Skip to main content

Wydawca: Blooddawn Records

Przyznam się Wam, że z Death Wolf nigdy nie było mi jakoś po drodze. Wiedziałem, że sobie istnieją, wiedziałem kto tam gra, ale też byłem święcie przekonany, że hype na ten zespół wynika właśnie z tego, że cały czas reklamuje się ten hord jako projekt Morgana z Marduk.

I po odsłuchu czwartego albumu tej komandy nie zmienię raczej zdania. „IV: Come to the Dark” to w moim odczuciu trochę taki produkt, wykalkulowany, zmierzony i zważony, a przede wszystkim wyceniony. Owszem, ma świetne momenty, bo koło takich kawałków jak „He Who Hate”, „Edge of the Wood” czy „Empower the the Flame” nie można przejść nie machając łbem. Mocą w nich są riffy, mocny drive i zadziorna melodyka, wpadająca w ucho. Taki Death Wolf lubię. Sęk w tym, że to są pierwsze trzy utwory na płycie. A potem – nuda panie, nuda. Tak naprawdę trudno jednoznacznie określić gatunek – za mocne to na heavy metal, zbyt ułożone to na death metal. Kurwa, mnie to się kojarzy z takim bardziej wygładzonym Amon Amarth po prostu. Szczególnie w momentach, gdzie zwalniają i zamulają jak sędziwy wujo po raz trzynasty opowiadający dobrze znaną ci historię. A ty siedzisz i słuchasz, że może coś się zmieni. Ni chuja. Szkoda, bo przecież muzycy Death Wolf nie są z pierwszej łapanki. Szkoda, obrali sobie taką drogę a nie inną i to już ich bajka. Mnie niestety ten album, poza pewnymi wyjątkami, nudzi. Jest przede wszystkim nijaki, zbyt słodki, zbyt przystępny. Poza pierwszymi trzema utworami nie mam za bardzo na czym ucha zawiesić, więc nie przewiduję, że będę do niego wracał jakoś super często.

A na koniec taka uwaga – ja ich poznałem jeszcze jako Devils Whorehouse, bo kupiłem sobie ich EPkę za piątaka w Media Markt. I chyba ten okres twórczości wchodzi mi od nich najlepiej. Szkoda.

Ocena: 5/10

Tracklist:

1. He Who Hates
2. Edge of the Wood
3. Empower the Flame
4. The Sword
5. Funeral Pyre
6. The Executioners Song
7. Speak Through Fire
8. Serpents Hall
9. Into the Woods
10. Iron & Flame
11. Conquerors Dance
Oracle
17436 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj