Skip to main content

                                                                Wydawca: The End of Time Records

Dzisiaj jedziemy do Łodzi. To znaczy nie fizycznie, bo kto by tam się chciał wybrać. Muzycznie zabierze nas w tę podróż Doomster Reich.

Chwilę już minęło od mojego pierwszego kontaktu z tym zespołem. W głowie został mi jeden utwór. To i tak nie jest źle, patrząc na hordy bandów, które wymazuję z pamięci zaraz po recenzji. Generalnie rzecz biorąc omijam mocno hajp na wszelkie doom/stoner/occult/cpańsko metal. Uważam go za… no lepiej, aby nie zaistniał. Mam jednak przez to omijanie bardziej świeże spojrzenie na tę, trącącą starym (dobrze, również przećpanym) kożuchem, muzykę. Pierwszy materiał Doomster Reich w czasie jego opisywania mi podszedł. Teraz gdy go słucham nieco już mniej we mnie werwy. Drugi natomiast, który jest poddawany właśnie ocenie, wywołał we mnie mocno mieszanie uczucia. Na pewno jest zdecydowanie ciężej i wolniej niż na debiucie. Generalnie nie ćpię, więc ciężko zawyrokować na jakich dragach Panowie jechali przy nagrywaniu. Jest tutaj wciąż sporo melodii, ale dużo bardziej przytłoczonej, do tego schowanej za ciężarem. Przynajmniej na moje brudne ucho. Całość brzmienie ma jak najbardziej prawilne dla tego gatunku, więc tutaj nie ma się co przypierdolić. Co istotne mocno unurzane to wszystko w psychodelii. Z tą jak wspomniałem mam problem, bo nie ćpam. Nie do końca kumam nagrywania aż 3 coverów (na 7 utworów). Jeden w zupełności by wystarczył. Mam tutaj na myśli Bedemon i „Serpent Venom”. Doomster Reich nadał mu zdecydowanie więcej wyrazu i ciężaru. Pentagram przyswajam jedynie w oryginale. Saint Vicious jakoś mnie nie bierze w tej wersji. Jakie mam zarzut do tego materiału? Nuży mnie. Po prostu. Mam na myśli część w której Doomster Reich prezentuje swoje autorskie utwory na cudzych riffach. Covery opisałem już wyżej. Zespół ponoć ma problem z zaistnieniem w uszach polskiego słuchacza. Czy mają się szansę przebić? Żaden tam ze mnie Wernyhora a i do trendsetterki mi daleko, więc nie postawię tak śmiałej tezy jak Noise Magazine. Życzę, chociaż może być ciężko. Na plus utwór tytułowy.

Natomiast nie wiem czy moja wersja (jako promocyjna) okładki jest wybrakowana, czy cała partia, ale tylna część digipaka jest za ciemna.

Ocena: 6,5/10

Tracklist:

01.The World Must Die
02.Hidden Path
03.Forever My Queen (Pentagram cover)
04.Come to My Kindgdom 07:23
05.One Mind (Saint Vitus cover)
06.Let Us Fall
07.Serpent Venom (Bedemon cover)

Ef
4484 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

Skomentuj