Skip to main content

Wydawca: Napalm Records

Falkenbach powrócił. W końcu, chciało by się powiedzieć. 6 lat muzycznej ciszy nie wróżyło nic dobrego, aczkolwiek okazało się, że Vratyas nie zapomniał jak się tworzy muzykę, która jest w stanie poruszyć każdą duszę zainfekowaną udanymi (to warte podkreślenia) mariażami muzyki metalowej z folkową.

O tym, że jest to naprawdę trudne zadanie nie trzeba przekonywać tych, którym zdarzyło się słyszeć  rzępolących trolli, bądź też innych bardów, przebranych za szyszki. Falkenbach jak zwykle… nie zaskakuje. Jego specyficzny styl jest doskonale znany i ciężko go pomylić z czymkolwiek innym. Vratyas przyzwyczaił nas już do swojej muzyki: z jednej strony niezmiernie melodyjnej łączącej się z prostotą tak charakterystyczną dla folku, a jednocześnie dźwięków majestatycznych i pełnych epickiej głębi. I jego fani dobrze wiedzą, że to nie są w tym wypadku puste słowa. Oczywiście nie zapomina Vratyas o połechtaniu wszystkich tych, którzy lubią go za szybsze i bardziej blackowe (chociaż wciąż charakterystyczne dla Falkenbach) wałki. Tutaj tą rolę z powodzeniem spełnia „In flames” z ciekawym patentem na klawiszach, który zresztą równie dobrze mógłby się znaleźć na pierwszej płycie. Bo ciężko jest powiedzieć o stylu Falkenbach, że ewoluuje w jakimś zawrotnym tempem.  Vratyas po prostu, wszedł od razu na poziom nieosiągalny dla większości muzyków próbujących bratać metal z folkiem. I to właściwie powinno być podsumowanie całej tej recenzji. 6 lat czekania, muzyka zasadniczo taka sama, ale i tak morda mi się cieszy. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że Vakyas tak samo jak na przedostatnim albumie i na tym pokusił się o ponowne nagranie swojego starego wałka. Mowa o „Asaland”, jakby przypadkiem ktoś z fanów nie wiedział.

Przyznam szczerze, ciężko mi jednoznacznie powiedzieć w czym tak naprawdę tkwi siła Falkenbach. Niby wciąż to samo, a jednak inaczej. Bo tak naprawdę mimo pewnych podobieństw – również i kompozycyjnych – to każda nowa płyta staje się odrębną opowieścią i podróżą w nowe, nieznane miejsca.

Ocena: 9/10

Tracklist:

01. Intro
02. …Where His Ravens Fly…

03. Time Between Dog and Wolf

04. Tanfana
05. Runes Shall You Know

06. In Flames
07. Sunnavend
08. Asaland (Bonus Track)





Ef
4539 tekstów

Cyniczny i złośliwy chuj. Od zawsze.

One Comment

  • Xisco pisze:

    Niby nic w tej muzyce sie nie zmienia, niby powtarzane są te same patenty ale kolejny Falkenbach znów mnie urzekł i słucham go z przyjemnością. Ciekawe czy Vrytas nagra cos jeszcze pod tą nazwą, choc obawiam się że nie.

Skomentuj