Skip to main content

Behemoth The SatanistWydawca: Nuclear Blast Records

Tej recenzji miałem nie pisać. Jak zwykle myślałem, że kolejny album Nergala przejdzie obok mnie dość obojętnie, dwa razy posłucham, coś tam wpadnie w ucho, coś wypadnie i tyle w temacie.

Moje zainteresowaniem tą kapelą również zmalało przez ostatnie lata dzięki wyczynom pana Adam, którego twarz pojawiła się chyba już w każdym chujowym piśmie w tym kraju a widzowie „Dzień Dobry TVN” już znają na pamięć wszystkie utwory z demówek hehe. Dodatkowo te wszystkie dziwne wywiady, trailery, trailery do trailerów… Stała się jednak rzecz przedziwna: po tym całym cyrku, medialnym szumie i mainstreamowych zagraniach Behemoth stworzył bardzo dobrą płytę. Wszystkiego się mogłem spodziewać, ale na pewno nie tego, że „The Satanist” faktycznie przypadnie mi do gustu. A tu proszę! Zacznę może od tego, że materiał ten jest znacznie prostszy. Mniej na nim wydumanych epickich momentów, a więcej czystej i prostej łupaniny, którą tak wszyscy lubimy hehe. Numery mają znacznie więcej mocy. Jakby jeszcze powyrzucać te trąby, recytacje i bardziej „napuszone” momenty to mielibyśmy napierdol w czystej formie. Ja zawsze byłem zdania, że Behemoth nie nagrywa dobrych płyt a jedynie ma na krążku 3-4 zajebiste numery. Tu jest inaczej. Cała płyta jest na równym, wysokim poziomie. Ale, żeby nie było to pozwolę sobie wybrać kilka, według mnie najbardziej zasługujących na uznanie numerów. „Dmuchający w trąbę aniołek” jakoś nie przypadł mi do gustu, ale to chyba za sprawą kolejnego sztucznego jak plastikowe kwiatki teledysku, a nie muzyki, bo ta akurat strasznie zła nie jest. Za to „Furor Divinus” to już inna bajka. Bardzo ładnie ten numer pierze po pysku, szczególnie w swojej końcowej części. Kolejny kawałek warty wspomnienia to „Ora Pro Nobis Lucifer”. Tu powinno być kręcenie nosem, że po łacinie czy coś takiego. Mnie ten numer bardzo się podoba i muszę przyznać, że to chyba najlepszy kawałek na płycie. Fajnie łomot spuszcza też kolejny numer, czyli „Amen” w czysto behemothowym stylu. Co do „In The Absence Ov Light” to mam spory dylemat, bo z jednej strony pan Adam postanowił oświecić nas słowami Gombrowicza, co trąci trochę cepelią, a z drugiej końcówka tego numeru to absolutny majstersztyk. Ten riff połączony z rozpędzającą się, jak lokomotywa perkusją to chyba najlepszy fragment płyty. Zapomniałbym wspomnieć, że po raz kolejny zostało mi objawione, że bez Zbyszka na perkusji, który obdarzony jest błogosławieństwem samego rogatego w tym, co robi Behemoth nie byłby tym, czym jest. Jego robota ma istotnie pierwiastek piekielny i gdyby Nergal niemiał za plecami tej potężnej maszyny perkusyjnej niewiele by zdziałał. A i na koniec płyty Behemoth (chyba to już jakaś tradycja) musiał znaleźć się monumentalny numer. „O Father O Satan O Sun!”, bo o nim mowa to oczywiście dopracowany do ostatniej nuty numer, który ma zostawić wrażenie, że „The Satanist” to wybitne dzieło. Dla mnie jest to kawałek po prostu dobry. I teraz przyszło mi ten chaos uporządkować. Powiem szczerze: nie myślałem, że kiedyś przyjdzie mi o tym zespole napisać tyle pochlebnych słów. Zagorzałym fanem nigdy nie byłem a i to, co się dzieje w strefie „około zespołowej” raczej mnie denerwuje. Jednak nagranie tak niespodziewanie dobrej płyty sprawiło, że spojrzałem na tą kapelę przychylnym okiem.

Może nie kupie wszystkich limitowanych winyli „The Satanist”, może nie będę stał po koncercie po autograf z wiązanką kwiatów, ale muszę przyznać: „The Satanist” – najlepsza płyta Behemotha. Zaskoczeni? Ja też!

Ocena: Między 8 a 9 bo dalej mam dylematy/10

Tracklist:

1. Blow Your Trumpets Gabriel
2. Furor Divinus
3. Messe Noire
4. Ora Pro Nobis Lucifer
5. Amen
6. The Satanist
7. Ben Sahar
8. In the Absence ov Light
9. O Father O Satan O Sun!

 

 

Pathologist
1126 tekstów

2 komentarze

  • Alfons Czachor pisze:

    Ten gigantycznie przereklamowany zespół faktycznie nagrał swoją najlepszą płytę. Co nie zmienia faktu że dalej mnie on odrzuca ze względu na żałosną personę Adasia. Cóż czytelnicy Gali pewnie mnie zjadą za tę słowa… 😉

  • Belit pisze:

    Behemota przestałam słuchać po Zosi, bo głos Nergala coraz bardziej mnie usypiał, a i sama muzyka zaczęła zataczać koło. Gdyby Darski przestał wyć, a wziąłby kogoś kto ma lepszy głos i potrafi nim jakoś urozmaicić wspomnianą nudę Behemoth byłby całkiem całkiem. A co, do teatru Darskiego, nie od dziś wiadomo,że im większy cyrk tym więcej ludzi.

Skomentuj