Dla mnie Of Feather and Bone było największą niespodzianką zeszłego roku. Wiedziałem, że to dobra kapela, ale jakoś przechodziłem nad nimi do porządku dziennego. Do czasu aż nie wjechał do mnie ich najnowszy krążek, „Sulfuric Disintegaration”, który pozamiatał mną całkowicie. Stwierdziłem więc, że z kim jak z kim, ale z nimi to bym sobie chętnie pogadał. Kapela ochoczo odpowiedziała na moją propozycję i szybciorem uwinęła się z odpowiedziami. Nie wszystkie są tak szerokie i wyczerpujące jakbym sobie tego życzył, ale trudno. Mam nadzieję, że czegoś się z tego wywiadu dowiecie i że – jeśli jeszcze nie macie na półce – szybko zakupicie ich najnowszy krążek. Poniżej zaś odpowiedzi, których udzielił mi Alvino, basista i wokalista tej morderczej formacji.
Oracle: Hailz! Na początek – powiedz proszę, jakie to uczucie wydać jeden z najlepszych, jeśli po prostu nie najlepszy, album 2020 roku na ekstremalnej scenie metalowej?
Alvino: Wielkie dzięki, że tak uważasz! Cóż, my po prostu jesteśmy szczęśliwi, że ten krążek nareszcie zobaczył światło dzienne i że pozwoliliśmy mu rozprzestrzeniać się po globie.
O.: Nie ma się co dziwić, dla mnie „Sulfuric Disintegaration” jest jednym z najjaśniejszych punktów 2020 roku, a co ważniejsze – wcale się tego nie spodziewałem. Znałem wcześniej Waszą nazwę i wydawnictwa, „Bestial Hymns of Perversion” znałem i podobało mi się, ale niewiele więcej i nagle – zostałem rozjebany! Dużo podobnych opinii zgarnęliście po premierze trzeciej płyty?
A.: Takie było zamierzenie, planowaliśmy zrzucić na Was ten album niczym plagę. Ludzie wiedzieli, że pracujemy nad albumem, ale my nie chcieliśmy go po prostu wydać – planowaliśmy wznieść się na wyższy poziom, tak by już nikt nigdy więcej nie kwestionował naszego zespołu. A recenzje tylko potwierdzają, że osiągnęliśmy nasze zamierzenia – nie moglibyśmy być szczęśliwsi po wydaniu tej płyty.
O.: Ano właśnie, szczególnie że Wasza muzyka mocno ewoluowała, od punk/hardcore’a do morderczego death metalu. Ale nie zmienił się poziom agresji, niezależnie od stylu w jakim się obracaliście lub obracacie. Czy można więc rzec, że pomimo zmiany muzyki gniew pozostał ten sam?
A.: Nienawiść, tak jak energia, nie ginie. Ewoluuje. Koaguluje i zmienia swoją formę, ale w swej najprymitywniejszej i najbardziej pierwotnej postaci zawsze jest żrąca i zjadliwa. Śmierć jest zawsze obecna, depresja, nienawiść i pogarda dla obecnego świata to rzeczy, które zawsze inspirują do tworzenia muzyki.
O.: No właśnie, czy Wasze obecne inspiracje różnią się od tych, które miały wpływ na Waszych wcześniejszych materiałach? I tak naprawdę – co do cholery takiego stało się, że Of Feather and Bone poszedł w stronę tego death metalu i zostawił za sobą te bardziej hardcore’owe rzeczy z trzech pierwszych wydawnictw (czyli demówki, EPki i debiutu)?
A.: Cóż, stare materiały zostały napisane tak dawno temu, ale dla niektórych wciąż wydają się być nadal aktualnymi. My sami pracowaliśmy nad nimi w okresie formowania się zespołu, powstawały one na długo przed tym, jak ujrzały światło dzienne. W tym czasie styl i nasze brzmienie zdążyło już się trochę zmienić. Akurat byliśmy w trakcie prac nad demo z 2016 – „Pious Abnormality”. Wiedzieliśmy, że musimy je wydać, by zaznaczyć zmiany, jakie u nas zaszły. I tak też się stało. Ale ten materiał nawet dziś przypomina nam o naszych korzeniach, o grindzie i black metalu. To zawsze była nasza droga, a ludzie jakoś tak po prostu wrzucili nas do wora z napisem „hardcore” bo nie za bardzo wiedzieli, jak inaczej nas zaszufladkować. Jako zespół zawsze odstawaliśmy od reszty. Wyrzutki, nigdy do końca nie zaakceptowani. Ale wraz z „Sulphuric Disintegration” pokazaliśmy światu, że nie należy nas nie doceniać, bo zniszczymy wszystko, co pojawi się na naszej drodze.
