Skip to main content

Wydawca: Bodog Music

Muzyka Overkill zawsze trafiała do mnie bez problemowo, mimo, że za samym zespołem nigdy nie ciąłem się gumką myszką. Panowie grają już ponad ćwierć wieku, a sam „Immortalis” to już ich piętnasty krążek. Nie ma na nim jednak ani krzty jakiegoś starczego stetryczenia, ale o tym niżej.

Każdy kto słyszał wcześniejsze dokonania Overkill, ten mniej więcej wie, czego należy się spodziewać po twórcach „Horrorscope” i kupując najnowszą propozycję tejże ekipy, nie powinien być zaskoczony jakimiś niespodziewanymi zmianami. Kolesie konsekwentnie tworzą w charakterystycznej dla siebie odmianie thrash metalu. Duża rytmika dziesięciu kawałków wyzwala u mnie odpowiednie ruchy głowy, ogólna melodyka strzałów zamieszczonych na „Immortalis”, zwłaszcza w kwestii refrenów, powoduje, że szybko się je zapamiętuje (ech, żeby tak materiał na sesję wchodził, to normalnie by było, co?) i można je sobie nucić przy goleniu, piciu czy jak ktoś lubi to i pieprzeniu, jeśli partner/ka wyraża zgodę. Zwłaszcza takie „Skull And Bones” łatwo wpada w ucho i łazi za mną już kolejny dzień, jak CBA za Leperem. Ciekawostką jest też, że w tym utworze mamy duet wokalny – Bobby’ego Ellswortha wspomaga gardłowy Lamb Of God. W ogóle, jeśli chodzi o barwę głosu i styl śpiewania Blitza, to jest on tak charakterystycznym i ważnym ogniwem każdego krążka Overkill, że pewnie obudzony ze śpiączki poznałbym jego manierę. O samej muzyce też Wam nic nowego nie powiem, bo styl Brooklynczyków od lat nie zmienił się w diametralny sposób. Świetny thrash, mocno podszyty hard rockiem z spod znaku choćby Black Sabbath. Sporo szybkich galopad, sporo średnich, ale posiadających tak zwane „to coś”, „groove”, czy jak tam wolicie, a przede wszystkim masa riffów iście profesorskich, zagranych z wirtuozerią thrashowych złotych rączek. Słucha się tego po prostu wybornie, a petardy w stylu „Walk Through Fire” to niechybne koncertowe killery (co będzie okazja sprawdzić już w marcu przyszłego roku na Metalmanii!!!), a i samochód prowadzi się przy nich nie gorzej. I nie są to może utwory na miarę wczesnych kompozycji zespołu, nie mniej jednak są diablo solidne i podobają się mi cholernie.

To dobrze, że Overkill po tylu latach scenicznego bytu potrafi wydobyć z siebie jeszcze taką energię i nagrać płytę, której nie muszą się wstydzić, pozwalającą im utrzymać starych fanów, a nie pokazywać im gest, jak z okładki „Fuck You”, niczym Metallica i nagrywać jakieś gnioty. Jest tutaj wszystko to, za co Overkill kochają ich fani. Dzięki temu „Immortalis” jest tak dobrym albumem.

Ocena: 8,5/10

Tracklist:

1. Devils in the Mist
2. What It Takes
3. Skull and Bones
4. Shadow of a Doubt
5. Hellish Pride
6. Walk Through Fire
7. Head On
8. Chalie Get Your Gun
9. Hell Is
10. Overkill V…The Brand
Oracle
17787 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj