Skip to main content

Na początek deklaracja – dałem ciała. Dałem ciała dlatego, bo ta płytka przeleżała w mojej wirtualnej szufladzie taki kawał czasu, za co zespół i potencjalnych czytelników przepraszam. Ale w końcu się za nią zabrałem i, jak to mówią w juesej – „ajm impressd”.

Zespół, który niechybnie już wpisał mnie na swoją „Czarną Listę Recenzentów”, to pochodzący ze Stalowej Woli Tesserakt. Czyli jak najbardziej polska kapela, zresztą z niezbyt odległych ode mnie terenów. Tenże Tesserakt nagrał płytę zatytułowaną „The Unknown”. No ale jak już jej posłuchałem, to powinni zmienić nazwę na „The Known”, hehe… Ok, koniec pierdolenia, nie zebraliśmy się tu dla przyjemności (jak rzecze mój znajomy polewając samogon), już wykładam, co też panowie nam tu wywijają. A wywijają niezgorzej muzykę, zawierającą w sobie po trochu metalu (choć stosunkowo mało), rocka, art rocka i takich tam cudów – wianków. Ja osobiście nie siedzę w takiej muzie zbyt głęboko, pewne rzeczy łykam, pewne nie, ale w przypadku Tesserakt nie ma problemu. Jest to zespół instrumentalny, więc żadnych wokali tu nie uświadczycie, mają za to skrzypce. I może Adrian nie wygląda jak Vanessa Mae (ach…), ale proszę mi się tu nie krzywić, bo naprawdę jest świetny w tym co robi. W Ogóle chłopcy tak rozbudowują swoje kompozycje, że szczęka opada. Na przykład taki numer „111”, pomimo, że trwa „tylko” sześć minut, to patentów tutaj co nie miara, nawet lekko folkiem zalatuje. Dużo tu rzeczywiście odniesień do klasyków rock’owych jak Rush, Dream Teather, Yes, o których wspomina zespół, ze swej strony dodał bym może jeszcze Deep Purple, Pink Floyd czy solowe dokonania Blackmore’a (w sensie późnego Rainbow), ale cóż z tego, skoro jest to tak świetnie podane? Bo cholera, słucham „The Unknown”, słucham, słucham i się nie nudzę. A może się starzeję? Albo wyrabiam sobie gust po prostu? Choć nawet redakcyjny kolega Choronzon potwierdził przed chwilą, że porządna to kapela, więc nie jestem odosobniony w swoim przekonaniu.

Nie podcieram sobie tyłka kalką, by było bardziej mrocznie, to może i dlatego potrafię docenić kunszt, jaki zaprezentował Tesserakt. I myślę, że jeśli ktokolwiek z Was również nie podciera pośladków w ten sposób, może sięgnąć po „The Unknown” i na pewno się nie przejedzie na tej płytce. Zwłaszcza, że można ją zassać w sieci legalnie i za free. Więc szukajcie!

Ocena: 7,5/10

Tracklist:

1. Ultrarozpierdalator
2. Inferno
3. 111
4. Pieta Zeusa
5. Mist
6. Battle Royale
Oracle
17436 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj