” różni się od dzisiejszej (oczywiście pomijając sam skład)?
C.: Tak, bardzo dobrze to pamiętam – i tak, też wydaje mi się, że to było eony temu. Ale Baxaxaxa nie zmieniła się, i to dlatego zdecydowaliśmy się reaktywować zespół. Czujemy dawnego ducha tak samo, jak prawie 30 lat temu.
O.: Baxaxaxa ma już kultowy status w black metalowym podziemiu (mimo, że nie macie wielu wydawnictw, a większość z nich pochodzi z ostatnich kilku lat). Czy zgadzasz się z tym stwierdzeniem – i jeśli tak, co według Ciebie sprawia, że Wasz zespół jest tak doceniany?
C.: Na to pytanie nie da się odpowiedzieć. To oczywiście zaszczyt, jeśli uważasz nas za kultowy zespół. Ale to nie my decydujemy, czy będziemy szanowani – tak naprawdę o tym nie myślimy. Czujemy się za to częścią black metalowej sceny, choć na pewno nie współczesnej.
O.: Powinniście być zadowoleni z tego, jak brzmi “Catacomb Cult”, oraz z samej okładki. Dla mnie wygląda tak, jakby wyjęto ją żywcem z 1993; ten sam duch, przekaz. Jak emanacja dawnych dni – czyż nie?
C.: Cóż, bardzo dziękuję. Dokładnie to chcieliśmy osiągnąć, więc mam nadzieję, że masz rację.
O.: Baxaxaxa nie gra zbyt często na żywo. Tak naprawdę było to tylko kilka gigów, i z tego co wiem, Waszym pierwszym koncertem był Destroying Texas w 2018. Później graliście na Never Surrender Fest. Więc nie wielkie, wielodniowe festiwale, ale raczej undergroundowe wydarzenia, gromadzące najbardziej oddanych maniaków, są najlepszym sposobem wyrazu dla Baxaxaxa?
C.: Tak, to prawda. Nie chcemy grać na przypadkowych koncertach w przypadkowych miejscach. Angażujemy się wyłącznie, jeśli odpowiadają nam warunki, organizator oraz pozostałe zespoły.
O.: Wasze koncerty są jak Wasza muzyka – totalnie oldschoolowe i surowe, bez żadnych tanich efektów w postaci sztucznej krwi itd. Bardzo mi się to podoba, bo dzięki temu nie ma rozbieżności pomiędzy tym, co reprezentuje sobą Baxaxaxa i tym, jak występujecie. Nazwałbym to szczerością – czymś, czego brakuje obecnie w black metalu, nie uważasz?
C.: Znowu trudne pytanie. Zapewniam Cię, że jesteśmy szczerzy i prawdziwi. Ale powtórzę, nie nam oceniać to, co robią inni.
O.: Baxaxaxa oscyluje wokół satanizmu, Ścieżki Lewej Ręki itd. Zastanawia mnie, jak bardzo ma to wpływ na Wasze codzienne życie, pracę, relacje. Na przykład, nasz kochany Nergal gra swoją rolę na scenie, po czym robi sobie zdjęcie z księdzem czy dziewczyną w hidżabie i mówi “słuchajcie, jestem ponad religijnymi podziałami; ci ludzie są super! Ten ksiądz to naprawdę fajny gość mimo, że nie podoba się to naszym rządzącym, a ta dziewczyna to moja prawdziwa fanka mimo, iż wierzy w Allaha…”. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli? Nie wyobrażam sobie, że Baxaxaxa powiedziałaby, iż jakiś ksiądz jest spoko – to stwierdzenie przeczy samo sobie…
C.: Hahaha… cóż – wszyscy mamy mniej czy bardziej “normalne” życie. W miarę upływu czasu dojrzewasz i przestajesz mieć potrzebę, by manifestować swoje poglądy. Dlatego też każdy z nas znalazł sposób, by prowadzić “normalne” życie, pozostając wiernym samemu sobie. A jest to możliwe, ponieważ nie zarabiamy na życie naszą muzyką – to pasja, nie praca. Dla Nergala sytuacja wygląda inaczej: musi robić to, co robi, by zarabiać pieniądze. W ten sposób kreuje swój wizerunek i nic mi do tego. My jednak postrzegamy siebie, naszą muzykę i filozofię zdecydowanie inaczej, niż on. I nie – nigdy nie zrobilibyśmy foty z fajnym księdzem. I nie ma znaczenia, czy rzeczywiście byłby spoko, czy nie. To po prostu nie nasz styl.
