Skip to main content

Wydawca: Inferna Profundus Records

„Litwo, ojczyzno moja!”, jak to rzekł swego czasu Mickiewicz, co też wielkim poetą był. A czemu mi się tak rzuciło? Nie, nie uczę się na maturę, na cholerę mi ona? Wszak w Londyńskiem o nią nie pytają, hehe. Po prostu – recenzuję sobie płytę Meressin, kapelę pochodzącą z tego kraju właśnie.

„The Baphomet’s Call” wiruje w moim odtwarzaczu już któryś dzień i właściwie w ogóle mi to nie przeszkadza. Ale zacznijmy najpierw od kilku faktów: Meressin to kwartet istniejący od 1993 roku, początkowo grali hard rocka/heavy metal, a recenzowana przeze mnie płyta to wznowienie ich debiutu z 1996 roku, wydanej onegdaj na kasecie przez Bomba Music. Co zaś znajduje się na tym krążku? Wytwórnia określa to jako oldschool black/heavy metal. A jak to się ma w praktyce? W telegraficznym skrócie płyta brzmi tak jakby Mercyful Fate spotkało się z Celtic Frost a nad tym wszystkim unosi się duch Deep Purple, a chwilami nawet i Rainbow. A więc wcześniejsze zainteresowania braci Angulisów dają o sobie znać. Nie wiem, jak brzmiał oryginał, ale to, co słychać na remasterze charakteryzuje się całkiem ciężkim brzmieniem a’la wspomniani już Szwajcarzy. Nie jest to zresztą jedyne odniesienie do Celtyckiego Mrozu. Ich spuścizna jest zajebiście słyszalna w wokalu Zydrusa – gość wzoruje się na Warriorze aż miło. I o ile w tych momentach nie mam zastrzeżeń, to pojawiają się one, gdy słyszymy dwa wokale, a ten drugi usilnie chce modulować swój głos na wzór podniosłych zaśpiewów. Niestety, ale brzmi to jak pijani kibice Legii (sorry, Feniu, hehe) – bez ładu i składu. Ale żeby nie było, że tylko Celtic’ów wzięli panowie z Meressin na tapetę, to dostajemy tu znaczną dawkę melodii niczym Mercyful Fate z wczesnego okresu, oraz gdzie niegdzie partiami klawiszy właśnie jak u imć Diamonda. Cała płyta jest niezła, ale mi paradoksalnie najbardziej podoba się utwór bonusowy – „Hells Calls”, w którym to znów Celtic Frost czuć na kilometr. Mam wrażenie, że Meressin najlepiej czuje się właśnie w takim graniu, ale jak już stwierdziłem przed chwilą, ogólnie „The Baphomet’s Call” to niezły heavy/black metal, którego słucha się bez większego bólu.

Mimo, że „The Baphomet’s Call” to materiał już z dość długą brodą, brzmi porządnie i może przypaść do gustu fanom wspomnianych w recenzji kapel. Bez ekstazy (głównie z powodu tych spieprzonych podwójnych wokali), ale nie jest źle. A jeśli Meressin będzie chciał kiedyś zmienić nazwę, to proponuję im Mercyful Frost, hehe.

Ocena: 7/10

Tracklist:

1. Signs (Intro)
2. Release the Blind for Dark
3. Ripping the Angel’s Heart, I Find the Hidden Truth
4. Suicide’s Prophecies
5. Way to the Darkness
6. Jester’s Mask
7. The Abyss / Requiem Rokui
8. Confession
9. Howl of the Profound Past
Oracle
17788 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj