Skip to main content

Nie samą muzyką żyje człowiek. Wszak często słuchając zawartości płyt lubimy sycić oczy ich okładkami, czy też generalnie podziwiać dzieła sztuki. Dlatego też postanowiłem odpytać kogoś, kogo dzieła faktycznie robiły (i robią nadal) na mnie wrażenie oraz potrafią przykuć wzrok oraz uwagę na dłużej, zostając potem w pamięci. Tym kimś jest Robert von Ritter, znany z fenomenalnych okładek, ot choćby ostatnio do Sauron, czy też Yfell 1710, który okazał się rozmówcą chętnym, a wylewnym.

B: Siemka! Obostrzenia wynikające z kwarantanny już niemal wszystek zdjęte i można cieszyć się latem. Jak tam udawało Ci się przetrwać w okresie szalejącej zarazy?

R: Cześć! Na początku było dosyć dziwnie. Cały czas słuchałem wiadomości i informacji o tym co dzieje się w kraju i na świecie. Stan zagrożenia był powszechnie wyczuwalny ale cóż się dziwić, skoro ta pandemiczna sytuacja to całkowite novum. Nikt nie wiedział co z tego wyniknie i jak lepra się rozwinie. Teraz chyba ludzie odetchnęli ale wciąż nie wiadomo co będzie jesienią. Nie ukrywam, że mocno rozleniwiłem się w okresie trwania kwarantanny. Zwolniłem. Cały świat zwolnił.

B: Są też straszne plotki, że ta pandemia to jedynie przykrywka do montownia masztów 5G,które zniewolą ludzką rasę i pozabijają nas rezonując z bronią Haarp. Właściwie im dalej w ten rok, tym więcej takich wesołych teorii. Popuśćmy nieco wodze fantazji zatem, sądzisz, że to wynik jedynie nieopacznie zjedzonego nietoperza przez jakiegoś Chińczyka, czy jednak ktoś, choćby przez przypadek, zamierzał odtworzyć na żywo scenariusz z Resident Evil?

R: Jakiś czas temu widziałem zabawnego mema. Zdjęcie przedstawiało nietoperza z podpisem: ‘jeśli w lutym jakiś Chińczyk zje nietoperza to znaczy, że w kwietniu będę przywoływał windę łokciem’. Wydaje mi się, że epidemia jest wynikiem rażących zaniedbań sanitarnych na targowisku w Wuhan. Widziałem filmik z tego targowiska rozpusty i to było przerażające. Zwierzęce tusze zwisające na hakach, zwierzęta poszatkowane, na ladach, między tym ryby, warzywa, owoce, dzieciaki bawią się z psami, kawałek dalej psiaki filetują, węże w koszach, nietoperze na sznurkach, jadalne owady, skorupiaki a między tym biegają dzikie świnie. No dramat! To musiało się skończyć upustem bożym. Chociaż czasami faktycznie zastanawiam się czy nie wypełzło coś z laboratoriów. W moim domu obecne są media rosyjskie i w Rosji taką teorię się właśnie forsuje.

B: Wesoły wstęp za nami, możemy więc przejść do sedna. Robert, jesteś jednym z bardziej rozpoznawalnych ilustratorów na polskiej scenie. Pytanie będzie nieco typowe, ale dobre na początek: jak zaczęła się Twoja droga artysty? Masz gdzieś jeszcze skitrane swoje pierwsze szkice?

R: Rysuję odkąd pamiętam, choć na finiszu szkoły podstawowej miałem małą przerwę. Zajęty byłem wówczas łobuzerką. Wróciłem do rysowania na początku ogólniaka, z nową zajawką. Rycerzy, legionistów rzymskich i wojowników Ninja zastąpił Diabeł. Metal zaczynał był już grany w głośnikach od jakiegoś czasu. Szkice mam, a jakże! Zarówno te bardzo wczesne, z okresu dziecięcego, z niepokojąco dużą ilością scen gore jak na gówniaka, poprzez licealne bazgroły w brudnopisach, na pierwszych okładkach nieistniejących zespołów metalowych skończywszy.

B: Pamiętam, że jedną z rzeczy, która przykuła moją uwagę był fakt, że Twój styl momentami mocno zaciąga mi Durerem (ba, sprokurowałeś nawet autoportret będący dosłownym odbiciem pracy mistrza!), choć w bardziej szorstkim wydaniu. Któryś jeszcze z klasycznych malarzy mocno wpłynął na Ciebie w jakiś sposób?

R: Oj, z tym Durerem to przesada, gdzie mi tam do Mistrza ale dziękuję! Tak, Durera uwielbiam. Kilka lat temu miałem okazję podziwiać większość jego prac na wystawie w Gdańsku i jestem oczarowany do dzisiaj. Niewiarygodny kunszt. Poza Durerem oczywiście Bosch, Dore, Friedrich i Pieter Bruegel Starszy. Bruegel z wielkim wyczuciem łączył obyczajówkę z mistycyzmem i nutką grozy. Poza tym Jan Matejko. Atmosfera jego obrazów jest niesamowicie ciężka i dusząca. Co do sprokurowanego portretu to jest on ukłonem zarówno w kierunku Durera, jak i Draculi Coppoli, który to film kocham.

B: Obecnie tworzysz dzieła sztuki dla muzyki. Jak bardzo na decyzję o sięgnięciu po ołówek wpłynęła właśnie muzyka, i co to dokładnie było? Może też jakieś konkretne okładki odcisnęły się mocno w Tobie?

R: Wybrałem ołówek bowiem to bardzo wdzięczne medium i uważam, że mam go najbardziej opanowanego choć do doskonałości wciąż wiele brakuje. Piórkiem nie byłbym w stanie oddać takich cieni a ja cienie bardzo lubię. Na wybór ołówka nie wpłynęła żadna muzyka a raczej wspomnienia albumu z pracami Konstantego Gorskiego, który przewinął się przez moje ręce za pacholęcia. Bardzo pragnąłem uzyskać efekt podobny do owych prac. Magia, ludyzm, folklor i słowiańska groza to rzeczy za które Gorskiego bardzo szanuję. W ostatecznej decyzji nieco pomogła mi też muzyka wczesnej Furii oraz kultowego, rodzimego Księżyca.

B: Jak się zaczęła Twoja współpraca, jako grafika dla Malignant Voices i Third Eye Temple? Czy konieczne było sprawdzenie wartości kontrahentów poprzez konsumpcję znacznej ilości eliksirów?

R: Nie bardzo pamiętam. Hahaha. Wydaje mi się, że moje prace zostały polecone Qrasowi przez naszą wspólną znajomą, Emilię. Szef TET odezwał się do mnie i poleciało z górki. Co do Malignanta to zawsze niezmiernie szanowałem tego wydawcę za dobór kapel. Zgadaliśmy się na jakimś koncercie. Do dzisiaj jest między nami chemia, zgodność gustów i wizji. Radek Sova należy do grupy starych ‘maniacs’ nie pozbawionych szyku, stylu i dobrego smaku, jakich lubię. Szanuję go również za gust co do trunków i kobiet. I nie! Nasza znajomość nie zaczęła się od litrów alkoholu.

B: Ale tworzysz arcydzieła nie tylko dla nich, wszak pojawiały się też wzory dla Malokarpatan, Urfaust, czy polskiej, Inkwizycji.

R: Zgadza się. Miałem zaszczyt pracować również dla tych zespołów. Wszystkie trzy uwielbiam.

B: Przy tworzeniu grafik na okładki bądź koszulki masz z reguły wolną rękę, czy raczej częściej są już jakieś wytyczne?

R: Z tym bywa naprawdę różnie. Niektóre kapele mają obmyślony koncept, dają mi wytyczne i dosyć rygorystycznie podchodzą do swoich wizji, inne obdarzają mnie kredytem zaufania i dają wolną rękę w mniejszym lub większym stopniu a są też kapele, które wysyłają mi muzę i proszą o obmyślenie konceptu od podszewki. Nie ma reguły.

B: I czy zdarzyło się już komuś powiedzieć kulturalnie „spierdalaj” bo za bardzo wydziwiali?

R: Tak. To był jakiś pagan black metal który zażyczył sobie zaprojektowanie logosa. Nie mogli się zdecydować czy chcą więcej grzybów i paproci czy epic fantasy w stylu Conana Barbarzyńcy. Nie potrafiliśmy się dogadać a ja nie miałem już ochoty poświęcać dla nich swojego czasu. Drugim przypadkiem był wydawca książek historycznych. Zażyczył sobie okładkę, dał mi wolną rękę po czym odrzucił projekt na etapie tuszu, pisząc mi w mailu: „Niech pan tak nie robi!”. Haha. Zabawny gość.

B: Wspomnieć również należy, że miałeś też kolaborację ze światem gier w postaci Destructive Creations?

R: To była bardzo dobra współpraca choć mocno stresująca. Termin był zbyt krótki jak na tak dużą ilość grafik, przez co część z nich nie wyglądała tak jakbym sobie tego życzył. Nie lubię wypuszczać w świat rzeczy które nie są przynajmniej w 90% zgodne z moimi umiejętnościami. To troszkę tak jakby puszczać w obieg wizytówkę własnej firmy z literówką w nazwisku. Mocno to odchorowałem.

B: W swojej twórczości mocno stawiasz na naturę właśnie i folklor, przy czym warto tu dostrzec, i nie przesadzam, że obrazy te naprawdę mają kapitalny klimat, a i oprócz mroczniejszego akcentu jest też doskonale oddana folkowa nuta. Skąd się wzięło zamiłowanie do tegoż?

R: Bardzo mi miło, że tak uważasz. Po części odpowiedziałem już na to pytanie kilka linijek powyżej a hasłem klucz jest tutaj nazwisko Konstanty Gorski. W biblioteczce mojego ojca honorowe miejsce zajmował zbiór wszystkich utworów Adama Mickiewicza w jednej, opasłej, oprawionej w skórę księdze. Ojciec otrzymał owo tomiszcze od swojego ojca, a mojego dziadka, na dzień przed pójściem do wojska więc był to niejako relikt. Często go przeglądałem, znajdowały się w nim bowiem sztychy, ryciny i szkice Gorskiego właśnie oraz Andriolliego. Z tych prac mrok i folklor wyciekały strumieniami. Ot, romantyzm przez wielkie ‘R’. Za każdym razem kiedy rysuję mam je przed oczami i myślę sobie, że fajnie byłoby gdyby udało mi się uzyskać taki efekt pracy jak w ilustracji Gorskiego do ballady „Rybka”. Drugim po owych ilustracjach impulsem który pchnął mnie w mroczno-folkowe nastroje były „Dziady, część II”, które czytali mi na zmianę dziadek i ojciec a do których potem, umiejąc już czytać, zacząłem wracać sam. Była to pierwsza rzecz która mnie czarowała i przerażała zarazem. Te klimaty wgryzły się we mnie i wzrastały ze mną. Są moją częścią. Nie wyobrażam sobie już moich prac bez ludyczności, folkloru i mroku.

B: Ciekawym jest, że swego czasu wszystko, co folkowe było dość mocno krytykowane, gdyż kojarzyło się z paździerzem, przaśnością i ciemnotą, a od jakiegoś czasu widać, że ludzie chętnie do tego wracają, i doceniają bogactwo oraz piękno kultury ludowej.

R: U mnie było troszeczkę odwrotnie. Kiedyś, kiedy owa tematyka nie była modna a na rynku muzycznym mieliśmy tylko obłędny Księżyc i Karpaty Magiczne zakochany byłem w folklorze, podaniach i bajaniach. W tej chwili czuję przesyt, między innymi za sprawą polskich zespołów i to nie tylko takich paździerzy jak Percival/Percival Schuttenbach od którego zawsze spierdalam jak najdalej ale także zgoła poważnych bandów black metalowych które folklor wplatają gdzie bądź. Za dużo tego. Na tym polu bardzo łatwo niebezpiecznie otrzeć się o kicz i tandetę. Jednym się udaje zachować dobry smak, innym nie. Tych drugich jest większość.

B: Jest jeszcze jeden element, który przebija z części Twoich prac – romantyzm. Serio, niektóre prace śmiałoby mogły ilustrować poematy Mickiewicza. Dobrze wiedzieć, że istnieje dziś jeszcze ktoś, kto nie patrzy tylko okiem i szkiełkiem.

R: To dla mnie olbrzymi komplement. Chciałbym ale lepszych i bardziej trafnych wizji mickiewiczowskich nikt już nie wykreuje. Gorski i Andriolli powiedzieli w tym temacie wszystko i postawili kropkę.

