Skip to main content

Oracle: Muszę powiedzieć to na początek – nie siedzę zbytnio w scenie brazylijskiej, ale z doświadczenia wiem, że o dobrą kapelę death metalową u Was nietrudno, ale już jeśli chodzi o porządną kapelę black metalową to zaczynają się schody. Jak myślisz, dlaczego?

Wlad: Masz cholerą racę, Brazylia ma bardzo silną death metalową tradycję, ja jednak preferuję starą szkołę tej muzyki, dlatego też takie kapele jak Krisiun nie są moim kubkiem krwi [w oryginale „cup of blood”, jak widać black metalowcy również mają poczucie humoru – przyp. Oracle]. Nie mam jednak pojęcia, dlaczego brazylijski Black Metal jest nudny i ułomny. My jesteśmy jak najdalej każdego z aspektów tej sceny, to jest nasz cel. Jest tylko kilka kapel, których muzyka mnie interesuje, pojawia się natomiast sporo gówna i sporo hałasu, cały ten podziemny black metalowy cyrk – wiesz, on nas nie obchodzi.

O.: Domyślam się. Szczęśliwie Vulturine jest w grupie tych porządnych kapel, ale niestety nie jesteście zbyt dobrze znani w Europie. Czy swoją aktywność koncentrujecie tylko na Brazylię i Amerykę Południową? Chyba, że to maniacy spoza Twojego kontynentu nie są zainteresowani Vulturine? Dostajecie jakieś sygnały z Polski czy w ogóle z Europy?

W.: Myślę, że w Europie black metal jest silniejszy, jednak gra tutaj zbyt dużo kapel i zbyt dużo nowych płyt ukazuje się dzień w dzień, to jest ta cała biznesowa strona. Vulturine nie brzmi jak death metalowa kapela w brazylijskim stylu, ani jak Sarcófago, czy Sepultura, ani w ogóle jak cały ten boom na „powrót do staroci”. Z tego powodu większość kontaktów, jakie nawiązujemy, okazują się na próżno, jednak możemy się poszczycić dystrybucją w kilku podziemnych europejskich wytwórniach, ponadto nasza płyta została wydana przez Nomos Dei/Orthodox z Rosji. I bardzo nas cieszy, gdy widzimy, jak nasza sztuka pojawia się w zagranicznych krajach. Ale z drugiej strony koncentrujemy się tylko na sobie – wiesz, nie zabiegamy o zdobycie black metalowego Grammy czy czegoś w tym rodzaju. Jesteśmy po prostu black metalowym zespołem, który robi to, co zrobione być powinno.

O.: I dobrze Wam to wychodzi. Wewnątrz bookletu do „„Ossos… Òdio & Angústia” możemy znaleźć takie zdanie: „Vulturine…” Jak chcecie to osiągnąć? Tylko przez Waszą muzykę? Jeśli tak, to muszę Was rozczarować – Wasz nowy krążek podoba mi się, w związku z czym nie cierpię podczas słuchania, hehe. Co skłoniło Was do zamieszczenia takich słów we wkładce?

W.: Nasza czysta nienawiść wobec głupców, wrogów i całego tego gówna dookoła.

O.: Krótko i na temat. W booklecie można znaleźć również: „Życie jest krótkie, życie jest bez znaczenia… Żyć to zbliżać się w kierunku grobu…” Czy wszystko jest pozbawione sensu? W takim razie po co gracie w Vulturine, nagrywacie albumy czy nawet budzicie się co rano?

W.: Nie ma tu nic do rozumienie, to po prostu pesymistyczne zdanie, któregoś dnia całe to gówno eksploduje, słońce uschnie, gwiazdy przestaną świecić, a fantazje na temat wiecznej egzystencji odejdą na zawsze. Życie jest bez znaczenia, bo nie ma żadnych celów. Jedynym powodem, dla którego nagrywam albumy, odlewam się czy pierdolę, jest fakt, że widzę tylko jedną szansę by zakosztować tego ogromnego chaosu, przyjemności i satysfakcji, a także by przynieść odrobinę ciemności poprzez moje ciało. Życie jest bez znaczenia, ale kto powiedział, że nie będzie nagrodzone? Ciemność to radość życia w oczekiwaniu na śmierć.

O.: Poeta, hehe. A wracając do muzyki. Wasz nowy krążek to olbrzymi krok na przód, w odniesieniu do „The signs engraved in the harshclouds”. Ale również i to demo było całkiem niezłym kawałkiem black metalu. Może to głupie pytanie, ale czy czujecie się silniejsi wraz z upływem czasu?

