Wydawca: Redefing Darkness Records
Kurwa, co nazwa to głupsza. W tym przypadku na przykład mamy mękę. To znaczy Mękę. A w sumie to jedno i drugie, jak ktoś nie lubi tego rodzaju muzyki.
Bo Męka proszę ja Was pochodzi z USA i nic mi nie wiadomo, by tworzyli ją Polacy. Chyba, że z jakiegoś Green Pointu. Tak czy siak – na „Ending My Life To Destroy Yours” znajdujemy tylko trzy black metalowe kompozycje, do których przekonuję się już coś od około miesiąca. I nie powiem, po początkowym odrzuceniu tej muzyki przez mój gust, kilka przesłuchań sprawiło, że już jakby łaskawszym okiem patrzę na tę EPkę… Albo łaskawszym uchem jej słucham. Nieważne. Black metal na „Ending My Life To Destroy Yours” chwilami zalatuje lekko depresyjnym odcieniem (co może też i zwiastować sam tytuł), ale do końca to tak nie jest. Chwilami skręca to w stronę islandzkiej sceny i kapel w stylu Svartidaudi czy Sinmara, z kolei „Forsaken” strasznie mi zalatuje Medico Peste – i to chyba najfajniejszy z tych trzech numerów. Natomiast czasem skręcają w stronę black/doom metalu. Są momenty, gdy strasznie mnie ta muzyka z kolei irytuje, jak pod koniec „Beg”, gdy gitary niemal fałszują do monotonnych sekcji rytmicznej. Słychać, że Męka kombinuje, ale nie zawsze jej to wychodzi tak naprawdę na dobre – czasem staje się to męczące i myślę tylko żeby dotrwać do końca EPki. Przy osiemnastu minutach muzyki to nie wróży dobrze. Ale jakiś tam potencjał jest.
Pewnie większość z Was zaznajomi się z muzyką Męki właśnie dzięki dość oryginalnej nazwie. Przyznam się – miałem tak samo. Czy zmarnowałem ten czas? Raczej nie, choć mogę z miejsca wymienić płyty, przy których spędziłbym go lepiej.
Ocena: 5/10
Tracklist:
01. War
02. Beg
03. Forsaken