Nie ma (czy też: nie powinno być) na tej planecie takiego grindowego świra, co by nie znał Rotten Sound. Ta uznana fińska załoga nie próżnuje. W maju wychodzi ich nowy materiał, EPka „Suffer to Abuse”, a sam zespół tłucze się obecnie tu i ówdzie, zrywając deski w klubach dookoła świata. W kwietniu zagrają także kraju nad Wisłą. Z tej okazji udało mi się odbyć krótką pogawędkę z wokalistą kapeli – Keijo. Jego odpowiedzi nie okazały się zbytnio wyczerpujące. Zresztą, sprawdźcie sami, co ma do powiedzenia o muzyce takiej i owakiej, szalonym życiu w trasie czy brzmieniu szwedzkiego death metalu.
Xaligha: Witam! Zacznijmy od pytania w miarę oczywistego, mianowicie przed Wami trasa po Europie w towarzystwie Exumed i Implore. Jak do tego doszło i jak się na to zapatrujecie? Jesteście fanami? Mnie osobiście ostatnia płyta Exhumed średnio przypadła do gustu…
Keijo Niinimaa: Poproszono nas o wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu, ostatnia trasa z Exhumed wypadła całkiem nieźle i zahaczała o inne kraje. Lubimy Exhumed i zawsze dobrze jest mieć na trasie kapelę trochę inną od nas (i od Implore).
X: Ostatnio w Polsce byliście całkiem niedawno, bo w czerwcu na XXVII – leciu Dead Infection. Podobno również otwarcie „Lazy Asses” z najnowszej płyty zostało zainspirowane wstępem do „Brain Corrosion”. Poza DI macie jakieś swoje ulubione typy z polskiego podziemia?
K: Szczerze mówiąc żadne nie przychodzą mi do głowy. Jest sporo niezłych zespołów, ale żaden nie miał/ma na nas większego wpływu. Wstęp do „Lazy Asses”, razem ze świniakami, to pomysł Samiego, który uwielbia początek „Brain Corrosion”, ale sam utwór to zdecydowanie bardziej Rotten Sound niż Dead Infection.
X: Do zdjęć z oficjalnej sesji dumnie pozujesz w koszulce Bongripper, zdaje się że jesteś również fanem Conan. Swoją drogą początek „Yellow Pain” z najnowszej płyty strasznie kojarzy mi się z „Torquemada 71” Electric Wizard. W ramach okołometalowej szufladki wszystkie te zespoły stoją na zupełnie innym biegunie niż Rotten Sound. Lubicie grzebać w jakichś zaskakujących dla stereotypowego zjadacza grindu rejonach? Finlandia na ten przykład ma silną scenę black metalową…
K: Wszyscy słuchamy różnych gatunków, a niektórzy z nas (Sami w Coughdust, ja w Morbid Evils i Goatburner) również grają wolniejszą muzykę. W Rotten Sound przez długi czas mieliśmy dość otwarte podejście do pisania muzyki i jak wiele grindowych kapel eksperymentujemy czasami z drugim końcem skali szybkości. Szybkie dźwięki brzmią jeszcze szybciej, gdy poprzedza je wolniejszy fragment.
X: Nie trzeba było wydania Napalm, żeby usłyszeć w Waszej muzyce wpływy Brytyjczyków. Może to trochę przeterminowane pytanie, ale nie kusiło Was, żeby przy tej okazji sięgnąć po mniej znane kawałki? Jak Wam się podoba kierunek, w którym poszło Napalm Death w ostatnich latach?
K: Utwory zostały nagrane na potrzeby tribute’u dla Napalm Death, który nigdy się nie ukazał. Te trzy kawałki w dużej mierze podsumowują płyty, jakie miały na nas wpływ w początkach Rotten Sound, dlatego je wybraliśmy.
X: Wiadomo, że na trasie zdarzają się różne rzeczy. W 2013 zdarzyło się Wam nie dojechać na warszawski koncert w towarzystwie Converge, z powodu Twojego hmm zaginięcia? Pamiętacie tamtą sytuację? Zdarzyły się Wam podobne przypadki?
K: Nie zaginąłem, ale „przyjąłem” pigułkę gwałtu i obudziłem się gdzieś na parkowej ławce. Raczej nieciekawa akcja, jeśli mam być szczery. Później jedyne, co miało miejsce, to fakt, że Sami złamał prawą nogę w trakcie OEF w 2016 roku i musieliśmy grać krótszy i wolniejszy set, pozbawiony blastów.
X: W jednym z wywiadów Kristian wspomina, że fani jako swoje ulubione albumy najczęściej podają „Exit” oraz „Murderworks”. Brzmi to prawdopodobnie, ale nie mogę nie wspomnieć o tym, jak wiele osób wymienia w tym gronie „Sick Bastard”, na której znajduje się wyborny, acz zupełnie inny od tego co robicie obecnie materiał. Jak z perspektywy ponad 20 lat patrzycie na swoje pierwsze EPki? Dodam też, że jesli chodzi o artworki to przepaść między „Sick Bastard” a „Loosin’ Face” jest wybitna, hehe…
K: Początki były specyficzne i po prostu niczego wówczas nie planowaliśmy. Zwyczajnie graliśmy to, na co mieliśmy ochotę. Artwork do „Sick Bastard” to żart, który zrobiłem za pomocą pędzla. „Loosin’ face” zostało już zrobione przez „prawdziwego” artystę – Jenni’ego Partanen’a.