B: No właśnie, wspomniałem, iż kultura i sztuka ludowa wracają do łask, a jak z romantyzmem? Czy w epoce właśnie oka i szkiełka, rozkwitu nauki oraz osiągnięć technologicznych jest jeszcze miejsce w świecie na ideały romantyzmu w sercach człowieczych?

R: Nie wiem co dzieje się w ludzkich sercach ale w moim świecie miejsce na romantyzm jest od dawna i nie sądzę aby jakakolwiek technologia, od której absolutnie nie stronię, była w stanie ten stan rzeczy zmienić. Lubię dziką przyrodę, góry i lasy tonące we mgle, zachody słońca i świat w świetle księżyca. Lubię Caspara Friedricha i pewnie 300 lat temu marudziłbym pod oknami dziewcząt, grając na lutni i fałszując. A tak na poważnie, to ilość romantyzmu w sztuce niezależnej, zwłaszcza w muzyce jest ogromna co pozwala sądzić, że ideały romantyzmu wciąż są dla ludzi interesujące.

B: Zwróciłem też uwagę, że kilkukrotnie na swoich grafikach przedstawiałeś postacie związane z religią, ale, co ciekawe, z jej prawosławnym odłamem. Skąd taki wybór?

R: Prawosławie zawsze wydawało mi się intrygującą odłamem chrześcijaństwa a do tego dokładało się moje zainteresowanie kulturą i sztuką Rosji. Zacząłem czytać i zgłębiać temat. Jest w prawosławiu coś niezwykle tajemniczego, mistycznego i uroczystego, cerkiewna sztuka sakralna jest obłędnie wspaniała a muzyka cerkiewna przepiękna. Również ikony, ich pisanie, cały anturaż i rytuał z nim związany są fascynujące. Dodatkowo w postawie prawosławnych duchownych, w ich szczerości, skromności, wolności i umiłowaniu życia dostrzegałem moją ulubioną nutkę romantyzmu. Poczułem prawosławie jako idealny temat do zilustrowania. Potem przyszła Batushka i wszystko zepsuła.

B: Po prawdzie, oglądając niektóre z prac uwzględniających właśnie krajobrazy, miałem wrażenie, że duch Kittelsena jest tam mocny. To świadoma inspiracja, czy po prostu tak właśnie wyszło?

R: Uwielbiam Kittelsena i jego pastelowe krajobrazy, tak więc zdarza się, że świadomie przemycam jego stylistykę do swoich grafik.

B: Powiedz mi, dobry człowieku, kiedy Ty w końcu zdecydujesz się wydać jakiś album ze swoimi grafikami? Albo udostępniać je w dużej wersji, bo niektóre idealnie nadawałyby się do powieszenia z dumą na ścianie domu.

R: Album wydam nieprędko. Nie mam zbyt wielu cykli tematycznych a ponadto uważam, że nie bardzo też mam co pokazywać i czym się chwalić. Z podobnego powodu nie zorganizowałem dotąd żadnej wystawy ze swoimi pracami. Jeszcze nie czas na to. Może po 60tce? Zobaczymy. Mam jednak w planach uruchomienie solidnej strony internetowej z wydrukami sygnowanych prac w dobrej rozdzielczości.

B: A propos obrazów napawających dumą, czy masz wśród swoich prac, coś co mógłbyś nazwać swoim opus magnum i dlaczego jest to ten wybitny portret Quorthona? Swoją drogą wciąż uważam, że to aż się prosi o rozszerzenie o boczne panele inspirowane okładkami Bathory, niewyobrażalnie zajebiste.

R: Jestem osobą notorycznie niezadowoloną z efektów swojej pracy i nie popełniłem jeszcze grafiki którą uznałbym za więcej niż dobrą, tym samym nie powstało jeszcze moje opus magnum. To wciąż przede mną. Portret Quorthona bardzo lubię i na pewno zyskałby gdybym narysował go na większym formacie. Portrety Q. jeszcze powstaną. Miałem taki plan od początku i uważam to za konieczność, choć nie wiem czy będą to ściśle współgrające z grafiką pierwotną panele.

B: Nie sposób też pominąć ilustracje w stylu bardziej komiksowym. Gdy je zobaczyłem przyszli mi na myśl Polch oraz Rosiński (wieczna im chwała i cześć). Doczytałem później w zakamarkach sieci, że wychowałeś się na twórczości tychże. Pamiętasz jeszcze swoje pierwsze spotkanie z ich dziełami?

R: Bardzo lubię komiks. Jest on ze mną od dawna i faktycznie, pierwszymi rysownikami jakich pokochałem byli Rosiński i Polch. Ojciec namiętnie kupował Fantastykę. Większość tekstów była jeszcze dla mnie za mądra i niezrozumiała ale te kilka stron komiksu zawsze niebywale mnie nęciło. Tak poznałem Funky Kovala i stałem się jego wielkim fanem, choć o czwartym albumie wolałbym zapomnieć. Rosińskiego poznałem za sprawą Relaxów, jakie ojciec przywiózł mi z którejś ze swojej podróży. To tam ujrzałem pierwsze plansze Thorgala i tam przeczytałem słowa Gandalfa Szalonego, mówiącego: „Ty też będziesz szarpał się i wył, Thorgalu Aegirssonie…”, które to słowa prześladują mnie do dzisiaj. Haha. Pierwszy tom Thorgala uważam za coś niedoścignionego w dziedzinie komiksu, zarówno pod względem graficznym, jak i scenariuszowym. Następujące po sobie dwa kadry z oczami Thorgala i Aaricii to absolutne mistrzostwo!!!

B: Z ciekawości zapytam, czy „Szninkla”, Szanowny Kolega szanuje oraz jakie wrażenie ten komiks na nim wywarł?

R: Lubię, szanuję i bardzo przeżywałem cierpki los jaki twórcy albumu zgotowali bohaterom oraz ‘światu który nie ma żadnej przyszłości’. Dawno jednak nie wracałem do tego tytułu, choć stoi na półce bodajże w trzech wydaniach. Z dzieł Rosińskiego, poza Thorgalem, o wiele bardziej od „Szninkla” cenię „Zemstę Hrabiego Skarbka”. Cudna rzecz!

B: Myślałeś o tym, by narysować własny komiks, oddając w ten sposób swoisty hołd dziełom mistrzów, albo po prostu, by się sprawdzić, jak to wyjdzie?

R: Myślę o tym każdego dnia i jest to moje marzenie. Wiem dokładnie co chcę zrobić i w jakiej stylistyce. Potrzebowałbym jednak dobrego scenarzysty, który przełoży obszerny pierwowzór literacki na język komiksu. Potrzebowałbym chyba też kopa w dupę bo mocno się rozleniwiłem w ciągu ostatniego roku.

B: Heh, jak byłem bajtlem, to komiksy długo traktowano marginalnie, uważając, że pełnią one raczej funkcję rozrywkową bez możliwości przekazania czegoś więcej. Dziś możemy chyba spokojnie powiedzieć, że postrzeganie tego medium zmieniło się i jest ono postrzegane, jako te, które potrafi idealnie przekazać istotną, nierzadko tez skłaniającą o refleksji treść, równie dobrze, jak książka, czy film.

R: Uważam komiks za formę sztuki nie mniej ambitną od książki czy filmu. Scenarzyści tacy jak Bilal, Jodorovsky czy Moore udowodnili, że komiks potrafi być czymś dużo więcej niż rozrywkową, leciutką powieścią graficzną tworzoną ku uciesze gawiedzi, jako remedium na długie i nużące podróże środkami komunikacji miejskiej. Nad „From Hell” czy Trylogią Nikopola, nie sposób przejść bez zadumy i refleksji. Na krajowym podwórku, już w latach ’60, Papcio Chmiel udowodnił, że historia obrazkowa może udanie pełnić rolę przekaźnika wiedzy i doskonale sprawdza się w charakterze materiału edukacyjnego. Tyle jeśli chodzi o scenariusze a jeśli chodzi o grafikę to malowane albumy Rosińskiego, bajkowa awangarda Cyrila Pedrosy czy cartoonowa stylistyka Juana D. Canalesa udowadniają, że rysownicy komiksowi nie tworzą już taśmówek w tempie jednej strony na dobę. Cieszę się, że komiks przestał być marginalizowany a z artystami komiksowymi zaczęto się liczyć, zatrudniając ich jako scenarzystów filmowych bądź rysowników pracujących przy animacjach Disneya czy Pixara.

B: Nie miałeś kiedyś propozycji, by wystawić swoje dzieła w galerii sztuki?

R: Miałem. Nie skorzystałem i nieprędko się zdecyduję.

B: Czym jest dzisiaj sztuka? Przeciętny odbiorca raczej skrzywi się na wzmiankę o sztuce współczesnej mając na myśli dziwaczne konstrukty lub bezsensowne obrazy. W jednym z wywiadów usłyszałem, że sztuka, to żyjący byt i nie powinna mieć żadnych ograniczeń. Do tego Kali z Witchmaster kiedyś wspomniał, że sens danemu dziełu nadaje właśnie sam sobie odbiorca. Twierdzenia te są słuszne, ale nie jest dziś czasem tak, że powstają dzieła, które, jakkolwiek byśmy nie próbowali spojrzeć, nie mają sensu lub mają go tylko dla twórcy. Czy coś, co, nawet jeśli monumentalne/pracochłonne, w wykonaniu jawi się, jako bezsensowne i wymagające wyjaśnienia można nazwać sztuką? Czy raczej wraz z rozwojem tejże także odbiorca powinien obowiązkowo poszerzać horyzonty, by nie wyjść na prostaka?

R: Sztuka jest wciąż tym czym była, sposobem na wyrażenie siebie, swoich myśli, uczuć i emocji jednak w przeciwieństwie do dawnych czasów, nie obowiązują dzisiaj żadne reguły, żadne kanony piękna czy brzydoty. Jest troszkę wolna amerykanka. To chyba dobrze bo artyści nie lubią kiedy im się mówi co wolno wyrażać a czego nie. Osobiście nie jestem fanem sztuki współczesnej. Jestem tradycjonalistą. Nie dla mnie kwadraty na pół ściany w które wpatrują się krytycy, nie dla mnie performance i monumentalne instalacje z trybików, jak te z „Nie Lubię Poniedziałków”. Taka sztuka nie wpisuje się w moją estetykę lecz bezsensowną bym jej nie nazwał.

B: Zejdźmy może na nieco bardziej przyziemny temat, trafiłem na wzmiankę, iż kroczysz drogą smoka. Pochwal się czytelnikom, jakie to sztuki walki uprawiasz i jak zaczęła się Twoja przygoda z nimi?

R: Haha. Trenowałem co nieco, aktualnie znajduję się w stanie spoczynku, choć rozważam powrót do jakiejś mniej inwazyjnej dyscypliny. W szkole podstawowej i na początku średniej uprawiałem boks, z racji rodzinnych tradycji. Mój dziadek i wujek trenowali tą dyscyplinę przez lata i mieli spore osiągnięcia na polu polskiego pięściarstwa, zarówno jako zawodnicy, jak i trenerzy. Ja nie miałem zbytniego parcia na karierę w tej dziedzinie. Po ukończeniu liceum trenowałem troszkę japońskich rzeczy oraz rosyjską Systemę ale z racji kontuzji kolana i barku musiałem z treningów zrezygnować.

B: Jest to tylko trening czysto dla lepszego samopoczucia i polepszenia kondycji fizycznej, czy raczej możesz pochwalić się jakimiś osiągnięciami w tej kwestii?

R: Bez osiągnięć, bardziej dla kondycji i ogólnego rozruchu. Posiadam wprawdzie dyplom od sensei Sekiguchi Takaaki Komei, który otrzymałem na zakończenie seminarium podczas jego pobytu w Polsce wiele lat temu ale to wszystko. Żadnych rewelacji.

B: A także, czy oprócz sztuk walki oddajesz się innym aktywnością sportowym, jak rower, bieganie czy choćby siłownia?

R: W tej chwili całkowicie się zasiedziałem i gnuśnieję. Haha. Niemniej, zamierzam zmienić ten stan rzeczy. Na pewno wrócę do biegania i czegoś co pozwoli mi się ładnie powycinać bo większej masy przy mojej przemianie materii nie nabiorę a na dietę jestem zbyt leniwy.

B: A właśnie, w okresie kwarantanny dawałeś sobie rade z utrzymaniem poziomu krzepy, czy raczej był totalny luz?

R: Luz aż nazbyt wielki. Haha.

B: Ostatnie słowa należą do Ciebie!

R: Dziękuję za ciekawą rozmowę. Kill the posers, MAN!

Bart
639 tekstów

Przemądrzały, gruby chuj. Miłośnik żarcia, alkoholu i gór, któremu wydaje się, że umie pisać.

One Comment

Skomentuj