Wydawca: Pagan Records
Mieleckie diabły ze Stillborn kazały nam długo czekać na następcę „Satanas el Grande”. Każdy, kto był spragniony patologicznie nienawistnej odmiany death metalu może jednak już zacierać łapska, bo oto wrzaskiem zamanifestowano pogardę i bluźnierstwo – oto „Manifesto de Blasfemia”.
Stillborn to kapela, która za nic ma poczucie dobrego smaku, ładne melodie i problemy społeczne. Już sama okładka ma obrazoburczy front, zwiastujący zgniliznę muzyczno – tekstową w dosadny sposób. Killer chciał obrazić pobożnych Polaków – katolików i udało mu się to zapewne w dużym stopniu, hehe. Zresztą możecie zobaczyć sami, co to takiego. Po nacieszeniu oczu okładką a także przejrzeniu wkładki (a jest na co patrzeć, na mp3 tego nie uświadczycie!) nadchodzi ten najlepszy moment – wsunięcia (ach!) Cd do odtwarzacza. Po tej czynności to już nie ma przebacz, pozerzy proszeni są o opuszczenie pomieszczenia po dobroci. Na narządy słuchu leci potok agresywnych riffów, urywających wybraną część ciała dowolnego księdza czy zakonnicy, znajdujących się w promieniu kilku kilometrów. Pokój przepełnia się odorem trupa, obowiązkowej siarki i oddechu diobła, który poczujecie z pewnością na karkach, obcując z „Manifesto de Blasfemia”. Piekielny death metalowy wałek, prawie nie znający zwolnień, z każdą sekundą zwiększający stopień sonicznej i lirycznej desakralizacji. Ta płyta jest dzika! Riffy, naprawdę dobre riffy, mają tak motoryczny sznyt, opętańczo lecą jeden po drugim, lecz nie jest to jakaś wybitnie techniczna jazda, akcent jest tu położony na agresję, szaleństwo i wulgarność. Killer i Ikaroz wykrzykują zapamiętale wersy przepełnione nienawiścią i poczuciem wyższości wobec 80% polskiego społeczeństwa, a wspomaga ich przy tym Destroyer, udzielający się na co dzień w Kriegsmachine. Dobrze wyeksponowany bas i perkusyjna bombardierka dopełniają Manifestu Blasfemii. Nie ma się co rozwodzić nad każdym kawałkem z osobna, wszystkie bowiem tworzą death metalowy monolit, ścierający na proch wszystko co święte. Jedenaście utworów stworzonych do grania na żywo, z płyty prezentuje się równie dobrze. Wręcz diabelsko dobrze. Tak powinien brzmieć szczery do bólu death metal.
„Manifesto de Blasfemia” to przykład muzyki tworzonej przez maniaków dla maniaków. Zawierającej niekłamaną nienawiść i wielkie Fukk Off dla ułożonych, niedzielnych metali, jak i większości społeczeństwa. A więc włączcie sobie najnowszą płytę Stillborn i gińcie, skurwysyny…
Ocena: 9/10
Tracklist:
1. | Harbinger of Evil | ||
2. | Infernal Goat Worship | ||
3. | Seeds of Doom | ||
4. | Preliminary Dirge | ||
5. | Nekromassakr: Death’s Coronation | ||
6. | Die Fuckers | ||
7. | Angel Ripper | ||
8. | Manifiesto de Blasfemia | ||
9. | Natural Born Destroyers | ||
10. | Pest: Ravager of Humanity | ||
11. | Blood and Conflagration |