Skip to main content

Wydawca: Pagan Records

A teraz mój ulubiony – i tak po prawdzie jedyny istniejący – wykonawca metalowej poezji ryczanej. We własnej osobie Túrin Turambar . Tak się bowiem składa, że jestem szczęśliwym posiadaczem praktycznie całej dyskografii tego tworu, poza dwiema demówkami z lat dziewięćdziesiątych.

Na „Czas braku wojny” czekałem więc z niecierpliwością. I olbrzymie było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem, iż ten album ukaże się nareszcie pod skrzydłami labelu, a nie sumptem pana Atamana. I to ukazało się nie byle gdzie, bo w Pagan Records. A to nie jedyna zmiana – choć Túrin Turambar przyzwyczaił nas do tego, że w sumie każde kolejne wydawnictwo różni się od poprzednich. Na „Czas braku wojny” znów dostajemy mnóstwo eksperymentów, jednakże jest to zarazem chyba najmocniej osadzona w klasycznym metalu album tego ansamblu. Jest surowa, chwilami po prostu bardzo prymitywno – metalowa. Takie numery jak na przykład „Jestem kurwą Babilonu” brzmią jak żywcem wyjęte z jakiejś black/speed metalowej demówki z lat osiemdziesiątych, podobnie takie „Okurwienie” lub „Bardziej tam niż tu” albo zamykający całość „Nie ma takiego słowa d***”. Z drugiej strony, na „Czas braku wojny” jest tyle różnych motywów, to doomowych, to blackowych, to rockowych, że nie sposób powiedzieć o każdym z nich. Faktycznie dużo tutaj wolnych, mozolnych temp, jednakże nie można też zaszufladkować tego materiału jako „wolny metal”. Mało powiedziane – w ogóle nie można zaszufladkować tego materiału i tego zespołu. Szczególnie, że to wszystko doskonale się przeplata. Choć spotkałem się też z jednoznacznie negatywnymi opiniami na temat tej płyty. I to nie od wymuskanych metalowców, ale od ludzi, z którymi mój gust muzyczny zdecydowanie się pokrywa. No trudno, nie każdy to polubi, to fakt. Ja akurat muzykę Túrin Turambar kupuję. A już całkowicie genialne na tym albumie są teksty. Kurwa, Ataman mistrz, słowa do poszczególnych utworów nawet czyta się świetnie, jak wiersze pijanego poety. Niektórzy się brandzlują nad tekstami Furii, mnie zaś bliżej do stylistyki Turin Turambar. Ale teksty to już sobie spokojnie znajdziecie nawet na Metal Archives, więc nie będę Wam ich tu przeklejał.

Może nie jest to najlepszy album Túrin Turambar , ale wciąż jest świetną pozycją, przeznaczoną dla bardziej otwartych na eksperymenty słuchaczy. Eksperymenty, które nadal nie wyrzucają tego zespołu poza metalowy nawias. Truizm, ale najlepiej przesłuchać samemu i wyrobić sobie własne zdanie.

Ocena: 8/10

Tracklist:

1. Miejskie legendy
2. Wymarłem
3. Jestem kurwą Babilonu
4. Czas braku wojny
5. Okurwienie
6. Bardziej tam niż tu
7. Śmierci szukam
8. Kości
9. Nie ma takiego słowa d****
Oracle
17428 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj