Wydawca: Putrid Cult
Damage Case nie próżnuje i sukcesywnie wydaje coraz to kolejne długograje. Tym razem wpadł mi w łapska już 4 album tej zachlanej rockandrollowej hordy.
„Heavy Metal Sacrifice„ to tak naprawdę kopiuj wklej poprzednich albumów. Głośno, wulgarnie i z prostymi, ale jakże wpadającymi w ucho szarpaniem strun hołdującemu prawdziwemu bogu jakim jest Motörhead. Oczywiście nie jest to kalka 1:1 ze zmienionymi tylko nazwami utworów co to to nie, bo wtedy płytka by poleciała do kosza hehe. Bardziej powiedziałbym, że zabawa formą, która stara się nie wyskoczyć z bezpiecznie obranych ram. Przy odsłuchach więc będzie wam coś kołatało, że gdzieś to już było, ale może trochę szybciej, czy bardziej szorstko. No, chyba że słuchacie tego przy suto zakrapianej imprezie, wtedy będzie to idealny wręcz podkład do chlania. Czy jest to krążek zły? Nie, bo da się wychwycić w tych niespełna 36 minutach wszędobylski fun, który wręcz tryska (przepraszam za to określenie) z chłopaków. I album ten w dużej części jest właśnie dedykowany takim zapijaczonym mordom, które lubią pomachać banią do znajomych rytmów i nie będą stękać, że w 80’s było lepiej.
Nie ma co się dalej rozpisywać. Weźcie sprawdźcie i poprawcie sobie humor. A jak Wam mało, to odsyłam do poprzedniej recenzji.
Ocena: 6+/10
Tracklista:
1. Priest on Electric Chair
2. Heavy Metal Sacrifice
3. Hand of the Devil
4. Sorrounded by Fire
5. Serial Chainsaw Killer
6. Messenger in Black
7. Midnight Sin
8. Crazy Little Bitch
9. Out of the Light into the Dark
10. Season of the Witch