Skip to main content

Oj, naczekałem się na te odpowiedzi. Ale, doom metal, tym bardziej, że ocierający się o funeral, rządzi się swoimi prawami, zarówno w kwestii tempa muzyki, jak i wywiadów. Ale odkładając śmieszki na bok, bo gdy odpowiedzi przyszły, byłem wielce ukontentowany. Odpowiedzialny za wokale oraz perkusję Doombardier wykazał się elokwencją, humorem i czuć, że odpowiadał z serca. Przed Wami, drodzy Czytelnicy, pogadanka z Sandbreaker, który bezlitośnie wjechał na scenę, w otoczeniu burzy piaskowej, i wywołał niemałe zamieszanie.

B: Co wydaje Ci się bardziej złowieszcze: szalejąca zamieć i przenikający do szpiku kości mróz, czy nieludzki żar pod bezlitośnie palącym słońcem?

D: Oba opisy tyranii pogodowej wydają się dość masakrujące i ekstremalne, tym samym bardzo inspirujące. Choć z pewnością bardziej złowieszczy przy zachmurzonym niebie może być przenikający mróz znany wszystkim z przekazów skandynawskiej sceny. To, co mi się z nim kojarzy to pierwsze wyprawy na biegun północny, ludzie odcięci od cywilizacji gdzieś na końcu świata zmagający się ze złowrogą pogodą, która dybie na ich życie. Ten drugi opis przywodzi na myśl coś bardziej mistycznego, być może jakieś starotestamentowe motywy pustelników, czy pradawne egipskie klimaty znane choćby z „Faraona” B. Prusa. Pustynia z lejącym się żarem to również niezły motyw na pokazanie walki człowieka z przyrodą, która mimo wszystko nie może zostać ujarzmiona. Potęga bezkresnego pustkowia z wysoką temperaturą może doprowadzić największego twardziela do niezłych wizji nawet bez środków dopingujących. Fatamorgana? No i Diuna, o której jeszcze wspomnę…

B: Początek może nietypowy, ale standardowo w metalu częściej spotykać się można właśnie z kwestią zimy i chłodu, zaś Wy poszliście właśnie w wypalający wszystko żar, a dokładniej żar bijący na Diunie. I tu należy pochwalić oryginalność. Skąd pomysł o oparcie całej koncepcji zespołu właśnie na dziele Franka Herberta?

D: No tak, to, co mi się kojarzy z zimą to amerykański Winter, czy kawałek ich krajanów niezłomnego Autopsy „In The Grip of Winter”, albo ten, no: Szwajcarski Messiah z” Extreme Cold Weather” hehe i cały skandynawski klimat. Zima hibernuje, a żar gorącego lata wysusza raczej na śmierć. Kiedy zastanawiałem się nad nazwą i tematyką, do której będziemy nawiązywać, to bardziej chodziło mi o coś przeciwnego, jakąś machinę wojenną w piekielnie suchym i piaszczystym klimacie, która surrealistycznie orze, i niszczy wszystko, co może spotkać na swojej drodze. Olśniło mnie i połączyłem krajobrazy „Diuny” z naszą muzą. Za młodu rozczytywałem się w „Diunie”, przyznam się byłem również pod wrażeniem krytykowanego filmu Davida Lyncha, i chyba ten pomysł chodził za mną już jakiś czas, ale we wcześniejszej kapeli nie było mi dane z niego skorzystać. Uwielbiam filmy, książki science-fiction wraz z tematyką starożytnych kosmitów, te ostanie nawet spowodowały kilka moich pielgrzymek w odległe zakątki świata jak Boliwia, Peru czy Meksyk. Jestem bardziej fanem SF niż horrorów, więc „Diuna” Herberta była naturalnym wyborem. To temat rzeka, a właściwie „piasek”, z którego można czerpać garściami. Na tyle go czuję, że w tekstach staram się opisywać rzeczy nie do końca pokazane w książce, ale jak najbardziej przypominające uniwersum Czerwi pustyni.

B: W sumie to zabawne, bo de facto uniwersum Diuny, z naciskiem na bezlitosny upał oraz oceany piasku, daje spore pole do popisu, jednakże poza właśnie Sandbreaker nie przypominam sobie, by ktoś inny oparł się w tak mocnym stopniu na nim. Ludzie chyba bardziej wolą sięgać po klasyczne koncepty horrorów, tudzież zagadnień o charakterze religijnym.

