Skip to main content

Wydawca: Dark Descent Records

Na najnowszy album Adorior trzeba było czekać niemal dwie dekady. Czy ktoś jeszcze o nich pamiętał? Trochę maniaków owszem, co pokazała ponoć frekwencja na Black Silesia Festival. No i ja też pamiętałem, bo eony lat temu miałem ich „Author of Incest” zgrany na płycie CD-R…

A tu gruchnęła wiadomość, że wracają. Więc cóż – nie powiem, że nie zaciekawiła mnie ta wiadomość. Może nie rzuciła na kolana, bo aż takim ich maniakiem nigdy nie byłem, niemniej jednak zawsze doceniałem ten ich piekielny metal. Specjalnie nie piszę czy to bardziej black/thrash, black/death, a może death/thrash, gdyż w mojej opinii Adorior należy do zespołów które cholernie trudno zakwalifikować nawet do tak nieostrych szufladek. Oni po prostu nakurwiają metal.

I od razu powiem – „Bleed on My Teeth” słucha się naprawdę dobrze, ale to chyba poprzedniczkę nadal lubię najbardziej. Składający się z ośmiu numerów album brzmi z kolei zdecydowanie lepiej i może właśnie o to chodzi. Jest dalej brudno, ale nie aż tak jak wcześniej. Ja wiem, że dwadzieścia lat w dziedzinie rejestracji dźwięku i tak dalej to cała era – no ale mam prawo lubić bardziej starsze brzmienie, prawda? No to się cieszę. Natomiast jeśli chodzi o muzykę – w dalszym ciągu najwięcej inspiracji w muzyce Adorior wydaje mi się czerpać z „Hell Awaits” – to wrażenie miałem przy okazji dwójki i nie minęło po tym czasie. To znaczy może inaczej – inspiracji u nich na pewno usłyszycie od chuja, ale w mojej opinii nad całą muzyką Adorior unosi się duch dwójeczki Slayera. Co jeszcze się nie zmieniło? Wokale Melissy (w ogóle, czy można mieć bardziej metalowe imię?) – to na pewno, ta kobieta pluje piekłem z każdym wersem, jest przy tym moim zdaniem bardzo oryginalna i trudna do pomylenia z inną wokalistką. Ponadto w dalszym ciągu riffy kąsają i biczują na przemian. To jest ten rodzaj jadowitego metalu, gdzie przy którym te dwa czasowniki najlepiej oddadzą moje odczucia względem riffów. Muzyka Adorior jest przy tym bardzo ekspresyjna, w taki diabelski sposób i nie wiem na ile miało tu wpływ dokoptowanie muzyków znanych między innymi z Grave Miasma czy Scythian – w sumie jakiś miało na pewno, ale przecież wcześniej wcale nie było inaczej…

Niszczy również okładka – Adorior zawsze miał rękę do front coverów które od razu zdradzają piekielną, bezkompromisową zawartość. No, może poza demówką i w sumie debiutem. Natomiast to „Bleed on my Teeth” ma zdecydowanie najlepszy front cover – nie mam tutaj żadnych wątpliwości.

Dobra, no to trochę się pospuszczałem nad tym albumem, ale nie miejcie mi tego za złe. Jestem tylko podłym redaktorzyną, który lubi muzykę już raz usłyszaną, a tak się składa że nisza, w jakiej porusza się Adorior jest memu sercu najbliższa. Bardzo dobry krążek i wyczekuję już premiery, ażeby zakupić sobie wersję fizyczną. Co i Wam polecam.

http://www.darkdescentrecords.com/

https://www.facebook.com/adorior

Adorior > Bleed on My Teeth
Oracle
17415 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj