Wydawca: Godz ov War Productions/ Eternal Death
Greg, to ma jednak nosa do wesołych rzeczy. Odpalając płyty od niego, z którymi wcześniej nie miałem styczności, nigdy nie wiem, czy z głośnika nie poleci bestialski szajs, czy totalnie pojebane dźwięki. Amerykańskie V.E.I.N., co ciekawe, wyczerpuje obie te kategorie.
Za tą nazwą kryje się jednoosobowy projekt niejakiego Death Fienda, którego możecie kojarzyć z innych wesołych grup, jak choćby Blessed Offal, Cruenation, czy Witch Tomb. Samo „Blood Oaths” to wydany pierwotnie w 2022 r. pierwszy pełniak tego Ż.Y.Ł.Y.
Wspomniałem uprzednio, że V.E.I.N. wyczerpuje kategorie bestialskiego szajsu oraz pojebanego grania i dokładnie to miałem na myśli. Muzyczną zawartość „Krwawych Przysiąg” można określić, jako black metal, ale zawiedzie się srodze ten, kto liczy na typowy, drugofalowy skrzek, wilczą zamieć i sztyblety z lodu. Jeśli miałbym wskazać podobieństwa, to z pewnością będzie Swine oraz Sect Pig, a także mocno na VON. Oznacza to, że czeka nas brudna, duszna i mocno popierdolona jazda, bo obcowanie z V.E.I.N. mogę porównać do napchania się psylocybami, zagryzienia do czystym LSD i wzięcia udziału w krwawym, satanistycznym obrzędzie, który o dziwo przenosi nas wprost do piekła. Ba, w środku albumu jest dosłownie kawałek „L.S.D.”, który idealnie oddaje tego złego tripa sącząc nam do ucha elektroniczne sample oraz zniekształconą mowę (choć nie jest to poziom popierdolonej elektroniki dla psycholi, jakim potrafi zmasakrować takie Larmo). Na płycie znalazł się także cover punkowego Kilsluga, „Warlocks Witches and Demons”, który całkiem dobrze wpasowuje się w ogólny charakter płyty. Jak również jest zdecydowanie lepszy od wkurwiającego oryginału. Do warstwy muzycznej nie mogę się przyczepić, choć również nie jest to również coś, co sprawi, że padniecie na kolana, niczym pasterze przed otwartym w wigilię monopolowym. Gitary oraz perkusja spuszczają rzęsisty łomot, a z tła dobiega złowrogi bas, a to wszystko podlane charcząco, krzycząco, bulgoczącym wokalem oraz gęstą dawką pogiętych sampli. Do tego świetne brzmienie, które pozwoli nam wyłapać odpowiednio dużo smaczków, przy cieszeniu się gęsta warstwą brudu. Nie będę również ukrywał, że im dłużej słucham „Blood Oaths” tym bardziej doceniam chorą atmosferę zła na tym albumie, a ten pierwiastek zła, to jest dokładnie to, czego wymagam od black metalu.
Nie obyło się się jednak bez wad. Mimo bardzo dobrej, dusznej atmosfery zła, dźwięk momentami gubi się w nadmiarze dziwacznych sampli. A szkoda. Najpoważniejszym zarzutem jest jednak to, że w pewnym momencie odsłuchy zaczynają mnie męczyć. Z początku jest super, w trakcie tez ładnie idzie, ale jakoś przy trzech czwartych albumu odczuwam już pewne znużenie. Możliwe, że nadmiar takiej psychodelii nie jest dla mnie, niemniej nie mogę przejść obok tego obojętnie.
V.E.I.N. zaprezentowało światu plugawy i pojebany kawałek czarnej sztuki. Jeśli lubicie granie, które zmieli Wam mózg niczym w blender, to będziecie zachwyceni.
Ocena: 7/10
Lista czarcich hymnów:
1. Total Vascular Collapse
2. Malign Blood Oath
3. The Black Eye of Eibon
4. Banishment of Blood
5. L.S.D.
6. Sangre Libertad
7. Warlocks Witches and Demons (Kilslug cover)
8. Bloodstained Symmetry