O.: Który album (lub albumy) są czystą ekspresją black metalu, bez których ten gatunek byłby zdecydowanie uboższy? Ciekawi mnie Twoja opinia, ponieważ byliście świadkami narodzin sceny, oraz jej częścią od samego początku…
C.: Bez „In the sign of evil”, „Obessessed by cruelty”, „The return…” i „Under the sign of the black mark” black metalowa scena nie istniałaby w takiej formie, w jakiej jest obecnie. Dodałbym też „Worship him”, „A blaze in the northern sky”, „Thy mighty contract”, „Diabolical fullmoon mysticism” i „Pure holocaust”. Na pewno jest więcej wydawnictw, bez których scena byłaby uboższa. Ale te wyżej wymienione są, moim zdaniem, bardzo ważne.
O.: A z drugiej strony – które zespoły zyskały status kultowych niesłusznie? Na przykład muzycy, którzy są fałszywymi chujami, i kreują groźny wizerunek wyłącznie do zdjęć?
C.: Szczerze mówiąc, nie uważam, żeby Mayhem zasłużył na swój kultowy status. Zespół “umarł” zanim zdążył stać się naprawdę przełomowym. Bez Deada i Euronymousa duch przepadł – przynajmniej według mnie. Nic, co zrobili po „De Mysteriis Dom Sathanas” nie było szczególnie imponujące. A w ogóle, ten album byłby znacznie ważniejszy, gdyby to Dead nagrał wokale. Oczywiście nie uważam, że Mayhem są chujami czy pozerami – po prostu robią to, co robią, i ok. Ale dla mnie ten zespół stracił swój potencjał wraz z samobójstwem Deada, i potem wraz ze śmiercią Euronymousa.
O.: Niemiecka scena zawsze była, moim zdaniem, na uboczu tego, co się dzieje w black metalu. Trzeba się jednak zagłębić, by zdać sobie sprawę, że istnieje wiele świetnych kapel, jak właśnie Baxaxaxa czy Ungod, które zdecydowanie mają wpływ na młodsze zespoły – nie uważasz? Jak, Twoim zdaniem, wypada niemiecka scena na tle innych krajów europejskich?
C.: Tak, niemiecka scen jest zdecydowanie mniejsza niż w krajach nordyckich, to prawda. Ale to nie różni się zbytnio od tego, co się dzieje w reszcie świata. W każdym kraju znajdą się niepowtarzalne zespoły. Na przykład wschodnioeuropejskie kapele, takie jak Master’s Hammer, są bardzo ciekawe i oryginalne, jak i bardziej południowe zespoły, jak Varathron. Więc moim zdaniem wszędzie wygląda to podobnie, poza Europą Północną, gdzie imponująca jest sama ilość kapel.
O.: Czy Twoim zdaniem Baxaxaxa to kultowy zespół? Macie silną pozycję w podziemiu mimo małej ilości wydawnictw, więc jak dla mnie nie ma w tym żadnej przesady, żeby tak Was nazwać. Z drugiej strony, to słowo jest tak oklepane…
C.: Jak wspomniałem wyżej – to nie nam określać się “kultowymi”. Baxaxaxa to NASZ zespół, nic więcej. Doceniamy, gdy ludzie przypisują nam status kultu i to dla nas zaszczyt. Ale my po prostu robimy to, co nasze, i niech inni to osądzą.
O.: Ok, myślę, że tym możemy zamknąć naszą rozmowę. Dzięki za Twój czas i odpowiedz proszę na ostatnie pytanie – czego słuchałeś odpowiadając na moje pytania?
C.: Niczego. Dzięki za zainteresowanie i wsparcie. Hellfire!
JRMR – dziękuję za tłumaczenie!
