Wydawca: Rotten Music
Pamiętam, że miałem już do czynienia z Mastectomy i że owo Mastectomy grało brutalny death metal. I to jedyne co zostało mi w pamięci, wnioskuję więc że ich materiał nie trafił do mego serca. I od razu na wstępie pocieszę osobę stojącą za Mastectomy – teraz jest już lepiej.
„Hell On Earth” sprawia lepsze wrażenie pod każdym kątem – wydanie jest naprawdę cieszące oko, fajnie że młodym kapelom się chce w coś takiego bawić, a nie wrzucić link na bandcamp. Muzycznie też jakoś bardziej to do mnie przemawia, mimo że stylistycznie wiele się nie zmieniło. Mastectomy to w dalszym ciągu brutalny death metal, chwilami aż chciałoby się napisać slam death metal. Nie jest to do końca moja bajka, ale wypada to ok. Automat perkusyjny może nazbyt jeszcze drażni ucho, ale z drugiej strony u Mortician brzmiało to podobnie, hehe. A Mortician bardzo lubię, musicie wiedzieć. Podobnie jak u wspomnianej kapeli (i dziesiątek innych) numery poprzedzane są samplami – nie jest to oryginalne, ale wiadomo że taki urok tej muzyki i pewnego rodzaju kanon więc Mastectomy nie odstaje od niego ani na piczy kłak – zwłaszcza, że niektóre są całkiem dobre, hehe… I powiem tak – ta rzeźnia jest słuchable, a jedyny problem mam z tym, że „Hell On Earth” trwa pięćdziesiąt minut. Ja bym z tego zrobił dwa albumy i byłoby git, bo jednak to zbyt długo jak na brutal death metalowy krążek. Jednak Mastectomy nie rzeźbi ultra zróżnicowanej muzyki, więc przebrnąć przez taką masę wnętrzności ie zawsze jest łatwo. Ale się staram.
A więc tak – gdyby całość była krótsza byłoby lepiej, z drugiej strony to całkiem w porządku materiał, zdecydowanie lepszy niż poprzednik. A nic tak nie cieszy recenzenta, jak progres jakiejś kapeli. Trzymam kciuki.
Ocena: 7/10
Tracklist: