Skip to main content

Wydawca: Me Saco Un Ojo Records

Jedni mówią, że na kaca to jest najlepsze powietrze z materaca, inni że niepicie, a ja dziś leczę się gore death metalem z Los Angels. I kto ma lepiej?

A nie byłem pewny wcale skutków, bowiem z Mortal Wound nie było mi dane dotychczas się zetknąć, gdyż zespół to o dość krótkim stażu. „The Anus of the World” z kolei to ich debiut, więc wszystko mogło się zdarzyć. Zawierzyłem jednak wytwórni, że źle nie będzie i była to dobra decyzja. Dziesięć utworów zamieszczonych na tym albumie jest naprawdę spoko. Nie są odkrywcze, nie wyrywają kończyn z dupy, ale po prostu dobrze się ich słucha. Mortal Wound szuka dla siebie inspiracji w twórczości Autopsy, Mortician czy Cannibal Corpse. Kawałki są dość proste, wokal bulgrowluje, wszystko płynie sobie wartko jak trupy w dół rzeki a słuchaczowi jest po prostu dobrze. Choć mnie denerwują introsy zaczerpnięte z jakichś filmów (nawet nie z horrorów, raczej jakichś VHSowych kiczów), bo są za długie i rozbijają mi płytę. Wolałbym po prostu żeby lecieli od początku do końca z tym amerykańskim death metalem, bo wychodzi im to całkiem dobrze.

Okładka też nie jest jakichś najwyższych lotów, ale rozumiem, że jest to taka konwencja – że ma być chujowa, tak jak te introsy. Szczęśliwie muzyka na „The Anus of the World” broni się sama, więc jestem usatysfakcjonowany. A do tego leczy kaca.

Oracle
17555 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj