Wydawca: Godz ov War Productions
Czternaście lat musiał czekać szwedzki Putrified na swój pełnowymiarowy album. Obserwowaliśmy na Kejosie jego rozwój od dnia gdy właściwie był smarkiem, bowiem już drugie demo zostało poddane ostrej krytyce na naszych łamach.
Potem jakoś w łapy wpadła EPka „Sacrilegious Putrification” i już n niej słyszalny był progres. Albo raczej postęp, bo progres w kontekście death metalu kojarzy się z chujowym graniem – przynajmniej mnie. No a potem jakoś na dekadę zapomniałem o tym tworze, aż do momentu gdy pierwszą dużą płytę zaanonsowało Godz ov War Productions. Już sam ten fakt sprawił, że pomyślałem sobie, iż u Putrified musi dziać się lepiej pod kątem artystycznym. A że miałem rację to udowadnia to właśnie „Death Darkness Decay”.
W przypadku Putrified mamy w dalszym ciągu do czynienia z jednoosobowym projektem, choć bio mówi nam o dwóch osobach, odpowiedzialnych za backing vocals. Oznacza to jedno – A.Death, czyli alfa i omega Putrifeid naprawdę rozwinął swoje umiejętności na polu death metalu. Po tylu latach nareszcie dostajemy muzykę, która brzmi dobrze i jest dobrze skomponowana. Półgodzinny materiał to dobry, oldchoolowy metal śmierci – przy czym całość brzmi dość różnorodnie. Mamy na przykład niemal death’n’rollowy „Vermin” (chyba mój ulubiony na płycie), mamy mocno przyczerniony „The Spheres of Man”, mamy w końcu utrzymany w bardziej death/doom metalowym guście „Sons of Perdition” – mocno w stylu Asphyx. Sam wokal zresztą też bardzo przypomina mi barwę Martina czy też Marca z Morgoth. Pasują do tej muzyki, szczególnie że to nie jest typowy death metal ze Szwecji (choć jakieś tam echa są słyszalne). Ponadto ja tam nie jestem jakimś szwoinistą, że death metal brzmiący po szwedzku miałby być lepszy niż death metal brzmiący na przykład po holendersku. Zwłaszcza, że jak już Wam wspomniałem, Putrified muzycznie wypada naprawdę dobrze.
„Death Darkness Decay” jest też ponoć koncept albumem, ale przyznam się Wam, że czytając teksty nie potrafię tego wyłapać, szczególnie iż część napisana jest po szwedzku. Ale wierzę, że tak właśnie jest.
Mnie cieszy przede wszystkim fakt, że twórca tego albumu rozwinął się jako muzyk i kompozytor i wreszcie dostaję pozycję sygnowaną logiem Putrified, którą będę chciał postawić na półce. I wracać do niej co jakiś czas. Czy to nie dobra informacja?