Skip to main content

Niedawno dostałem garść promówek do napisania co ja o tym wszystkim myślę. Między nimi debiutancki dług ograj Chaos Synopsis zatytułowany „Kult Ov Dementia”. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem okładkę ogarnęła mnie niema zgroza i myśli w rodzaju „Ale temu zara pocisnę… No ale ktoś musi.” Niewesoło nastawiony odpaliłem płytkę i to co poszło z głośników urwało mi głowę. Znakomity brazylijski deathrash w najlepszej tradycji Sarcofago, Mutilator czy wczesnego Chakal. Od tej pory kciuny za Chaos Synopsis trzymałem dosyć mocno i jakież było moje zdziwienie oraz stopień zaślinienia, kiedy dowiedziałem się że brazylijscy popaprańcy postanowili swoją muzę propagować na żywca w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej a rozpocząć serię koncertów w naszym pięknym kraju mają zamiar w mojej rodzinnej wiosce. Nie bacząc tedy na przeciwności losu postanowiłem zawitać w skromne progi Kawiarni Naukowej w ten wrześniowy wieczór.

Zacznijmy od miejsca. Kawiarnia Naukowa jest raczej mało imponująca pod względem rozmiarów, poza tym jest bardziej znana z koncertów i spędów o podłożu raczej punkowo-anarchistycznym. Zastanawiałem się tedy jak oni se wyobrażają metalowy gig w tych warunkach, zwłaszcza że koncertownia miała powierzchnię nieznacznie tylko większą od mojego pokoju. „Nic to” pomyślałem sącząc. „Jakoś pójdzie.”.

Nie rozdrabniają się zbytnio co to to się tam przed koncertem działo zacznę od opisu inaugurującego gig Machines Of Dystopia. Nazwa i wygląd muzyków raczej sugerował dramat, a tu proszę uprzejmie! Solidny (choć nowoczesny, błe!), pokręcony deathcore z fajnie zacinającymi gitarkami i potężnym, gutturalnym wokalem Chaosa mimo wszystko sprawił, że łaskawszem okiem zacząłem spozierac ku scenie. Troszeńkę to za nowoczesne jak dla mnie (wszak nic co śmierdzi Venom nie jest mi obce, wręcz przeciwnie), ale paru ludków ruszyli i widać że ewidentnie chłopaków cieszy to co robią. Najmocniejszym punktem pozostają wokale Piotrka. Kolo ma taką koparkę, że proszę siadać. Nie dosyć że brutalnie to jeszcze cholernie mocno (momentami zagłuszał skubaniec gitary) w stylu, który mi osobiście kojarzy się nieco z Disavowed. Kawał naprawdę solidnej roboty.

Po neodeatherach na scenie zainstalował się znany i lubiany tu a także ówdzie krakowski Terrordome. Chopce wymiatają crossover na poziomie i z fajną energią, przyodziani w koszulki D.R.I. i Darkness, hie hie. Terroryści pieprznęli konkretnym i mocno energetycznym setem, który mnie osobiście od kopa porwał. Baaaaardzo skocznie, konkretnie i kopiąco. Uapa se wokal wyrobił, ogólnie jest z niego coraz lepszy front men, żeby tylko jeszcze się kapkię więcy ruszał. Tomek na basie klasycznie wycina cuda, Pałka (nowy nabytek z cokolwiek chujem ziejącego Burnout….) dzielnie sekunduje Uapie z gitarą natomiast miny Mekonga są jak wszystko, za co nie zapłacisz mastercard. Bezcenne po prostu. Ze szlagierów na pewno zharatali „Worry Yourself To Death”, „Occupation: Son”, „Goddamn Asskicking Well” i Tak ze 4 garście innych (sorry, ale jak wałki mają tak po półtora minuty, to troszkę się tego robi nawet na 30-minutowym koncertasku). Podsumowując: wery miody i tylko tak dalej a będziecie chłopcy jak Pudzian. Naczy wielcy.

No i czas na gwiazdę wieczoru. Przyznam szczerze, ze bardzo mocno się na ten koncert napalałem, zwłaszcza odkąd jeszcze dowiedziałem się, że bębniarz, Friggi Mad Beats poza Chaos Synopsis okłada membrany również w arcykultowym Attomica. Poza tym kolesie, którzy cały czas kręcili się wśród publiki zrobili wyjątkowo sympatyczne wrażenie na autochtonach, toteż ciekawiło mnie jak tych trzech miłych i dosyć onieśmielonych Brazylijczyków poradzi sobie z tematem. I kurwa zaczęli a ja myślałem, ze nam wsiem tam zebranym od headbangingu łby pourywa! Potężne, deathrashowe riffy, wściekłe napierdalanie po garkach, i opętaniec Jairo za mikrofonem i z basem. Kolo przeszedł nielichą metamorfozę po drodze, bo przed koncertem taki ścichapęk, co to najchętniej wszystkich by za wszystko przeprosił, zaś na scenie pieprzony Wódz Szalony Koń, co to się jankesom nie kłaniał… Obłęd w oczach, maksymalne zaangażowanie i chęć rozniesienia tek kurduplastej knajpki w trociny aż biły z… podłogi (w Kawiarni Naukowej albowiem nie ma sceny, wszyscy równi) i sprawiły, że zebrana publika machała dyńkami od pierwszego do ostatniego numeru, nawet Obywatel Redaktor Il Principe, który również nawiedził ten gig, zachowywał się jak w spazmach machając łbem z pianą na podorędziu. Chłopcy zaś łatwo nie mieli. Najpierw Friggi gdzieś pałkę wyekspediował w połowie kawałka i przez jakiś czas tłukł się jedną, potem Jairo miał dosyć dziwne problemy z basem i dzięki bojowej interwencji strażaków z Terrordome jakoś je tam przezwyciężył, ale co dali po piździe to ich. Do tego stopnia, ze jak usłyszałem moje ukochane najukochańsiejsze „Postwar Madness” zacząłem się drzeć jak opętany refrena razem z Jairo. Co do setu, grali kilka rzeczy z demówek, ale koncentrowali się głównie na niespecjalnie dawno wydanym długograju „Kvlt Ov Dementia”. Zagrali solidny, mocny koncert na jakąś godzinkę z hakiem, tak intensywny, ze pod koniec już ledwo baszką mogłem wymachiwać (a co! Przecie po to latam na koncerty!). Ogólnie koncert przepyszny Dokładnie to, czego można się było spodziewać po brazylijskim komando. Dziko, wściekle i na temat. Metal w najczystszej formie. Mam tylko nadzieję, że jak następnym razem przyjadą to będą w jakimś większym klubie grali, bo to tutaj to był śmiech…

Hellstorm
8 tekstów

One Comment

Skomentuj