W.: Bynajmniej nie uważam, by było to głupie pytanie. Uważam, że jesteśmy coraz bardziej zaangażowani w rozwój naszego stylu, „The signs engraved in the harshcloudsbyło naszym pierwszym krokiem w stronę tego, co robimy dzisiaj. Nagraliśmy je całkowicie na żywo, bez używania żadnych efektów, to całkowicie surowa i nie innowacyjna black metalowa taśma. Jako, że nie chcemy grac na żywo, cały czas możemy poświęcić na pracę nad strukturą, tempami i podkładami. A kiedy dołączył do nas Khaos666 zyskaliśmy sporo doświadczenia w pisaniu i produkcji. Nie lubię terminu „ewolucja”, wolę raczej mówić, iż jesteśmy coraz bardziej dojrzali z każdym dniem i coraz bliżsi temu, czym ma być Vulturine: czystym Black Metalem przekazującym negatywne emocje. Dodam jeszcze tylko, że Nomos Dei wyda nasze wczesne demówki na CD.

O.: To i dobrze. Jeśli mogę jeszcze powłazić Wam w dupę, hehe… Lubię Waszą muzykę z uwagi na jej różnorodność, ale cały czas mieszczącą się w czystym black metalu. Zawiera sporo melodii i harmonii połączonych z dumą i agresją. Czy to Wasza recepta na black metal?

W.: Dziś wiele kapel używa szybkości, blastów i tak dalej, ale my swoją muzykę chcemy tworzyć nie zważając na to, czego dziś słuchają inni. Z każdym dniem coraz bardziej opowiadam się za egoizmem w sztuce, zaś nasze korzenie tkwią w tym gatunku i będziemy się tego trzymać.

O.: No właśnie zastanawiałem się, dlaczego nie poszliście na łatwiznę i nie gracie oldskulowego black metalu w stylu Sarcófago czy Vulcano? Twój kraj znany jest przecież z takich kultowych kapel jak Mutilator, Holocausto czy nawet Sepultura… Czy może te kapele są przecenione w Twojej opinii?

W.: Ciekawe pytanie. Te geograficzne rzeczy zawsze mnie irytują. Wokół tego całego „starego południowoamerykańskiego stylu” została stworzona wielka moda. Uważam, że (poza kilkoma wyjątkami) jest to żałosna demonstracja tendencyjności i oportunizmu. Tak się dziś sprzedaje płyty – jak powiedziałeś, jest to pójście na łatwiznę, by zyskać uwagę. Wystarczy umieścić zakonnicę z krzyżem wetkniętym w dupę na okładce zrobionej w stylu Chrisa Moyena, próbując brzmieć przy tym jak Sarcófago, no i zakładając gwoździe – już masz piękny klon. My tworzymy nasz Black Metal nie zważając na ta publikę, nasz styl nie jest dla nich. Jeśli ktoś oczekuje, że kanadyjska kapela musi brzmieć jak Conqueror czy Blasphemy, brazylijska jak Sarcófago czy Vulcano, a norweska jak Darkthrone, to Vulturine nie jest dla niego. Jesteśmy panami swojej sztuki, a nie niewolnikami mody i tendencji. A wracając jeszcze do Twojego pytania, Sarcófago czy Vulcano to świetne kapele w przeszłości, ale Vulturine jest teraźniejszością.

O.: Odważna deklaracja. Wasz debiut to przykład świetnego feelingu w muzyce. Na przykład taki kawałek jak „Meu Corpo Enterrado na Floresta” – majestatyczny, w średnim tempie, ze świetnymi riffami. No i ten dźwięk dzwonów! Trudno jest stworzyć taką atmosferę, bez użycia klawiszy, pompatycznych melodii i całego tego gówna?

W.: Nie, nie myślę, by było trudnym stworzyć mroczną atmosferę bez użycia parapetu. Używam masywnych riffów i akordów by wykreować tego rodzaju „makabryczną aurę”. Nie mamy żadnej formuły czy wzoru, jedynie nienawiść w naszych sercach, która kieruje nas w stronę pesymistycznego spojrzenia na muzykę. Lubię używać melodii, ponieważ nie sądzą że musi być to jednoznaczne z gejostwem. Równie dobrze melodie mogą być smutne, makabryczne, pustoszące. Taki właśnie jest mój cel, gdy tworzę muzykę – stłumić chęć życia.

