Wydawca: Prophecy Productions
Nie lubię kurwa niemieckiego języka. Nawet w pornusach. Nie lubię jak mnie piszą jakieś pierdoły w genre, że to niby był rock ambient, a kiedyś jeszcze wcześniej (jak moda inna była) to melodyjny black, a teraz to ponoć jeszcze coś innego. I jak myślicie, spodobał mi się najnowszy album Dornenreich? No po takiej introdukcji, to pewnie łatwo się domyślić.
Dziwna ta płyta jest. Raz zawodzą aaaAAOooAOOAOOoo, skrzypki jakieś – automatycznie kojarzące się z My Dying Bride z czasów, kiedy zespół ten grał jeszcze muzykę – potem krzyczą, ryczą na blackową, ale raczej symfoniczną, nutę. A tu za chwilę potupaną skoczną nas zaskoczą. Że niby Austriacy nie gęsi i też swoich wikingów, tfu… Celtów mieli. I tak tu właśnie jest. To znaczy nie wiadomo do końca jak. Momentami płyta jest naprawdę ciekawa. 2, czy trzeci utwór dajmy na to. Głównie dzięki wokaliście i dość przestrzennemu brzmieniu, które te proste raczej riffy zamienia w coś, co można – niech ujawni się moja poetycka dusza – nazwać klimatem głaszczącym nasze metalowe, spragnione czarnego piękna, dusze. A tak poważniej, to te ciekawsze momenty krążka. Przyznam się z ręką na tyłku, nie słyszałem tych ambientowo rockowych dokonań Dornenreich. Na „ Flammentriebe” zaprezentowali za to parę akustycznych wstawek, które to – zgadliście na pewno – są kontrastowane pierdolnięciem szatańskiej nuty. I tak na przemian. Tylko, że problem przynajmniej dla mnie polega na tym, że te właśnie utwory są… no nudzą mnie po prostu. Jakoś tak to początkowe – całkiem niezłe dodam – pierdolnięcie, umyka wraz z kolejnym wydumanym pląsem akustycznej gitary. Na szczęście w okolicy utworu numeru „In allem Weben” przypominają sobie, że jednak to chyba mieli szybciej i bardziej żywiołowo grać. Tylko, że po pierwsze : to kawałek przedostatni,a po drugie: następujący po nim „Erst deine Träne löscht den Brand” nie pozostawia żadnych złudzeń w jakim graniu obecnie zespół czuje się najlepiej. I wieczną radochę z pisania takiej muzyki racz im dać Panie, ale ja pozostanę głuchy na ich dokonania.
A może po prostu mam słabszy dzień, niskie ciśnienie, czy inny piemes, ale oceny swojej zmieniać za dwa dni nie zamierzam. Jeśli jednak dobrze czujesz się czytelniku w klimatach kombinowanego blacku z progresywnymi elementami, okraszonymi folkiem z niższej półki, to w sumie płyta dla Ciebie. Ja sobie posłucham Witchburner. I chuj.
P.S. Mam nadzieję, że duża doza przekleństw w powyższej recenzji pokazuje, że jednak znamy się na muzyce i nie damy się obrażać.
Ocena: 6/10
Tracklist:
01. | Flammenmensch | ||
02. | Der wunde Trieb | ||
03. | Tief im Land | ||
04. | Wolfpuls | ||
05. | Wandel geschehe | ||
06. | Fährte der Nacht | ||
07. | In allem Weben | ||
08. | Erst deine Träne löscht den Brand |
Bluzgi mi nie przeszkadzają, tylko ta zawyżona nota. Sześciu punktów nie dał bym nawet z przystawioną spluwą do głowy…
Idea oceny w tym wypadku jest całkiem prosta. Połowa płyty jest naprawdę znośna, plus jeden za stare rzeczy, które nagrywali. Taki sentyment powiedzmy ; ]