X: Wspomniane „Exit” i „Murderworks” zostały wyprodukowane przez Mieszko Talarczyka (Nasum), mam jednak wrażenie, że Wasz skręt w stronę brzmienia bardziej szwedzkiego zaczął się już wcześniej, przy okazji „Drain”. Słyszałam nawet opinie, że brzmienie takiego „Cycles” jest zbyt szwedzkie jak na muzykę, którą wykonujecie. Nie rezygnując ze szwedzkiego sznytu, ostatni album nagraliście w Finlandii, a produkcją zajął się Sami, (bębniarz). Jak rozumiem, pójście bardziej w stronę DIY daję Wam większą kontrolę i jest zwyczajnie wygodniejsze?
K: Lubimy brzmienie szwedzkiego deathu i dlatego chcieliśmy udać się do Sunlight Studios, aby nagrywając Drain uszczknąć z niego coś dla siebie. Spod ręki Sami’ego wyszło ostatnio faktycznie kilka płyt i bardzo nam się one podobają. Ale to nie dlatego, że chcemy zostać DIY, ale bardziej przez to, że wówczas myśleliśmy iż to właśnie ma sens. Nadchodząca EPka, „Suffer to Abuse”, również została przez niego wyprodukowana.
X: Skoro już w temacie Szwecji jesteśmy – znany Ci jest termin entombedcore? Jak można się domyśleć, chodzi o kapele miksujące klasyczny szwedzki death metal z elementami hc, jak All Pigs Must Die czy Black Breath. Słyszałam nawet ten zwrot w odniesieniu do Was, chociaż nie do końca bym się z tym zgodziła. Wyszło z tego trochę niezłej muzyki, ale parę lat temu ruszyć się nie można było, żeby nie wpaść na jakąś kapelę usiłującą wykręcić swój własny „Wolverine Blues”…
K: Wiem o co chodzi, znam również pojęcie HM2-core. Niektóre z tych kapel są naprawdę niesamowite i nie mam nic przeciwko, aby być zaszufladkowanym razem z nimi, my istniejemy jednak dłużej, a HM-2 używamy dlatego, że pasuje do naszego stylu tworzenia.
X: „Species at War” było wydane przez Relapse w Stanach Zjednoczonych i przez Season of Mist w Europie. Zdaje się, że wraz z najnowszą płytą przenieśliście się na dobre do SoM, rozumiem więc, że współpraca układa się jak najbardziej pomyślnie?
K: Tak, współpraca przebiega naprawdę dobrze. Relapse sprawdzili się w Stanach i chcieliśmy kontynuować współpracę z obiema wytwórniami, ale dla Relapse był to problem po „Species at War”.
X: Jako zespół jesteście – i nie muszę tu tylko polegać na cudzym słowie – prawdziwą koncertową petardą. Czeka Was intensywny koncertowo rok. Macie jakieś metody czy rytuały, które ułatwiają Wam dawanie z siebie wszystkiego każdego wieczoru? W końcu każdemu zdarzają się gorsze dni, a granie co wieczór dwudziestu paru kawałków to nie rurki z kremem…
K: Wychodzimy na scenę zawsze na 100%. Robimy obecnie kilka rzeczy – unikamy prób dźwięku (męczą nas), zwiedzamy miejsca gdzie gramy i kosztujemy życia nocnego oraz staramy się jak najbardziej wyluzować. Zazwyczaj pijemy też drinki z energetykami, aby nakręcić się jeszcze mocniej. Napoje izotoniczne po koncercie i regularne, zdrowe posiłki podczas trasy również pomagają.
X: Ostatnio żywota definitywnie dokonał szwajcarski Mumakil. Zdaje się, że to Wasi znajomi, graliście nawet na jubileuszowym koncercie; a na pewno świetna i nieco niedoceniana kapela. Jakieś epitafium dla pionierów blastcore’a?
K: Świetni ludzie, świetny zespół i mam nadzieję, że wrócą, podobnie jak wszyscy inni, którzy “kończą kariery”. He he he.
X: Z innej beczki – „Fast Music for Slow People” to definitywnie wybitny slogan. Kto to wymyślił? Istnieje jakaś historia z tym związana?
K: W okolicach 2004, wraz z resztą osób, które na to wpadły, myśleliśmy nawet o wzorze na koszulki. Odnosi się to jeszcze do kompletnie najebanych ludzi, którzy nawet nie kojarzą, że byli na koncercie. W Finlandii tak właśnie wyglądało picie w latach 90-tych i wczesnych 2000-tych – to tyle, jeśli chodzi o znaczenie.
X: No i na koniec trochę słodzenia – jesteście już nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych fińskich kapel, ale po prostu jednym z największych grindowych zespołów, regularnie pojawiającym się na listach najlepszych kapel z tego gatunku. Prawdopodobnie znajdzie się parę osób, dla których jesteście taką samą inspiracją, jak Napalm Death było dla Was. Czujecie ciężar sławy? A może scena grindowa, z natury zamknięta w podziemiu, skutecznie weryfikuje takie zapędy?
K: Dziwne uczucie być rozpoznawanym przy barze, lub gdy ludzie robią Tobie zdjęcia, ale chyba po prostu jesteśmy szczęśliwi, że jako zespołowi udało nam się osiągnąć coś więcej, niż bycie pobocznym projektem rozpoczętym w latach 90-tych. Nic nas nie hamuje i dużo dobrego jeszcze przed nami.
W tym punkcie wypada podziękować bdb koledze Maciejowi Nowajczykowi (nie mylić z Vladem Nowajczykiem), którego pomoc była kluczowa dla stworzenia tego wywiadu.