O.: Część liryków na „Ossos… Òdio & Angústia” napisana została w języku portugalskim, a część w angielskim. Od czego zależy, którego z tych języków użyjesz w danym numerze? Osobiście uważam, że portugalski brzmi nieźle w połączeniu z Waszą muzyką…

W.: Tak, część słów powinna zostać wygłoszona w języku portugalskim, zwłaszcza w tekstach o bardziej osobistym odniesieniu w aspekcie oddania ciemności. W końcu to język w jakim mówimy, zaś odzew bardzo mnie cieszy. „Meu Corpo enterrado na Floresta” znaczy na przykład “Moje ciało pogrzebane w lesie”, „Morto em uma cova há muito tempo esquecida” – „Martwy w zapomnianym od dawna grobie”. Możesz więc wnioskować, o czym są te teksty…Czysty, pierdolony i niesamowity negatywizm.

O.: „Ossos… Òdio & Angústia” to dość długi album, zamykający się w ponad godzinie muzyki. Nie obawialiście się, że taki ładunek black metalu będzie trudny do wysłuchania, bo po prostu trwa za długo? Na przykład ja najbardziej lubię kiedy materiał mieści się między trzydziestoma a czterdziestoma minutami…

W.: Zgadzam się z Tobą, ale Demon chciał, by debiutancki album. Czasem mamy różne opinie, ale również myślę, że trzydzieści – czterdzieści minut to naprawdę idealny czas. Drugi krążek nie będzie dłuższy niż właśnie tyle.

O.: Cieszę się. Na końcu albumu znajduje się ukryty cover. Co zaskoczyło mnie na plus, bo owym jest utwór Master’s Hammer. Wybraliście zespół z Południowej Europy, nie ze Skandynawii, co zazwyczaj jest oczywiste, jeśli chodzi o black metal. Dlaczego akurat ta kapela? Większość zespołów gra bardziej znane utwory, co strasznie mnie irytuje – ile razy jeszcze będę zmuszony wysłuchać kolejnej przeróbki „Angel Of Death”?

W.: Master’s Hammer jest dla mnie piekielną inspiracją! Po wspaniałych dziełach Bathory, Venom czy Celtic Frost, zostałem wprowadzony na początku lat dziewięćdziesiątych w drugą generację gatunku (kapel, które powstały w ósmej dekadzie, ale zaczęły nagrywać w latach dziewięćdziesiątych), jak Samael, Rotting Christ, Necromantia, Bestia Summoning, tak więc to są moje korzenie w black metalu. Nie zacząłem go słuchać z powodu kapel norweskich, nie pamiętam też, by jakaś brazylijska horda nagrała cover Master’s Hammer, wiele nagrało zaś przeróbki Bathory i im podobnych. Ale tylko nieliczne miały na tyle umiejętności i jaj, by zrobić coś podobnego do nas. Myślę, że będziesz skazany na słuchanie coverów „Angel Of Death” aż do śmierci, bo to jest zajebisty kawałek mimo wszystko. Poza tym nie przepadam jednak za roverami i nie myślę, byśmy zrobili coś podobnego w przyszłości.

O.: Jeszcze pomęczę Cię na temat ostatniego krążka. Jesteś autorem bookletu. Czy tytuł współgra jakoś z okładką? Nie sądzisz, że całość wyszła trochę niewyraźnie, nieczytelnie?

W.: Brazylijska drukarnia spierdoliła okładkę, wyszło z tego gówno, pieprzone ścierwo. Rosyjskie wydanie będzie już miało taką oprawę, na jaką zasługuje – sprawdź sam! Tytuł oznacza „Kości… Nienawiść i lęk”, możesz sobie więc wyobrazić, iż to waż chaosu pełza pomiędzy popiołami i kośćmi ludzkości. Zrobiliśmy to zdjęcie podczas nienawistnego rytuału zniszczenia wrogów i świętych z niebios.

O.: W tym roku wydaliście również split z greckim Enshadowed. Dlaczego akurat z nimi? Ten split limitowany był do trzystu kopii. Dlaczego na przykład nie do 666? Wiesz, czasem kapele uważają, że im mniejsza liczba kopii, tym większy kult…

W.: Jestem w kontakcie z Necrotormentorem (założycielem Enshadowed) już od kilku lat, stworzyliśmy silny związek przez te lata, no a split był przypieczętowaniem naszych planów. Necrotormentor jest również autorem naszego logo, zaś Goat Music Records (którego właścicielem jest Daemon – nasz basista) wydało też trochę materiału Enshadowed. Jak widzisz, wspieramy się nawzajem i jest to dla nas naturalna kolej rzeczy. Liczba kopii to była już decyzja Franka – właściciela niemieckiej Necromancer Records. Myślę, że 333 sztuki [cholera, to ile w końcu? Ja wyczytałem, że 300 – przyp. Oracle] to idealna liczba, by utrzymać kult, ja jestem dumny z tego wydawnictwa. Myślę, że kilka kopii jest gdzieś jeszcze do zdobycia.

