Wydawca: Hell’s Headbangers Records
Ach, gówno, znowu jesteśmy tu… – chciałoby się rzec przy okazji recenzji nadchodzącej płyty The Lurking Corpses. Bo tak coś mi chodziło po głowie, że ja ich już chyba słyszałem. Sprawdziłem i nie myliłem się – dokładnie dziesięć lat temu zrecenzowałem „Workin’ for the Devil”.
Latka lecą, a pewne rzeczy się nie zmieniają. Na przykład mój gust. No dobra – gust mi się zmienia, ale w pewnych przypadkach jest constans. Bo tak jak nie przypadł mi do gustu czwarty album The Lurking Corpses, tak i nie możemy się polubić z piątym – „Lurking After Midnight”. Nic się tutaj generalnie nie zmieniło – zespół w dalszym ciągu gra tego swojego horror metala, czerpiąc garściami z dokonań Misfits, Danzig, The Cramps, Elvisa Presleya, słychać też echa speed/heavy metalu i thrash/death metalu.
I co z tego, skoro nawet przy tak fajnych inspiracjach wychodzi nudny album? No bo przecież umiejętne dobranie powyższych składników to murowany przepis na fajną, luzacką, wpadającą w ucho muzykę. A jakimś cudem The Lurking Corpses na „Lurking After Midnight” nie udaje się tego osiągnąć. Te kawałki są jakieś takie generyczne, styl wokalisty gdy próbuje wzorować się na Glennie jest męcząco – wkurwiający, ani pół refrenu nie zapada w pamięć, okładka jest mizerna… Wszystko jakieś takie sobie i na pół gwizdka. Człowiek po prostu nie ma ochoty tego słuchać, bo się najzwyczajniej w świecie nudzi. Do tego jest za długi.
Przyznam się, że nie do końca też rozumiem, co Hell’s Headbangers Records widzi w tej kapeli, że zdecydowała się wydać kolejny album Amerykanów. Jak mają za dużo pinionżków, to ja mogę zasugerować ich lepsze spożytkowanie, nawet nieodpłatnie. Dobra, kończę już tę recenzję, bo zasypiam. Nuda, możecie sobie spokojnie odpuścić The Lurking Corpses i w tym przypadku skupić się na oryginałach.