D: O tak daje… ale rzeczywiście ten temat, to jeszcze „pustynia” na scenie. Zdaje się Iron Maiden sięgnęli po „Diunę” w jednym utworze i mieli nawet jakieś kłopoty natury prawnej z autorem książki, bo tenże nie za bardzo lubił heavy metal. Koncepcja horrorów jest ciekawa na równi z religijno-filozoficznymi dywagacjami, aczkolwiek czasem odbieram to, jak bezmyślnie powielany bełkot. Rozumiem muzykę metalową, jako anty-popkulturę, sprzeciw, prowokację i manifest wobec zastanego ładu i porządku. Z drugiej strony dziwne jest opieranie się na religijnej nomenklaturze, by pokazać, że jest się anty, tym samym właśnie podkreślasz znaczenie atakowanej religii. Zauważyłem to, kiedy przez przypadek miałem do czynienia ludźmi nie z naszego kręgu kulturowego. Którzy kompletnie nie kumali pentagramów i odwróconych krzyży hehe. Być może teza jest potrzebna, by powstała antyteza?

Czasami po tylu latach w metalu wywołuje to uśmiech na mojej twarzy, jednocześnie rozumiem i kocham kanon, i język tej naszej subkultury, ale obstaję przy swoich inspiracjach.

B: Wkroczenie na scenę poprzez Epkę, a nie jak niektórzy dziś – od razu pełniak, było dobrym pomysłem, bo okazało się, że ludziom naprawdę przypadł do gustu ten ciężki, niczym piaskowy czerw i ocierający się miejscami o funeral, doom metal. Spodziewaliście się tak pozytywnego odzewu?

D: Szczerze, to od początku miałem pozytywne odczucia, że, mimo, iż materiał jest dość krótki i prosty to „wieje piaskiem”, i jeśli ja sam jestem pod wrażeniem, u innych słuchaczy będzie podobnie. Oczywiście nie miałem 100 procentowej pewności, że tak się stanie, ale kiedy muza poszła w internetowy eter szybko okazało się to prawdą. Muszę podkreślić, że materiał napisany został w bardzo naturalny sposób: właściwie formy utworów nie uległy zbyt wielkim zmianom od pierwszej improwizacji. Pierwszy szlif kompozycji był tak wyraźny, że potem wystarczyła polerka i dodanie tekstu. Z tego, co pamiętam, jeden z utworów z tamtego okresu nie doczekał się rejestracji, gdyż uznaliśmy, że jest za słaby i odbiega od klimatu całości. Może kiedyś będziemy w stanie do niego wrócić. Sam odzew był piorunujący, jak na taką kapelkę znikąd. Na nasza skrzynkę mailową przyszło kilka propozycji od undergroundowych wytwórni. Zdecydowaliśmy się na Marcina z Mythrone Promotion i nie żałujemy tego. Oby tak dalej.

B: Warto tu zauważyć, że kurewski ciężar Sandbreaker przypomina wczesne Gallileous, zanim odpłynęli w rejony stonera. Wiem, że wcześniej działałeś tam właśnie. Można, zatem uznać Twój obecny hord za kontynuację nurtu funeral doom z poprzedniego zespołu?

D: Raczej do tego tak nie podchodzę. Wczesny Gallileous to rozwlekłe i baardzo wolne, majestatyczne kawałki. Ówczesną dewizą zespołu było zostać najbardziej ekstremalną „metalową skupiną” (jak mawiają Czesi), pod względem brzmienia, tempa i stroju gitar. Termin funeral doom jeszcze w ogóle nie istniał. Po latach już z nową ekipą prze-kalibrowałem pewne znane mi z tamtego okresu dogmaty i namówiłem resztę załogi, żeby kompozycje były jak najbardziej efektowne, czyli bez zbędnych repetycji, z wolnym, aczkolwiek naturalnym tempem oraz wyróżniającymi się pomysłami. Z mojego punktu widzenia nie mogę uznać tego za kontynuację, przede wszystkim z powodu tego, że oba projekty kreowane były przez zupełnie inne osoby i każda gromada osobowości, czy to wczesny Gallileous, czy Sandbreaker, wymaga osobnego rozpatrywania. W założeniu Sandbreaker nawet nie próbuje dorównać staremu Gallileous, ponieważ sam w sobie jak dla mnie jest „niemiłosiernym ciosem” i to wystarczy.