O.: Zainteresowani niech szukają więc… „Ossos… Òdio & Angústia” zadedykowaliście sobie samym. Z jednej strony to dość aroganckie, ale jak tak zacząłem się nad tym zastanawiać, to nie jest tak do końca. Bo widzisz, wiele kapel dedykuje swoje albumy Szatanowi i tak dalej, ale wówczas nie wiele różni się to dla mnie od chrześcijan, którzy wszystko co robią, robią na chwałę Pana, nie sądzisz?

W.: Ja i Daemon przeszliśmy praktycznie tą samą drogę w Black Metalu, byliśmy na scenie już w jej wspaniałych wczesnych czasach, więc myślę, że ten album jest realizacją ale i pamiątką z tamtej podróży ku ciemności. Nie obchodzi nas to, czy Vulturine jest znaną kapelą na świecie, uwierz mi, jestem dumny jak diabli z tego, co osiągnęliśmy jako zespół i z tego, jak rozszerzyliśmy naszą zarazę. Nie jestem przeciwny zjawisku religijnego Black Metalu, ale czasem rzeczywiście wygląda to jak odwrócenie chrześcijaństwa. No ale tak właściwie to nie obchodzi mnie co robią inni. Non Serviam!

O.: Zdrowe podejście. A propos Waszego stażu. Widziałem, że udzielałeś się lub nadal udzielasz w kilku zespołach, ale wszystkie one to zespoły z nurtu black metalu. W ogóle nie słuchasz innych gatunków?

W.: Szczerze, to żąłuję, iż byłem częścią tych zespołów, no ale uważam, że przez te pomyłki stałem się mocniejszy. Jestem częścią sceny black metalowej od początku lat dziewięćdziesiątych, ale to Vulturine jest moim szczytowym osiągnięciem, tak więc pierdolić przeszłość! W sumie to słucham również innych gatunków, zwłaszcza obskurnego industrialu.

O.: A tego akurat bym się nie spodziewał. Z innej beczki – Polska i Brazylia to kraje pod wieloma względami podobne do siebie. Na przykład oba określają się jako katolickie, w obu najpopularniejszą dyscypliną sportową jest piłka nożna. Czego bardziej nie cierpisz – katolików czy futbolu?

W.: Zapomniałeś wspomnieć o zawodnikach MMA… [dyscyplina sztuk walki – przyp. Oracle]. Nie żebym nienawidził futbolu, ale też nie jestem jakimś fanatycznym kibolem, głównie dlatego, że to sport dla mas. Lubię czasem oglądnąć jakiś dobry mecz na moim pierdolonym telewizorze, ot co. Katolicyzm rzeczywiście rządzi tą krainą, gdziekolwiek spojrzysz od razu widzisz te pierdolone krzyże i ten nasz gówniany rząd złożony z oszustów. Muszę żyć jak najdalej od tego.

O.: A nie mówiłem, że nasze kraje są podobne… Z tym, że Wy będziecie mieli u siebie igrzyska olimpijskie. Jesteś z tego dumny, czy masz to w dupie?

W.: Całość będzie miała miejsce w Rio de Janeiro, miejscu zdominowanym przez handlarzy narkotyków, skorumpowanych polityków, jeszcze bardziej skorumpowaną policję, milicje, będzie więc ciekawie patrzeć na całą hipokryzję tych igrzysk. Zagraniczni konstruktorzy zgarną kupę szmalu stawiając infrastrukturę i tak dalej, tak więc pierdoli mnie to. Mam nadzieję, że świat skosztuje odrobiny naszego południowoamerykańskiego piekła.

O.: Okej, to było wszystko, dzięki Ci wielkie za wywiad!

W.: Hail! Dzięki za wparcie! Jesteśmy wrogami świata! Skontaktujcie się z Goat Music Records by sięgnąć po tą ciemność! Mroczne pozdrowienia!

Oracle
16893 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Recenzje

Bölzer „Soma”

OracleOracle8 sierpnia 2014

Skomentuj