Skip to main content

Takiego weekendu to już dawno nie miałem. W piątek wycieczka krajoznawcza do Grodu Kraka, żeby zobaczyć genialny zestaw Entropia, Sunnata, Mord’A’Stigmata, a w sobotę Gorycz, Krzta i Neon Mud w moim miejscu zamieszkania.

W sobotnie popołudnie wsiadłem, więc w komunikację miejską i jakoś przed 20 wbiłem do Rzeszowskich Piwnic. Ciężko to miejsce nazwać lokalem czy knajpą, choć piwko się lało. Jest to bardziej kulturalna przestrzeń znajdująca się w holu jednej z nielicznych atrakcji turystycznych tego miasta, jakimi są podziemia pod rynkiem. I muszę przyznać, że miejsce mi się podoba. Byłem tam pierwszy raz na koncercie i zorganizowane jest to nie najgorzej. Nagłośnienie przyzwoite, sporo miejsca, przynajmniej jak na koncert do 100 osób. Mobilny bar z lejącym się nieustannie piwem. Rzecz, która chyba najbardziej mnie bawi, jeśli chodzi o to miejsce to nieustannie zaglądający do środka przypadkowi ludzie zastanawiający się co to za zgromadzanie szatanistów i dlaczego aż takie wrzaski hehe.

Wpadłem na miejsce, zamówiłem piwko w niezłej jak na te czasy cenie 10 zł, wyboru nie było żadnego, tylko perła. Akceptuje. Podczas konsumpcji pierwszego z browarków Neon Mud kończył próbę tak, więc mimo tego, że nie miałem bladego pojęcia, co oni grają, to już jakieś pojecie zyskałem. Po 15 minutach chłopaki jednak weszli na scenie ponownie, żeby już odegrać całkowicie legitny gig. Z głośników poleciał motyw przewodni z modnego lata świetlne temu serialu Airwolf i lecimy z tym koksem.  Pierwsze co rzuca się w oczy to niebanalna stylówka panów ze stolicy. Szczególnie pan z wąsem wyglądał dość niepokojąco, budząc skojarzenia z nieśmiertelnym przebojem Village People. Na całe szczęście jednak pierwsze szarpnięcie za struny uświadomiło wszystkim zgromadzonym, że muzycznie Village People to na pewno nie będzie grane. Goście zabrali się za prezentację bardzo przyjemnego dla ucha walcowatego stonera lekko mi tam gdzieniegdzie romansującego z doomem czy rockiem. Z konkretnych utworów nic tam nie wyłapałem, bo to moje pierwsze muzyczne spotkanie z tym zespołem (nie licząc próby), ale podobało mi się. Przy pisaniu niniejszej relacji już po raz kolejny zapętla się ich EP „Out Of The Mud” i jest znakomicie. Po mediach społecznościowych widzę, że coś się tam kroi u nich nowego, tak więc miejcie na uwadze Neon Mud i jak będziecie mieć okazję rzucić kiedyś okiem na tych dżentelmenów to polecam.

Panowie podzelowali pięknie za wizytę w Rzeszowie i poszli ściągać żonobijki i skórzane czapki do szatni, a jak poszedłem po kolejny trunek. W tym czasie w knajpie (przepraszam, ale z przyzwyczajenia będę stosował do spore uproszczenie) zaczęło się robić naprawdę gęsto od ludzi spragnionych pogorszenia sobie nastroju. Z racji faktu, że kolega Oracle pełnił zaszczytną funkcję bramkarza na tym dancingu, więc wiem ile dokładnie pojawiło się ludzi. W szczegóły nie ma się co wdawać, ale niemal setka była, co jak na Rzeszów i takie granie jest naprawdę znakomitym wynikiem frekwencyjnym. I zajebiście, może dzięki temu raz na jakiś czas ktoś tu zorganizuję jakiś koncert bez obawy o spektakularną wtopę finansową. Bardzo proszę!

