Wydawca: Potężny Wydawca
Gregu, to jednak lubi zaskakiwać. Dłubie sobie w tym podziemiu, torturuje samego Szatana w kazamatach wytwórni zasypując TĘ ZIEMIĘ gruzem lub łor metalem, by nagle sprzedać strzał z zaskoczenia. A takim jest właśnie świeżutkie demko debiutującej Visterii.
Nie będę ukrywał, że pierwszym co przykuło moją uwagę, jest osoba stojąca za Visterią, czyli Honorata. Młode dziewczę, jednak jak się okazało, tu i tam rozpoznawalne, w tym z dość kontrowersyjnej strony. Ale, że to strona z recenzjami, to nie bawimy się w Pudelka (z reguły) tylko oceniamy muzykę. A promujący materiał singiel okazał się być na tyle dobry, że z chęcią sięgnąłem po resztę i zostałem mile zaskoczony.
Ne demku znajdziemy pięć kawałków w duchu chamskiego speed metalpunka, choć wyczuwam ładne zacięcie thrashowe w tym. Teksty są proste, ale od tego typu gatunku nie wymagam wiele. Przyjemnie za to chłoszczą riffy i to już w otwierającym „The Devil In Miss Jones”. Tempa wahają się od średniego, do galopującego, niczym koń podczas burzy, a całość ładnie podlewa zaskakująco świetny wokal Honoratki. Naprawdę świetny, bo dzięki tej lekkiej chrypce mamy dodatkowy efekt surowości, no i czuć, że tam jest naprawdę dobra zabawa w zdzieraniu gardziołka. Najbardziej na tej demówce błyszczy właśnie wspomniany na początku singiel „Dej”, sorry „Die”. Szybko, dziko, agresywnie. Są riffy, jest przyjemna chłosta. No leci na repecie, szczególnie pod kult siły na treningu, czy takie nieco wolniejsze, ale wchodzące w głowę „Six Wolves”. Podoba się to dla mnie.
To prosta demówka, więc nie ma co pisać długich wywodów, ale tu czuć potencjał. I to naprawdę duży, więc jeśli lubicie tego typu granie, albo jesteście ciekawi, jak młode pokolenie radzi sobie w dziedzinie metalpunka, to sięgajcie po Visterię. Nie zawiedziecie się.