Wydawca: Werewolf Promotion
Bardzo prężnie działa ta nasza Zmora. Napisałbym, że nawet trochę zbyt prężnie. Dwie epki w 2018 roku a pod koniec zeszłego kolejna zatytułowana „Najczarniejsza z nocy”.
Wiadomo, niektórzy powiedzą, że jest to i tak mało porównując z kapelami, które potrafią wysrać cztery długograje w ciągu roku, ale tutaj na niekorzyść Zmory ich „ciągłość” niestety objawia się tendencją spadkową wprowadzającą lekką monotonię. Od razu pragnę zastrzec, że nie jest to zły materiał, ale rzeczy zawarte na tym krążku dało się usłyszeć w większym bądź mniejszym stopniu na poprzednim wydawnictwie. Riffy, mimo że rozciągnięte w niektórych momentach stoją na wysokim poziomie tak samo, jak wokal, który w dalszym ciągu szerzy wieści i nowiny w ojczystym języku. Ambientowe wstawki inspirowane Burzum tylko dopełniają klimatu. No właśnie klimat… rzecz, która napędza ten strzęp ludzki. Gęsty, zimny w pewnych momentach zahaczający o smutek i depresję. Jednak z tyłu głowy kiełkuje myśl, czy ja tego już wcześniej nie słyszałem?
I zaraz rozwija się w „ale Ty i tak czerpiesz z tego radość, bo ta muzyka to takie stare zdezelowane ciepłe bambosze, których nie chcesz wymienić na nowe, bo boisz się, że nowe będą już beznadziejne.”
Ocena: 7/10
Tracklista:
1. Czarne bramy nicestwa
2. Przyzywam cię śmierci, wołam przyjdź!
3. Lodowata topiel istnienia
4. Płonące rzeki, czarne wstęgi wieczności
5. Łzy czarnych słońc, martwej ziemi chłód
6. Tam tylko śmierć