Teraz czas na Gorycz. Na scenę wychodzą panowie, którzy w większości prezentują się jak doktoranci filologii polskiej, ale przecież to PLBM, wszytko się tu może dziać. Ja nie miałem pojęcia, czego się spodziewać po tych jegomościach. Z płyt ciężko wchodzi, ale jak już wejdzie, to wyjść nie chce. Oba pełniaki znakomite, a  „Kamienie” w szczególności zasługują na laurkę, jednak moja obawa wynikała z tego, że za cholerę nie jest to koncertowe granie. Płyty w domowym zaciszu słucha się świetnie. Można owinąć się w kocyk na kanapie i z kubkiem herbaty w dłoni nienawidzić całego świata, ale na żywo? Nie mieściło mi się to w głowie, jednak panowie postanowili postawić mnie do pionu i zafundować taki show, że szczękę z podłogi musiałem długo zbierać. Dla mnie było to doświadczenie na pograniczu koncertu metalowego i konkursu piosenki aktorskiej. To co pan wokalista Tomasz robi na scenie jest niesamowite, to jak oddaje klimat tej muzyki, jak prezentuje emocje. Naprawdę dawno czegoś takiego nie wdziałem. Posiadając takiego frontmana udaje im się sprzedać te trudne dźwięki na żywo. I teraz słów kilka dla malkontentów, którzy pewnie będą się czepiać, „że co to za nazwa”, „że metal dla intelektualistów”. Ja pierdole, jak przez nazwę nie chcesz słuchać danego zespołu to chyba nie ma już dla ciebie żadnej nadziei. Może dla cienie za trudne? W końcu dla intelektualistów… Żeby zajebiście odegrać na żywo taką dziwną muzykę, jaka tworzy Gorycz i sprawić, że publika będzie jadła kapeli z ręki, to trzeba mieć w sobie nutkę geniuszu muzycznego. Stojąc sobie w kolejce po piwko po koncercie, nie omieszkałem o tym powiedzieć chłopakom z Goryczy, którzy akurat też postawili uzupełnić płyny. Gig 10/10. A z set listy to poleciały: „Chce inne oczy”, „Strach na ludzi”, „Matka”, „Gorycz” „Zabieram skórze Twoją twarz”, „Ziemia”, „Na dno” i pewnie coś tam jeszcze.

Przerwa miedzy kolejnymi kapelami minęła mi głównie na konsumpcji piwa i pogaduszkach. Miło było, ale miało się to brutalnie kończyć, bo jakieś 20 minut po Goryczy na scenę wchodzi Krzta. Powiem wam szczerze, że do ich ostatniej płyty miałem wiele podejść, ale w nielicznych przypadkach udało mi się ją odsłuchać do końca. Ta muzyka czasem po prostu powoduje fizyczny ból i muszę mieć odpowiedni czas i odpowiednie miejsce, żeby czerpać z tych dźwięków pewną masochistyczną przyjemność.  Tego sobotniego wieczoru poszedłem, więc pod scenę, żeby zostać dokładnie wychłostany muzycznie i taką właśnie ścieżkę zdrowia zafundowała mi Krzta. Muzyka agresywnie wbijała się w mózg, a dodatkową stymulację neuronalną zapewniały ekstremalnie niepokojące wizualizacje. Nie za bardzo mam kompetencje, żeby wymieniać kawałki odegrane i ich kolejność, bo jednak za mało czasu spędziłem w domu z ich muzyką, ale zakładam, że najbardziej skoncentrowane uderzenia na ludzkie poczucie własnej wartości pochodziły z płyty „Żółć.Niszczenie.Zgliszcze”.

Niestety musiałem opuścić lokal na jakieś dwa numery przed końcem gigu, bo ostatni autobus na chatę mam zdecydowanie za wcześnie, ale znakomity to był wieczór. Oby więcej takich.

Pathologist
1143 tekstów

Skomentuj