Skip to main content

Wydawca: Transcending Obscurity Records

Wiemy po co się tu zebraliśmy. Zainteresowani szwedzkim death metalem, którym po ponad 30 latach historii jeszcze się to brzmienie nie znudziło, dobrze wiedzą czego się spodziewać po nowym Feralu. Prawie sześć lat posuchy, szczególnie po tak dobrym ostatnim albumie, to sporo, ale wreszcie nastała pora, by polała się wóda, bo typy właśnie wjechały z czwartym krążkiem. 

Wyczekiwałem tego materiału jak deszczu, więc nawet nie zamierzam się z tym kryć, że mi trochę dygnął. I już po pierwszych paru minutach można odetchnąć z ulgą, wiedząc że u Feralów wszystko jak dawniej. Jest to samo potężne brzmienie, ten sam niedźwiedzi wokal, garść wolniejszych motywów i sporo w miarę krótkich numerów. Dynamika została zachowana, nawet okładkę zrobił im ten sam koleżka. Ja tam za stylem Costina nie przepadam, ale wiem, że chłop ma wzięcie, więc niech będzie. Tak sobie myślę, że w sumie dobrze zrobiła ta kilkuletnia przerwa. Zeszłoroczny split z Crawlem to była fajna przystawka, a tegoroczny pełniak to już solidnie pojedzone. Zupa, ziemniaki, schabowy. W końcu to aż 46 minut dzikiej furii i destrukcji absolutnej do ostatniej kropli potu. Pięciu chłopa wyrabia tu więcej niż tylko solidną robotę, a gdy wjeżdżają naprawdę wysokie obroty, to aż serducho potrafi mocniej uderzyć. 

Raczej nie udało się przebić poprzedniego albumu, ale nawet tego nie oczekiwałem. Sto procent szwedzkości na poziomie. Kto takie granie ma we krwi, ten poczuje znany komfort z miejsca. Wiadomo dla kogo jest ta płyta, a wyznawców brzmienia spod znaku piły mechanicznej jeszcze paru po świecie kroczy. Ja katuję „To Usurp the Thrones” już jakiś czas i bardzo lubię jak to miodno chrupie.

https://www.facebook.com/transcendingobscurityrecords

Pleban
86 tekstów

Skomentuj