Wydawca: Sliptrick Records
No z lekką obsuwą panowie przesłali mi ten krążek celem opisania moich odczuć względem muzyki Indignity. Wybaczcie więc, że poniższy materiał jest równie świeży co truchło Wojtyły.
Tak czy siak de facto ad rem – niniejsza płyta to debiut Rybniczan i składa się z półgodzinnej dawki brutal death metalowego nakurwu. W zasadzie ten album jest mi bardzo łatwo opisać: głębokie, gutturalne growle czasem przechodzące w świniakowanie, mielące riffy i prąca nieludzko naprzód sekcja rytmiczna. Raz jest szybciej, raz jest wolniej, ale w zasadzie przez cały czas nad „Realm of Dissociation” unosi się morderczy groove. No i teraz ceremonialne „ale takich albumów jest setki lub tysiące”. Ano jest. Co nie znaczy, że ten konkretny jest przez to gorszy. Po drugie maniacy takich dźwięków raczej nie szukają w muzyce nowości lub oryginalności a najzwyczajniej w świecie brutalnego wpierdolu. W przypadku Indignity taki typowy brutal death metalowy słuchacz ma tak, jak w piosence Perfectu – dostaje to co chciał. Ja jakimś brutal death metalowym ultrasem nie jestem. Ale doceniam.
W zasadzie podsumowania tutaj żadnego raczej nie trzeba: krążek dla tych co to tylko slam, brutal i tak dalej.
Ocena: 7/10
Tracklist: