Wydawca: Pure Steel Records
Dostałem promówkę nowego Kata do odsłuchu i serio szczerze chciałem coś o niej napisać. Jednak okazało się, że nie mam gdzie, bo nikt z zakolegowanych portali wyspecjalizowanych w recenzjach, takiego tekstu z różnych powodów nie chce. A to jednemu serwisowi Youtube na prośbę pana gitarzysty prowadzącego Kata pousuwał jakieś materiały koncertowe, więc nastąpił u nich ban na promo. Drugiemu ciężko w ogóle podejść do tematu poważnie z powodów internetowo-znanych, o których nie chce mi się pisać. Trzeci zajmuje się tylko zespołami grającymi koncerty, a jak wiadomo Kat takich nie gra (nie, kolędy w spółce mieszkaniowej to nie koncert, playback na gali boksu to nie koncert, nawet set na festynie coverów też ciężko uznać za koncert). Czwarty z kolei pisze tylko o zespołach metalowych, a obecne oblicze Kata ciężko identyfikować mu za metal. Wreszcie łyknął Chaos Gwałt. Może z jakiegoś aktu masochizmu, może dlatego, bo linka sobie wrzucą o 21:37, nie wiem.
Jest to płyta z coverami lub z nowymi wersjami utworów Kata opublikowanych już wcześniej. Nie, nie jest to poziom „Nativity in Black”, „The Lotus Eater”, „Undisputed Attitude”, „Originators of the Northern Darkness”, nawet Death in Rome, czy setek tysięcy innych wydawnictw coverowych, tak całych albumów, jak i pojedynczych nagrań. Gdzie utwór jest tak naprawdę surowym ciastem do wyrobienia, a dopiero pan artysta wypełnia tego pączka swoim nadzieniem, najlepiej nadzieniem miłości, nienawiści lub jakichkolwiek emocji do dzieła, bo wtedy dopiero ma to jakiś sens. A Kat gra to sobie tak 1:1. Więc jaki ma to sens? Ano podejrzewam, że jeśli ktoś taką płytę wydaje tak w Polsce, jak i za jej granicami oraz dystrybuuje, bo przecież będzie to można kupić normalnie w sklepach na fizycznych nośnikach, to pewnie jakiś ma. Bo ktoś to musi kupować, right? Jakiś target, ktoś gdzieś, słyszał ktoś?
O tych wszystkich niuansach typu brzmienie, produkcja można napisać, że są dobrze zrobione. Tylko co z tego, gdy poprawną produkcję akceptowalną z normami we współczesnych czasach wyciągają nawet amatorskie projekty na średniej jakości komputerze? I może też dzięki temu Kat mimo niewątpliwych umiejętności muzyków aktualnie go tworzących jawi się, jako kapela, która nie wiem – występ na zlocie motocyklowym lub festiwal metalowy w godzinach popołudniowych, jako ciekawostka, no max co może z tego być. I nawet nie pomoże tu udział faceta, który kiedyś zaśpiewał na dwóch zapomnianych dziś płytach Judas Priest albo Iced Earth.
Przechodząc do samego wiekopomnego dzieła, 40. parę minut, 8 czy tam 9 numerów (hidden track, seriously?). Na pierwszy ogień cover „Noce Szatana” czy tam „Devil’s Child”. W zasadzie wszystko jedno, bo to i tak cover Tank „Just Like Something From Hell”. Tu tylko nazywa się „Satan’s Night” i ma nowy tekst. Żeby nie było, że jestem jakiś uprzedzony czy coś, to dodam, że zarówno anglojęzyczną wersję „666” czyli „Metal and Hell” jak i nagrane na nowo jeszcze raz „666” sygnowane przez kolektyw twórczy Roman Kostrzewski i Kat uważam za coś przeokropnego. Na pierwszej paskudnie przetłumaczono teksty, które wyśpiewał niejaki RK nie mający pojęcia o angielskim, a ponowne nagrywanie materiału, który miał rację bytu tylko w połowie lat 80. ma tyle sensu, co tańce wspomnianego Romka na festiwalu piosenki polskiej w Opolu czy innej Byczynie. I tu jest to samo, to samo też tyczy się trzeciego podejścia do „Ostatniego taboru”, czyli nr 2 na płycie – tytułowego „The Last Convoy”.
Do końca zagrali sobie jeszcze m.in. po coverku Deep Purple, Scorpions, AC/DC. Fajnie. Też lubię starego hard rocka. O ile był wydawany gdzieś w latach 70., gdzie miał swoje miejsce i czas.
W zasadzie powinienem wyłożyć się na to wydawnictwo całkowicie zawieszony w poczuciu jego sensu czy raczej bezsensu. Ale jest tam jednak jego zajebista, jasna strona. Jedyna. Nowa, kolejna, akustyczna wersja (zresztą bliźniaczo podobna do poprzedniej, ale rozbudowana) „Dark Hole – The Habitat Of Gods”. Co w niej intrygującego? Np. to, że nie szoruje go swoją irytującą manierą pan wokalista „Qbek” Weigel (jak można stwierdzić, że to dobry wokalista, wtf?). Albo to, że jest to jedyny numer Kata od wielu lat, który przypomina jego najlepsze czasy. Takie z „Ballad” i ballad. Spokojnie mógłby do niego napisać tekst Roman. I go zaśpiewać. Ale się to nigdy nie stanie i całe szczęście.
Recenzję sponsorowało słówko „(bez)sens”. „The Last Convoy” może po prostu podtrzymuje starą tradycję Kata w krzewieniu grania „coverów”. Można niezobowiązująco posłuchać trochę klasyki w bonusie.
1. Satan’s Nights
2. The Last Convoy
3. Mind Cannibals
4. Highway Star (Deep Purple cover)
5. Dark Hole – The Habitat of Gods
6. Flying Fire 2020
7. Blackout (Scorpions cover)
8. You Shook Me All Night Long (AC/DC cover)
9. Hidden Track
Berko rulez!
Maglowanie tego samego materiału i coverowanie po raz piętnasty wywołuje taki sam efekt jak rozpicie litra bimbru w drodze do Pragi