Wydawca: Spread Evil Records
No i wyobraźcie sobie, że na całym świecie są tylko dwie kapele działające pod nazwą Marras i oczywiście obydwie muszą być z tego samego państwa, to jest w tym przypadku Finlandii. Że też jedni drugim nie pojechali najebać, żeby zmienili szyld to nie wiem…
Marras, który dziś opisuję gra black metal i właśnie wydaje drugi album. Nie było mi dane słyszeć pierwszego, ale pewnie nadrobię, bowiem „Endtime Sermon” spodobało mi się. Ma w sobie coś, za co uwielbiam black metal – mistycyzm, szaleństwo, zimno. Czuć u nich to co najlepsze w drugiej fali black metalu, bowiem Marras skutecznie podąża traktem wytyczonym przez Emperor, Limbonic Art, Gehenna, wczesny Satyricon – a do tego wyczuwalne są wpływy ich narodowej sceny. Nic dziwnego, taki Nekrofuhrer terminuje przecież jako wokalista w Nekrokrist SS, część muzyków gra w Mimorium…
Generalnie to nie jest zespół przypadkowych ludzi, którzy stwierdzili że skoro są z Finlandii to będą grali black metal, a jak to jeszcze pomyślą. W każdym razie „Endtime Sermon” brzmi jakby był to od początku zespół z zamysłem – będziemy grać szczery do bólu, oldschoolowy black metal. Ten album jest agresywny, ale też na swój sposób wzniosły, głównie dzięki przerywnikom między numerami – symfonicznymi, jednakże skomponowanymi z wyczuciem smaku. Słuchasz tego albumu i masz przed oczami kurwa zimowe wieczory w liceum, gdy poznawałeś najważniejsze dla siebie zespoły – tak mi się kojarzy obcowanie z Marras. Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych hord, jakie w tym roku wydały swoje black metalowe albumy. A chcąc nie chcąc, trochę ich słyszałem od 1 stycznia 2021 roku. Aha! Zapomniałbym powiedzieć o okładce – dla mnie bomba, niby prosta i oklepana, jednak w połączeniu z muzyką na „Endtime Sermon” aż czujecie zapach palonego drewna…
Stąd też moja rekomendacja – gorąca niczym płomienie trawiące stodołę z krzyżem na dachu. Posłuchajcie sobie nowego albumu Marras, a zrozumiecie, o czym mówię.
Ocena: 8/10