Wydawca: Norma Evangelium Diaboli, 2025
Miałem pewne obawy co do nowego albumu Teitanblood. Kiedy padła zapowiedź, że coś nowego się szykuje, od razu zapaliła mi się lampka: czy to będzie coś o wiele lepszego od “The Baneful Choir”, czy równie zajebiste jak chociażby “Seven Chalices” i czy przebije potęgę absolutnego “Death”? Pytań było wiele, aż w końcu wjechało “From The Visceral Abbys”…
Pierwsze riffy? Niemiłe zaskoczenie. O co tutaj chodzi? Czyżby coś nie tak z materiałem? Brzmienie jakby niewyraźne, jakby nagrane na taśmie nie najlepszej jakości w piwnicy u kumpla, ale po chwili… pełne pierdolnięcie. Jakbym dostał tonowym młotem w łeb i upadł nim uderzając z całym impetem o betonową posadzkę roztrzaskując sobie do końca czaszkę… Nowy krążek Hiszpanów uderzył we mnie zdecydowanie, wprost z najgłębszych otchłani piekła, gdzie każdy riff, każdy wokal, każdy blast jest absolutem i skończonością. Tym ciężkim młotem miażdżącym wszystko, co spotka na swojej drodze przy zadawany ciosie.
Otchłań “From The Visceral Abbys” wręcz poraża swoją monolityczną potęgą i majestatem. Czuć w niej odór rozkładających się ciał mieszających się z siarką i buchającymi co rusz płomieniami z czeluści piekiła. Zapach palonych zwłok, jęki umierających i szczekających w ciemnościach psów diabła… Wszystko co złe i nienawistne zostało tutaj zarejestrowane z niezwykłą starannością i intensywnością, która przyciąga i hipnotyzuje swą ciemnością.
Niesamowity ma klimat ta płyta. Gęsty, duszny, niemal klaustrofobiczny i jednocześnie przerażający, a przez to miejscami nawet paraliżujący, czego zdecydowanie brakowało na “The Baneful Choir”. Hiszpanom udało się w końcu na nowo uchwycić istotę zła i śmierci, której tak mocno brakowało na poprzedniczce. I o ile właśnie na “The Baneful Choir” był niezwykle intensywny, tak brakowało mu tego czegoś, co mogłoby stanowić nieczystą siłę wchłaniającą absolutnie. Był po prostu zbyt grzeczny, jakby obdarty z powłoki najczystszego zła. “From The Visceral Abbys” właśnie taką powłokę i moc posiada. Wchłania, dusi zaciskając pętlę na szyi i trzyma tak mocno, aż oddech ustanie i przyjdzie oczekiwana śmierć.
A obecność śmierci na “From The Visceral Abbys” jest niemal realnie wyczuwalna. Zagęszczone brzmienie zbudowane na potężnych, tnących niczym ostrza gilotyny riffów, czy też blastów rozlewających się jak gorąca smoła wypalająca bolesne rany na ciele. To wszystko podawane jest w intensywnie dużych dawkach, miejscami tylko o zmniejszonej ilość doznań i zadawania sonicznego bólu, tak by uderzyć za chwilę z całą swą złowrogą siłą. Apogeum tych wszystkich doznań jest zamykający ponad 14 minutowy kolos “Tomb Corpse Haruspex”, który wieńczy chór znany z otwierającego “Seven Chalices” kawałka “Whore Mass”.
Zajebistą robotę po raz kolejny wykonał również David Glomba. Jego grafiki idealnie wtapiają się w zawartość “From The Visceral Abbys”. Dzięki temu możemy dokładnie odczytać zawartość albumu niczym demoniczną księgę, która otwiera wrota do piekieł, gdzie króluje sama śmierć. Umieszczone na czarnym papierze ryciny mieszające się w białej kresce i czerwonych, krwistych barwach dają nam obcowanie z jakąś niepokojącą, wręcz diaboliczną siłą, która wciąga nas do grobowca…
Nie pozostaje więc nic innego, jak zastosować się do sugestii zawartej na booklecie płyty: słuchać tylko w ciemności, tylko na maksymalnej głośności. Potężny album, absolutna miazga.
