Skip to main content

Wydawca: Emanzipation Productions

A to dobra wiadomość dla maniaków starej dobrej szkoły thrash/death metalu z Florydy – z nowym albumem powraca Solstice. Ostatni pełnowymiarowy album ukazał się dwanaście lat temu, więc chyba najwyższa pora.

Od tego czasu jakoś się bardzo nie napracowali, ale to może przez to, że zbierali siły, aby uderzyć z „Casting the Die”. I mnie to pasuje. Już od rzutu okiem na okładkę można się domyślać, że Solstice nie będzie wprowadzało żadnych innowacji – obrazek utrzymany w starym stylu tej kapeli zwiastuje brak większych zmian i na niwie muzycznej. Bardzo kurwa dobrze, nie ma co zmieniać rzeczy dobrych. W przypadku „Casting the Die” nawet bym powiedział, że bardzo dobrych. Ten krążek przypadł mi do gustu, może nie od razu, ale w końcu zaskoczył. Z początku wydawał mi się trochę zbyt kwadratowy i toporny, ale w końcu poznałem się na nim i od tego czasu słucham go z niekłamaną przyjemnością. Ze starego składu zostali tylko Dennis i Alex, dokoptowali sobie młodzików, w tym Ryana Taylora, który od niedawna zdziera swoje dwudziestoczteroletnie gardło również w Malevolent Creation. I robi to naprawdę fajnie. A propos tej nazwy – jeśli nie wiecie, jak brzmi Solstice to jednym z moich pierwszych skojarzeń jest właśnie wczesny okres ekipy Fasciany. Choć jednak w Solstice jest więcej thrash metalowych naleciałości, to całość można jakoś tam zestawić z mejlwolentami. Co od razu słychać – olbrzymia dawka agresji. Kapela wjeżdża na pełnej Przyłębskiej i nie pierdoli się w tańcu. Dzika, niepohamowana czterdziestominutowa dawka metalu, jaką zawarli na piątym albumie sprawia, że i ja łapię agresora i najchętniej bym komuś przyjebał w ten głupi pisowski łeb, hehe. Przez większość czasu zapierdalamy przed siebie, ale znajdziemy i chwilę na mordercze down tempo, jakbyśmy chcieli wgnieść komuś głowę w chodnik. Tak, zdecydowanie jest to album, którego słucha się na wkurwie, żeby spotęgować negatywne emocje. Polecam Wam zdecydowanie.

Choć nie wiem, ile osób jeszcze o nich pamięta, bo nigdy nie byli jakoś bardzo znani czy popularni. Wierzę jednak, że kilku starych dziadów sięgnie po ten album i będzie się przy nim bawić tak samo dobrze jak ja. Fanga w nos!

Ocena: 8/10

Tracklist:

1. The Altruist
2. Transparent
3. Who Bleeds Whom
4. Lifeline
5. Ignite
6. Outlast
7. Seven
8. Embellishment Exposed
9. Cast the Die
10. Eyes Sewn Shut
11. Scratch
Oracle
17409 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj