Wydawca: Hells Headbangers Records
Patrząc na oceny, jakie zbiera nowy krążek Deiphago, stwierdzam, że nie są oni najpopularniejszą grupą wśród metalowej młodzieży, hehe.
Ja tam nie wiem, znam ich wcześniejszy krążek, teraz dostałem do recenzji „Satan Alpha Omega” i powiem tak – czuję pewną zmianę. O ile poprzedni krążek kojarzył mi się z kakofonią ku chwale Szatana, tak teraz kojarzy mi się on z bardziej przemyślaną kakofonią ku chwale Szatana. Jest to nadal ultrabrutalne i megaagresywne, ale jakoś tak zdaje mi się bardziej przemyślane. Choć może trudno użyć takiego słowa odnośnie black/death metalowej młócki, jaką serwuje nam ten zespół. Kurewsko skondensowana dawka bluźnierstw wylewana na łby Chrystusa, Allacha, Buddy i innych bożków tego świata zapewnie nie przekona do siebie kogoś, kto w muzyce szuka harmonii, porządku i logiki. Deiphago jest naprawdę ekstremalną kapelą. Oczywiście pod względem muzycznym – masa sprzężeń, huraganowych szybkości, perkusyjnej kanonady na najwyższych obrotach sprawia, że nierzadko nawet zdeklarowani ekstremiści nie darzą Deiphago uczuciem. Cóż, ja uważam, że „Satan Alpha Omega” jest krążkiem dobrym, ale nic ponadto. Na pewno nie zanucę nikomu żadnego fragmentu z tej płyty, mimo to, jest to muzyka rozpoznawalna – co samo w sobie jest jednak zaletą.
Ja się wypowiedziałem, ciekaw jestem jak czytelnicy Chaos Vault odbierają muzykę generowaną przez kapelę z Kostaryki. Choć tłumów zwolenników raczej się nie spodziewam.
Ocena: 7/10
Tracklist:
Jeśliś ciekaw zdania czytelników, to się wypowiem, bom czytelnicy. Se właśnie popijam żubra słuchając SUPER-DUPER ZAJEBISTEGO nowego krażka Ignivomous, gdzie też z ekstremą mamy do-czynienia, a melodyj próżno szukać. Tyle, że tu ta ekstrema tworzona jest przez kogoś, kto – mam wrażenie – potrafi posługiwac się gitarą. Natomiast Deiphago nalezy do tych kapel, których twórcy w moim mniemaniu po prostu całą tą „extremą” przykrywają to, że nie odróżniają gitary od tłuczka do mięsa. Zupełnie to napierdalanie Filipińczyków, czy skąd oni tam są, do mnie nie trafia. Jest pewna, subtelna granica pomiędzy napierdalaniem zmyślnym, a bezmyślnym i oni tę granicę przekroczyli. Coż rzec jeszcze… O, zmyślne napierdalanie to Witchrist albo Antideluvian, a bezmyślne Deiphago. Chyba udało mi się wyrazić moje zdanie i poprzeć dość obrazowym przykładem.
Także się wypowiem odnoście pseudo muzyki panów z Deiphago. Ostatnio wędrując po sieci znajduję masę kapel, które patrząc na same opisy deklarują kult zniszczenia swoją muzyką, i owszem słowa dotrzymują bo produkują hałas, ale zrobiony bez polotu, finezji i jakiekolwiek pomysłu. Podobnie jest i w tym przypadku, wszystko buczy, wokalista wydziera się jakby ktoś mu wycinał kichy na żywca. Ale to tylko hałas nie ma tutaj żadnego haczyka, że się tak wyrażę na , który zapadał by w pamięć. Nie czynią także tego wymalowane mordki. Zamiast tego czegoś polecam do posłuchania Mega Therion – The Blood Rituals. Jest to zarazem dowód, że nie tylko misie panda potrafią tworzyć muzykę ekstremalną.