Skip to main content

Wydawca: BMG

I kolejne wznowienie Motörhead wjeżdża niczym na rozpędzonym stalowym rumaku! Tym razem z okazji czterdziestej rocznicy wydania dostajemy „Another Perfect Day” w wersji digibooka lub winylu, z dodatkowym koncertem.

Ale najpierw kilka słów o samym „Another Perfect Day” – mam ten album na winylu, bo wierzcie lub nie, ale z dwadzieścia lat temu wszelkie placki tego typu można było wydrzeć na allegro za około czterdzieści złotych. Więc krążek ten mam przesłuchany na lewą stronę – wracam do niego zresztą często. Moim zdaniem jest to chyba pierwszy album Motorhead, na którym nie ma typowego „przeboju”, który możnaby łatwo dopasować do krążka, tak jak kawałki tytułowe do wcześniejszych płyt, ale nie tylko. Czy oznacza to spadek formy? No moim zdaniem Motörhead nigdy takiego nie miał, jednak 1983, kiery ot wychodziło „Another Perfect Day” to już rok, gdy rodzi się thrash metal, a Lemmy i ekipa jest uznawana za prekursorów, ale nie za nowatorów. Jest to też ostatni album dla Bronze Records. No i w składzie zaszły zmiany – Eddiego zastąpił Robbo z Thin Lizzy i myślę, że chwilami to zdecydowanie słychać na tym krążku. A więc zmiany, zmiany, zmiany.

Jaki więc jest „Another Perfect Day”? Oczywiście całość rozpoczyna się tak, że nie sposób pomylić tej płyty z żadnym innym bandem, ale im dalej w numery, tym bardziej słychać, że są one z jednej strony bardziej rockowe, z jakby bardziej ugładzonymi riffami i melodiami. Oczywiście nie cały czas, jednak jest to moim zdaniem pewne novum w tym zespole, które na dodatek jakoś mocno się nie zadomowiło.

Na tej samej płycie kompaktowej w przypadku wznowienia dostajemy jeszcze numery live oraz demo. Szczególnie kawałki demo wypadają ciekawie – surowo, lekko jeszcze niedopracowane. No jak to demo. A Motörhead w wersji demo to już w ogóle wypasik, nie?

Choć apogeum muziarstwa to Motörhead w wersji koncertowej. I po to właśnie jest ten drugi krążek – koncert zarejestrowany w Hull 22 czerwca 1983 roku. I znów dostajemy przegląd mniej znanych kawałków tej grupy, które zapewne potem nie były już odgrywane na żywca. I bardzo mało klasyków! W ogóle mi to jednak nie przeszkadza, bo przy każdej recenzji wznowień Motorhead podkreślam, jak fajne jest to dla mnie, że można obcować z tymi kawałkami, a nie cały czas drzeć ryja „Di ejjjjjjssss of speeeeejds! Di ejjjjjjjsssss of speeeeejds!” w wersji live.

Oczywiście słuchając „Another Perfect Day” możecie poczytać sobie o tym albumie w notce pióra Krisa Needs i poprzeglądać niepublikowane foty i archiwalne reprodukcje plakatów. Totalnie polecam.

Oracle
17555 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj