Skip to main content

Wydawca: The Crowd Went Crazy Records

Osobiście za składankami to ja nie przepadam, bo w czasie internetu tracą one raczej rację bytu. Na chuj mi kompilacja z numerami, jak kilka kliknięć i wiem już jak gra ten czy ten. Inna rzecz, jeśli na kompilacjach znajdują się numery dotychczas niedostępne. A jeszcze lepiej, jak kasa z takiej składanki idzie na jakiś całkiem fajny cel. Uprzedzam, że recenzja nie najkrótsza, więc jak coś możecie przeskoczyć od razu do zakończenia.

Tak jak w przypadku „The Dreadful Symphonies”, składaka z którego cały dochód przeznaczony jest na leczenie córki jednego z muzyków The Dead Goats. Żeby więc nie przedłużać – lecę z szybkim rekonesansem zawartości tego albumu. A jest na czym ucho zawiesić. Dwa numery zamieściło tutaj wspomniane The Dead Goats. W stylu do jakiego nas przyzwyczaili, czyli brudny, podbudowany lekko crustem szwedzki death metal. Wszystko jest tutaj idealnie wyważone, a obydwa kawałki mają jebnięcie. Kolejni to Icon of Evil. Ich death metal to raczej inspiracje Florydą i zespołami pokroju Deicide, Monstrosity czy Morbid Angel. Podoba mi się, bo jakoś ich split z The Dead Goats przegapiłem, a i inne rzeczy niekoniecznie do mnie trafiły. Drip of Lies jest z kolei z zupełnie innej beczki. Ich kawałek „A.C.A.B.” to coś na przecięciu postcore’a, sludge’u, punka. A zaraz po nich In Twilight’s Embrace z niezłym utworem „Pawns”, który jest jakby wypadkową pomiędzy ich ostatnimi dwiema płytami. Cały czas słychać Szwecję, ale równocześnie słyszalne są te blackowe momenty. Jest naprawdę ciekawie. Calm the Fire już z kolei zdążyłem poznać, właśnie dzięki splitowi z The Dead Goats i to naprawdę zajebista kapela. Energiczny miks crustu z death metalem. Zaczyna się tak samo szybko jak się kończy. Po nim wjeżdża Corruption z akustyczną wersją „In League with the Devil”. Osobiście bardzo lubię muzykę tego zespołu, abstrahując od tego, że w necie często pierdolą jakieś kocopoły jak starzy ludzie. Ta wersja też jest naprawdę świetna. Po nich nie znany mi dotychczas The Dog, a w podziemiu już całkiem szanowany przecież. Fajne granie, czysty hardcore cechujący się tym, czym hardcore cechować się powinien – pierdolnięciem. Dziwną muzykę zaprezentował z kolei Filth of Mankind. Brzmi to jak garażowy punk wymieszany z death metalem i grindem. Kurewsko mi pasuje, takie granie w stylu Amebix czy Discharge. Apropos grindu – pora na Meat Spreader. Szybkie, brudne, proste pierdolnięcie. Kapela złożona z byłych muzyków Dead Infection, więc raczej wiadomo czego się spodziewać. Po takiej rzeźni pora na uspokojenie emocji. Z odsieczą przychodzi Fertile Hump i ich luzacki rockowy numer „Kiss Kiss or Bang Bang”. Fajne, bardzo fajne. Pod piweczko i nóżka sama chodzi. Po nich całkowita zmiana klimatu i sludge’owy Orphanage Named Earth. Ciężar w chuj, ale jakoś niespecjalnie mi podchodzi, przynajmniej na tle całego krążka. Po nim wjeżdża Enfeeblement z death/thrashowym kawałkiem „I Run Blind”, ale tutaj też jakoś nie chwyta mnie ani za serce ani za jaja. To nie jest death/thrash jaki lubię, jednak zbyt melodyjnie to też średnio fajnie. Kolenie dostajemy dwa covery. Alert! Alert! i ich wersja „Siekiery”. Nieźle, ale wiadomka, że wkurwienia z oryginału nie przebije nic. Potem mamy FAM i „Boneyard” od Impetigo – nie jest źle, choć wokalnie trochę mi nie leży, szczególnie jeśli porównam sobie do oryginału. Ale idzie poznać, że to cover, co osobiście mi odpowiada. Kolejny zespół to Castet. Podoba mi się. Szybkie i brudne punk/hard core’owe granie z tekstami po ślunsku. Szybko, krótko i na temat. W podobnych klimatach, może trochę bardziej grindowych porusza się Social Crisis. Też niezły, acz krótki numer, mieszanka całkiem mi odpowiada. Następni to dość dobrze znani, przynajmniej na stricte metalowej scenie Ogotay. Ich death metal, trochę techniczny, trochę morbidangelowski ma w sumie tyle zwolenników co przeciwników, ja osobiście uważam że to raczej przeciętny zespół i numer na niniejszej kompilacji też bez żadnej ekstazy z mojej strony. O wiele lepiej wchodzi mi The Stubs, totalnie zajebisty, brudny rock’n’roll. Takie granie to ja akurat bardzo lubię – prosto, na luzie, a z wpierdolem. Zdecydowanie jeden z lepszych kawałków na tej kompilacji. Po nich wbija Chorygen feat. Simi – totalnie inny klimat, dziwna jazda w klimatach elektro/industrial/chujwijakich. Raczej jako ciekawostka. Zdecydowanie bardziej dla mnie prezentuje się Crusm, których akurat kojarzę – death/grind/crustowy napierdol. Prostota siłą, chciałoby się powiedzieć słuchając tej kapeli. I tak rzeczywiście jest, bo ten krótki utwór ma w sobie duże pokłady energii. After Laughter, czyli przedostatni zespół z opisywanych to również punk rockowe granie, takie w stylu Bad Religion, o ile kojarzę – no spoko, ale trochę zbyt melodyjnie jak dla mnie. Nie jest źle jednakże i wcale nie boli mnie słuchanie ich kawałka. Ostatnia kapela z kompilacji to Squash Bowels, której chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Zajebisty death/grind z Białegostoku – to powinno Wam wystarczyć za opis.

Kurwa, ależ się opisałem. Tym, którzy przeskoczyli od razu tutaj mówię w skrócie co następuje – zasadniczo cała kompilacja jest bardzo fajna i na pewno każdy maniak podziemnego grania w death metalowym, grindowym, punkowym czy core’owym stylu znajdzie tu coś dla siebie. Brać!

Tracklist:

The Dead Goats – Before The Storm
Icon Of Evil – Ojcze Wasz… (demo version)
Drip Of Lies – A.C.A.B.
In Twilight’s Embrace – Pawns
Calm The Fire – Forget The World You Used To Love
Corruption – In League With The Devil (acoustic live)
The Dog – The Last Of The Hippies
Filth Of Mankind – XX Wiek
Meat Spreader – Man Who Falls Info Boiling Septic Tank
Fertile Hump – Kiss Kiss or Bang Bang
Orphanage Named Earth – Future Found In Hope
Enfeeblement – I Run Blind
Alert! Alert! – Siekiera (Siekiera cover)
F.A.M. – Boneyard (Impetigo cover)
CASTET – W.S.O.Ł.
Social Crisis – Żart?
Ogotay – A Hole In The Sky
The Stubs – Suicide Young One
Chorygen feat. Simi – Tryby (Breakcore Remix)
Crusm – Devoured By Rats
After Laughter – The Mist
Squash Bowels – Bad Toys
The Dead Goats – Reborn In Gore

Oracle
16940 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj