Skip to main content

Wydawca: Electric Valley Records

Nie ukrywam, że do zrecenzowania albumu tego argentyńskiego duetu zachęciła mnie najpierw okładka. No bo kogo by nie zachęciła. Potem na wszelki sprawdziłem co tam grają i czy chociaż trochę ta muzyka pokrywa się z moimi gustami.

No i jakoś tam się pogrywa, bo kto z Was czasem nie lubi odpalić sobie stripowanego psyche doom/sludge’u? Ja lubię. Fajnie się przy nim czyta, fajnie się przy nim relaksuje. A jak jeszcze coś oprócz piwka wjedzie do takiej muzyki to nie widzę lepiej. I tak to Las Historias wpadło w moje łapy. Na albumie znajdziecie pięć totalnie pojechanych kompozycji, w których swoje echa znajduje i Electric Wizard i Black Sabbath, ale czasem i The Doors czy Jefferson Airplane. Rozciągnięte, wyluzowane kompozycje sprawiają, że słońce jakby mocniej przygrzewa i razi w oczy – chwilami przenosicie się z balkonu w Rzeszowie na pustynię w Arizonie, gdzie pod nogami plączą się Wam jaszczurki, a dziewczyny w krótkich dżinsowych spodenkach i kusych t-shirtach wyciągają ku Wam dłonie, zapraszając do zabawy. Nie wiem, jak dużą rolę na „Las Historias” pełni improwizacja, ale mam wrażenie, że olbrzymią. Do tego ten album jest w zasadzie niemal instrumentalnym, wokale wjeżdżają bardzo rzadko i głównie czas zajmuje Wam narkotyczna, z pogranicza jawy, snu i miłego tripu, muzyka. Miło sobie to wszystko płynie i fani takiego grania na pewno polubią się z Las Historias.

Nie wiem czy to w ogóle będzie fizycznie w Polsce dostępnie, ale dziś chyba nie ma problemu z odsłuchaniem czegoś gdy bardzo się chce. Więc poszukajcie sobie krążka Las Historias i rozkoszujcie się wolnym czasem.

Ocena: 7/10

Oracle
17436 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

One Comment

Skomentuj