Wydawca: Societas Oculorum Arcanorum
Krajowa scena jest silna w tym roku. Jak nie brutalne Dominance, nowa Furia, czy Manbryne, to nagle z niebytu wyłoniło się Actum Inferni wypluwając świeżutkiego długograja.
Dla tych, którzy pierwsze słyszą o tym tworze, wyjaśniam, że Actum Inferni to olsztyński projekt Potężnego Warmia… pardon! Draconisa znanego wszem i wobec z Gniewu, czy też przede wszystkim Plagi. „Uzurpator Niebiańskiego Tronu” to drugi pełniak projektu, przy czym okres ciszy był całkiem spory, bo aż dwanaście lat!
I muszę przyznać, że choć „Uzurpator…” (ależ to w pytę nazwa dla hordu) brzmi świetnie, to ma pewne wady, ale nie uprzedzajmy faktów.
Otrzymaliśmy krążek dopracowany, kompletny i chyba najbardziej dojrzały w dotychczasowym dorobku Actum Inferni. W porównaniu do poprzedniego, „The Embodiment of Death” nie brzmi tak surowo, choć nadal jest to podziemie, więc jest odpowiednio siarczyście. Słychać to najmocniej w drugim kawałku „Klepsydra Obracana Przez Śmierć”, który serwuje od początku bezlitosną chłostę riffów oraz perkusji podlaną jadowitym wokalem. Podobnie w kolejnym „Heretycka Samochłosta”, które prezentuje pyszny riff jawiący mi się, jako wariacja kultowego motywu „Freezing Moon” Mayhem.
Jeśli miałbym wskazać na element, który bezapelacyjnie lśni, to partie gitary. Riffy nie są jedynie prostą łupaniną, a ostrym, jak brzytwa nożem finezyjnie przecinającym gardło Nazarejczyka. One to w głównej mierze sprawiają, że chce się do tej płyty wracać, bo zawarta na niej muzyka płynie, gładko wlatując w uszy słuchacza. Obadajcie wspomniane przeze mnie powyżej kawałki, no toż to poezja wykonana przez kogoś, kto całym sobą kocha to, co robi. I robi to skurwysyńsko dobrze. Świetnie wypada też perkusja, co nie dziwi bo odpowiada za nią Krzysztof Klingbein. Basik przyjemnie buczy sobie w tle, ale robi tylko za tło. Lekki zgrzyt miałem z wokalami, ale jeśli pasował Wam choćby zeszłoroczny Gniew, to i tu wjadą Wam bez popity, choć znam osoby, które potrzebowały dłuższej chwili, bo im „no ten srający kot” nie siadł od razu. Po wielokrotnym obcowaniu z albumem spokojnie stwierdzam, że pasują tu idealnie, swoim jadowitym charczeniem podkreślając diabła w dźwiękach. Dodatkowym plusem są polskie teksty, do tego brzmiące naprawdę świetnie. Słychać, że przyłożono się do pisania.
Był lekki zgrzyt, to teraz pora na większy. Podobnie, jak w przypadku Gniewu, tak i na Actum Inferni znajdziemy solówki. I to nie byle jakie tirli tirli, a tirli tirli pierwyj sort, finezyjne niczym popisy akrobatyczne w Mam Talent. „Ej kurwa typie, przecież do Gniewu pucowałeś sobie pazur przy tych solówkach” ktoś rzeknie. Prawda, z tym że tam ich natężenie było odpowiednio dobrane do klimatu płyty. „Uzurpator Niebiańskiego Tronu” cierpi niestety na ich nadmiar. Za dużo, za długie. Najbardziej mi to zgrzyta w pierwszym kawałku, gdzie robi się to tak rozwleczone i śpiewne, że tylko czekałem, aż Draconis wjedzie z wysokim „AAAAAAAAAAACH!” godnym Kinga Diamonda, bo autentycznie zaciągało to już pod klimat heavy metalu. Tudzież lekkiego thrashu. Sami obczajcie, gdy w pierwszym kawałku wjeżdża druga część gimnastyki zaraz po rozpoczęciu szóstej minuty. Ja rozumiem, że artystę roznosi energia, jak dziecko na sali zabaw, ale niestety klimat zła i pogardy został zburzony przez zbytnią melodykę. Tym bardziej szkoda, że to nie przaśne pierdy z pizdy, a naprawdę świetne solówki. Ciekawym wyjątkiem jest zamykający album tytułowy kawałek, bo tam jest tak naprawdę tylko solówka i ja ten koncept kupuję, bo jest to w pełni spójne z całością muzyki zawartej na płycie.
Pofukałem trochę, ale niech Was to nie zraża. Actum Inferni nagrało kapitalny album, który z miejsca wlatuje do tegorocznej czołówki krajowych wyziewów. Grzech ciężki nie kupić, FULL SUPPORT!
Ocena: 9/10
Lista utworów:
- Z zaciśniętym na szyi sznurem
- Klepsydra obracana przez śmierć
- Heretycka samochłosta
- Uzurpator niebiańskiego tronu