B: Wasz pełniak okraszony jest hasłem „nothing here is what it seems”, które po pierwsze zdecydowanie nawiązuje do doznań, jakie daje spożycie przyprawy, z drugiej zaś ładnie zmyla słuchacza. Gdy zobaczyłem logo to myślałem, że przeszliście w stoner doom, a zostałem miło zaskoczony. Przewrotnie, chwalę!

D: Nigdy do końca odbiorca, w obojętnie, jakiej dziedzinie sztuki, nie przeniknie właściwej interpretacji kreatora. Hehe powiedzmy, że naszą dziedziną jest doom metal i pod tym pojęciem wiele może się kryć. Zabieg z logo jest celowy i było one tak pokazane, by wymanewrować, i zmylić kontemplatora naszej muzy. Prawdopodobnie świeża generacja odbiorców tej szuflady nigdy nie sięgnęłaby po naszą płytę, gdyby logo przypominało jakieś palące się krzaczko-robaczki. Tak to już jest, że wpadamy w sidła pewnych kanonów i czasem trudno, z powodu braku chęci lub nawet ignorancji, wyjść poza utarte schematy. Stoner jest fajny i na czasie, ale wydaje mi się, a może się mylę, że próżno go szukać u nas, jak kiełbasy w wegańskim bigosie. No może czuć podobne przyprawy.

B: Także debiutancka EPka miała ten element zaskoczenia. Okładka wzbudzała mieszane uczucia, że oto jest swoiste muzyczne kuriozum, tymczasem po włożeniu krążka w odtwarzacz okazywało się, że wszystko ładnie współgra ze sobą: tak okładka, jak i muza.

D: Dziękuję za miłe słowa, staramy się. Zaskoczę, ponieważ okładka była wykreowana na długo przed powstaniem samej muzyki. Właściwie to było wyobrażenie tego, jak Sandbreaker miałby grać. Coś w rodzaju graficznej inkantacji w celu zwabienia odpowiednich muzyków. Zanim wykrystalizował się dzisiejszy skład: ja Doombardier – beczki, śpiew, gitara rytmiczna – Kamikaze, gitara solowa – Red Razor i bas – Grey Eminence, zmagałem się z niewłaściwymi ludźmi, którzy nie rozumieli moich intencji muzycznych. Może przypomnę jak w zabawny sposób zetknąłem się z Bartkiem (Kamikaze). Bo to on jest kluczową postacią w tamtym okresie mojego lekkiego zwątpieniom w ludzi grających metal. To był piękny jesienny dzień, podczas jazdy autem zauważyłem typa niosącego gitarę, jeszcze wtedy tylko znajomego z koncertów. W świecie facebook’a, wszystko jest proste i jeszcze tego samego wieczora odezwałem się do niego z zapytaniem: czy to był bas, czy gitara, bo właściwie szukałem gitarzysty. No i tak się zaczęło. Pokazałem mu okładkę, a Kamikaze na pierwszej próbie dopasował do niej riffy.

B: Ten cytat z pełniaka również można odnieść do współczesności, gdzie ludzie próbują przejrzeć poza zasłonę rzeczywistości. Co prawda Melanżu u nas nie ma, ale po psylocyby wystarczy pojechać na piknik za miasto. Szukając dalej przypomina mi się także cała filozoficzna otoczka pierwszej części Matrixa z zagadnieniem wyjścia poza to, co wydaje się nam realne.

D: Matrix naprawdę istnieje, i to, co dzieje się z naszą rzeczywistością jest na to dowodem. Niestety muszę twardo stąpać po ziemi w tej coraz bardziej nierealnej matni, bo jestem odpowiedzialny za jeszcze kilka istnień. Oczywiście wiem, o czym mówisz i doskonale pamiętam moje próby wyjścia poza program przy pomocy LSD czy grzybów, które poszerzyły moją świadomość kolorując doznania struktury rzeczywistości. Dziś mogę polecić podobne odmienne stany świadomości bez wspomagaczy. Jedną z moich pasji jest medycyna alternatywna, jakiś czas temu natknąłem się na naturalny proces samoleczenia, odżywiania, może nawet odmładzania ludzkiego ciała i psychy za pomocą postów leczniczych tj. całkowitego wstrzymywania się od pokarmów stałych. Tyle ciekawych rzeczy naczytałem się o tym, że sam postanowiłem poeksperymentować i przejść 10 dniowy post tylko na czystej wodzie. Nie będę się rozwodził o procedurach i pozytywnych skutkach autofagii i wysokiego stężenia hormonu wzrostu na moje ciało, ale to, co mój umysł doświadczał w biały dzień normalnie funkcjonując, można nazwać trzeźwym odlotem w wyższe stany świadomości. To tak, jakby wynurzyć się z dymu o gęstości bagna, by zaczerpnąć świeżego górskiego powietrza, którego każdy haust, to wiedza absolutna o egzystencji! W naturalny sposób stałem się Kwisatz Haderah!

B: A czy podczas procesu twórczego była zażywana przyprawa? Podług opisu miała smakować, jak cynamon, to do wejścia w wyższy stan wystarczyłaby jedynie krótka wycieczka do najbliższej Żabki.

D: Jak powiedział Imperator Palpatine, tym razem w Star Wars, „Płacisz cenę za brak wyobraźni”, my tego nie musimy robić! Do Żabki, to chyba po cynamonowe bułeczki hehe. Niestety jestem mobilny i dla mnie tylko kawa, no chyba, że jest okazja np. wydania LP to przychodzę na piechotę… Dla nas tą przyprawą jest dźwięk i rytm, który sami kreujemy. Naprawdę mam dreszcze, kiedy słyszę odpowiedni riff, a mój umysł sensorycznie sprzęga i wysyła impulsy do kończyn, by wykonały odpowiedni ruch i stworzyły reakcję na odpowiednią akcję, jak w transowym tańcu szamana. Kiedy drewno przecina powietrze tworząc interwał ciszy, nastaje wyczekiwanie na moment uderzenia, które w chwili wybuchu dźwięku wytwarza jeszcze większe ciśnienie w uszach i mózg reaguje euforią niczym zaciekawione dziecko na oczekiwane klaśnięcie rodzica.

Tak bez końca, z naturalnym tempem, żywym może czasem niestabilnym, wszystkie odbicia adrenaliny i innych hormonów są wręcz pożądane, gdyż sam jestem przyrodą i nie lubię rytmu wyznaczonego przez mechanicznych dominatorów! Najważniejszy jest bezustanny dialog instrumentów, który pozwala na używanie języka tak starego, jak ten świat, a który jest zapominany przez niejednego. Doom Vibrations! Czy ten bełkot jest zrozumiały hehe?

B: Jest, jest. Ale no właśnie, muza. Nie przypominam sobie, by w naszym pięknym kraju ktoś obecnie grał podobnie, jak Wy. Ciężar jest tak nieludzki, że ma się wrażenie przygniatania cielskiem piaskowego czerwia. No i ten głęboki growl. Mam nadzieję, że stylistyki zmieniać nie zamierzacie?

D: Oczywiście, że nie zamierzamy, a zespołu w podobnych klimatach, nie traktowalibyśmy jak konkurencji, wręcz przeciwnie, można by razem stworzyć swoistą niszową scenę.

Gdybyśmy mieli kilka zespołów oscylujących w podobnych rejonach to byłoby raźniej. Może będziemy pierwszą jaskółką zapowiadającą Golden Age of Polish Death Doom​​? U nas ciężar jest jedną z najistotniejszych rzeczy, specjalnie przygotowane gitary z odpowiednio dobranymi strunami pozwalają uzyskać tę moc. Aż chce się śpiewać: „Mam tę moc!” hehe. Jednak równie ważna jest inwencja Arkadiusza Dzierżawy, jako realizatora dźwięku w Soundstitute Studio. To on jest w głównej mierze odpowiedzialny za to piekielnie dołujące brzmienie i za nieludzki charakter tych produkcji, w pozytywnym znaczeniu. Dopóki będę działał, jako Doombardier w Sandbreaker, nie dopuszczę do podobnej herezji, jaka nastąpiła w Gallileous, której byłem poniekąd biernym sprawcą. Niestety, między innymi ten ciągle tlący się wewnętrzny konflikt na tle „ciężkości Gallileous”, który nigdy nie ujrzał światła dziennego i nigdy nie był poruszany przez nas np. w prasie branżowej, skończył się moją decyzją o opuszczeniu tego wraku. W Sandbreaker tak nigdy nie będzie, gdyż za sterem tej piaskarki stoję osobiście. Muszę oddać hołd reszcie obecnej załogi Sandbreaker, która o wiele lepiej rozumie pewne dogmaty i pomysł na death doom metal. Jeśli chodzi o growl, to tak jakoś wyszło przy okazji, bo ktoś musiał poryczeć do mikrofonu!

B: Jak właściwie doszło do współpracy z Mythrone Promotion/Defense Recrods?

D: Marcina poznałem grając jeszcze w Gallileous, zdaje się na koncercie w Korbie. Kiedy Sandbreaker zamieścił EP’ke na bandcampie, w dobie Internetu mogłoby to być wystarczające, ale ja, jako chłop starej daty, marzyłem o czymś namacalnym i kolekcjonerskim, wiec gdzieś tam z tyłu głowy miałem pomysł o wydaniu tego własnym sumptem. Wraz z otrzymaniem pierwszych owacji na stojąco, w postaci pozytywnych opinii naszych znajomych, dotarły również pierwsze propozycje małych niezależnych wytwórni płytowych. Na pierwszej linii był właśnie Marcin z Mythrone w pakiecie z Defense Recrods. To Marcin od razu sprecyzował konkretny plan działania z datami itd. W imieniu całego Sandbreaker mogę go pochwalić, jego pasja w działaniu bardzo nam służy.

B: Jakieś plany na przyszłość? Może jakieś koncerty, o ile znowu nie wprowadzą jakiegoś jebanego lockdownu. Albo kolejna Epka?

D: Mieliśmy debiutować na festiwalu organizowanym zdaje się na okoliczność 20-lecia działalności Marcina z Mythrone Pomotion, ale rządcy zadecydowali, że zastosują błąd w matrixie i koncert się nie odbył. Jak każda kapela musimy przeczekać to, wg mnie nieuzasadnione, zatrzymanie życia. Debiut na scenie, jako Sandbreaker mamy, więc jeszcze przed sobą, ale kiedy to będzie, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Podobna sytuacja zaistniała z niedługo wypuszczaną przez nas 4 utworową Epką „Children of the Erg”. Kiedy zdecydowaliśmy na nagranie jeszcze 4 kawałków, w powietrzu wisiały kolejne lockdown’y w europejskich miastach, no, ale udało się i zdążyliśmy. Po wydaniu LP „Worm Master” jedyną negatywną uwagą, jaka do nas docierała, było to, że płyta wydaje się za krótka. Czas tej płyty, tj. 33 minuty był z góry dokładnie zaplanowany, aby materiał spokojnie mógł zostać wydany w tej samej formie również na czarnym krążku. Świeża EPka lada chwila powinna nasycić głodnych piachu w zębach. Wcześniej zapewne w Internecie, no a potem zostanie fizyczne wydana, ale to już wyczekujcie informacji u Marcina.

B: Na YT hula też Wasz swoisty „klip” w postaci sympatycznej ilustracji rysowanej przez Abby Stabby. Sami się do niej zgłosiliście, czy raczej ona wyszła z propozycją?

D: Pomysł powstał na uwiecznienie 1-szego roku działalności, z racji tego, że do tej pory nie mieliśmy sesji zdjęciowej i całość opierała się na jak największej anonimowości zespołu, z pseudonimami i rysunkowymi podobiznami. Jakiś czas przed tym rysunkowym klipem Abby Stabby została mi polecona i po zobaczeniu jej prac, zauważyłem, że jest możliwość spróbowania czegoś innego. Zgodnie z naszymi wskazówkami Abby potraktowała nas trochę z przymrużeniem oka. Ważny jest przekaz zawarty w tej grafice, Sandbreaker ”odważnie na wesoło” powraca do powoli zapominanych w Polsce klimatów właśnie Death Doomowych nawiązując wręcz do cofnięcia się do czasów, kiedy tak się po prostu grało.

B: Uwagę też zwraca komiksowe wykonanie tegoż. Przypomina mi to animowane klipy Obituary, czy choćby ostatni od Testament. Planujecie może cały teledysk w takim tonie do któregoś z utworów?

