Wydawca: Pagan Records
Nie będę wymyślał, że czekałem na ten album z utęsknieniem. Raczej zostałem zaskoczony i chwilę mi zeszło, żebym skojarzył, że taki zespół jak Untervoid kila lat temu wypuścił debiutancką EP. Muzyki też za cholerę nie byłem w stanie sobie przypomnieć, ale pamiętałem, że na okładce była anioł z Czarnobyla.
Ale zabrałem się za „Parasite” ochoczo, jednak wiele uwagi ostatecznie temu wydawnictwu nie poświeciłem. Sporo naprawdę świetnych premier miało miejsce w ostatnich tygodniach i Untervoid poszło w odstawkę. Nie mogłem jednak tego tematu zostawić w takim stanie niebytu. Wróciłem i mi się spodobało. Co można napisać o tym krakowskiem projekcie, to już zostało napisane wielokrotnie. Dla kronikarskiego przypomnienia jednak wspomnę, że to duet z Krakowa powiększył się o jednego pełnoetatowego członka, jakim jest Haldor Grunberg, którego możecie kojarzyć z takich zespołów jak Mentor czy Thaw. Zespół też postanowił aktywować się na żywo i nie być tylko projektem studyjnym.
Po wniknięciu w „Parasite” musze stwierdzić, że to dobre posunięcie, bo sam chętnie bym Untervoid na żywo zobaczył. Co jednak znajduje się na debiutanckim pełnym wydawnictwie? Teoretycznie można by napisać, że wiele się nie zmieniło w porównaniu z debiutanckim EP, ale było by to jednak dość mocne niedopowiedzenie. Nadal mamy tu black metal i nadal jest on punktem wyjścia. Sporo jest tu najróżniejszych eksperymentów, mamy wiele dodatków i niebanalnych zwrotów akcji, które sprawiają, że płyta potrafi przyciągnąć uwagę słuchającego, zaintrygować i niejednokrotnie zaskoczyć. Dla mnie szczególnie ten saksofon w drugim numer… Na początku mi to za bardzo nie spasowało, ale teraz uważam, że brzmi to świetnie. Potrafi ta muzyka zwolnić i się wyciszyć, potrafi pierdolnąć z całą mocą. Jest tu dość różnorodnie, ale co ciekawe potrafi być też mocno „przebojowo”.
No i przede wszystkim wokale. Na EP było pod tym względem lepiej niż znakomicie i tu jest podobnie. Całościowo jednak patrząc muzyka na „Parasite” podchodzi mi znacznie bardziej i uważam, że jest to progres w bardzo dobrą stronę. Mam dzięki temu szczerą nadzieję, że pełniak Untervoid nie popadnie w taką niepamięć jak „Untervoid”.
Mam niż nadzieję, że chłopaki zadbają o to, wydając coś częściej niż raz na sześć lat. A tymczasem wracam do słuchania i nie zapowiada się, żebym jakoś szybko zapomniał o „Parasite”.