D: Oj fajnie by było, zarejestrować taki klip, być może, jeżeli pozwolą fundusze, czemu nie? Masz rację, inspiracją były klipy między innymi Obituary i Red Fang. Zresztą uwielbiam obie kapele. Obituary widziałem kilka razy, ostatnio w Ostravie, ale bez oryginalnego perkusisty Donalda Tardy’ego, który musiał przerwać trasę i wracać do Stanów, w zamian za garami zasiadał gość zdaje się z Monstrosity, który nie do końca wiedział, co robi. Hehe, Red Fang jeszcze przed mną na żywo, mam nadzieję, że się to uda już niebawem. Zobaczymy, co czas przyniesie z naszym klipem, bo pomysłów nam nie brakuje. Testamentu jeszcze nie widziałem, ale nadrobię zaległości. Na razie skupiamy się na samym wydaniu Epki.

B: Warto zauważyć, że wesoły charakter ilustracji stoi niemal w dosłownej sprzeczności z ciężarem i klimatem tworzonym przez muzykę. Celowa przewrotność?

D: Miało być na wesoło, nie lubię już napompowanych klimatów, objadły mi się z poprzedniej kapeli. Właściwie niektóre rzeczy chyba nieświadomie robię pod mojego syna 7 letniego Franka, który jest oddanym fanem Sandbreaker. Łapię się na tym, że często jego opinia wywiera na moje decyzje duży wpływ. Oczywiście to tak w wielkim uproszczeniu, bo to, co gramy to raczej kierowane jest do starych maniaków, którzy nadal tęsknią za złotymi latami 90-tymi!

B: Od dawna mówi się, że globalne ocieplenie wyniszcza naszą planetę. Możliwym jest, że za ileś tam lat będzie ona przypominać Arrakis, a jej jedynymi panami będą poczciwe dżdżownice, które wyewoluują w gigantyczne czerwie?

D: Ja się już w tym pogubiłem, niedawno pojawiła się informacja z matrixu o globalnym oziębieniu, więc, też nie za wesoło. Niestety ekologia jest wykorzystywana politycznie i nikt nie mówi ile energii, spalin, i syfu jest przy produkowaniu np. baterii słonecznych. Racjonalne myślenie gdzieś się zgubiło, a absurdów jest wiele, osobiście chyba bym nic nie robił. O ekologii prawią milionerzy latający swoimi prywatnymi jetami, a prawdziwych naukowców już nie ma tylko jakieś lobbingowe mapety. Czy informacja, że drzewa w Amazonii rosną jakby mocniejsze jest prawdziwa? Hehe, nawet, jeśli doprowadzimy do własnej zagłady, to planeta sama sobie poradzi i te wspomniane przez Ciebie dżdżownice będą już chyba VII próbą wskrzeszenia życia na ziemi! To, co mnie przeraża to transhumanizm i jeżeli dobrze pojmuję znaczenie tego słowa, to właśnie w tym wypatruje zagładę ludzkości, jaką znamy jeszcze za naszej kadencji!

B: I ostatnie słowo należy do Ciebie!

D: Wypatrujcie naszej świeżej Epki „Children Of The Erg”, która powinna pojawić się w pierwszych dniach nowego roku! Wnikajcie w czeluście muzycznego metalowego podziemia, jest tyle ciekawych kapel. Sięgajcie po klasyki i wspierajcie młode kapele. Pozdrawiam kolekcjonerów i słuchaczy! Jedyny sposób by jakakolwiek scena przetrwała, to Wy i zarażanie następnych swoją pasją. Muzyka to sposób na życie, w tym plastikowym świecie, kreowanym tylko na potrzeby elektronicznego „lusterka”, z którego jak w bajce, bardzo wielu się chce dowiedzieć, jacy są modelowi, piękni i wspaniali. Prawdziwemu człowiekowi powinna towarzyszyć naturalna niedoskonałość, coś nieokiełznanego i nieszablonowego jak dzika przyroda czy „ręcznie robiony death doom metal”! Hehe.

B: I ostatnie słowo należy do Ciebie!

D: No właśnie, Sandbreaker jeszcze nie mówi ostatniego słowa. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

Bart
583 tekstów

Przemądrzały, gruby chuj. Miłośnik żarcia, alkoholu i gór, któremu wydaje się, że umie pisać.

Newsy

Demonical zmienia wokalistę

OracleOracle8 listopada 2019
Newsy

Nowy materiał Veld

EfEf7 kwietnia 2015

Skomentuj