O.: Na nowym krążku słychać od chuja inspiracji – począwszy od wokali w stylu Angelcorpse, przez war metalowe zajawki, aż po oldchoolowy death metal, ale zagrany jeszcze brutalniej…
A.: Tak właśnie, kurwa! Zawsze mieliśmy swoje korzenie w black metalu. Produkcja nowej płyty chyba jeszcze bardziej to uwydatniła. Samo pisanie tych kawałków wymagało od nas skupienia się na obranej przez nas ścieżce, bycia biegłymi w tym co robimy. PW jako pałker osiągnął poziom dla wielu nieosiągalny, DG robi coraz lepsze riffy, coraz lepiej aranżuje nowe numery. Ja w końcu czuję się komfortowo jeśli chodzi o moje wokale – kontroluję je coraz lepiej i coraz lepiej potrafię używać różnych wariacji. Arsenał środków używanych przez Of Feather and Bone jest naprawdę ogromny. Wiele osób chce nas wrzucić do jednej szufladki, a my wraz z „Sulphuric Disintegration” pokazujemy, że to nie jest wcale takie oczywiste.
O.: A czy za lirykami z nowej płyty stoi jakaś jedna, główna idea, w której mógłby zamknąć się jeden, ogólny koncept? Zapoznałem się z nimi i przyznam się, że nie wiem do końca, nie potrafię takowego wyłapać. Muzyka się zmieniła w porównaniu do wcześniejszych materiałów, a tematyka tekstów?
A.: Teksty naszego zespołu zawsze były umocowane w tematyce antychrześcijańskiej, śmierci, upadku i ogólnej depresji. Użyłem atmosfery muzyki, jaką napisał DG i postarałem się przełożyć ją na słowa. W tym przypadku koncept tekstów dotyczy mojego spojrzenia na kwestię samobójstwa. Rozpatrywanego pod kątem cielesnym ale i duchowym. Samobójstwo to bardzo delikatny temat dla wielu osób, bo społeczeństwo nie umie zaakceptować tak oczywistej rzeczy, jaką jest śmierć. Wszystkie inne organizmy akceptują swoje przeznaczenie i swój niezmienny los. Tylko gatunek ludzki dąży do oszukania tego naturalnego porządku. Dodaj do tego plagę chrześcijaństwa i masz to o czym mówię: kreaturę, która nie potrafi dostrzec tego, co nieuniknione.
I tak nas uczą – w śmierci dostrzegać tylko ból, zgryzotę, żal i cierpienie. A teraz wyobraź sobie, że istnieją ludzie, którzy wierzą, że nie do końca pasują do zastanej rzeczywistości i postanawiają to zakończyć. Ludzie, których oni pozostawili, żyją w okropnym przeświadczeniu, sterroryzowani myślą o tym, kiedy i jak zostaną okryci zimnym całunem. Oczywiście za taki stan poczucia winy i lęku obarczam religie, które wymuszają na nas takie myślenie. One wymuszają na nas myślenie, czym jest śmierć. Końcem. Sądem ostatecznym. A przecież ile kultur uważało, że śmierć to tylko kolejny krok – co z tego, skoro zostały wytępione? Albo zasymilowane z chrześcijaństwem, nazwane poganami czy demonami. Wszyscy jesteśmy ofiarami oszustw i kłamstw chrześcijaństwa. Jak tylko uda nam wspiąć się na wyższy poziom rozumienia śmierci, wówczas staniemy się wolni.
O.: I dzięki za wyjaśnienie. A czy uważasz, że jesteśmy świadkami death metalowego renesansu? Na scenie pojawia się coraz więcej nowych zespołów, które wynoszą ten gatunek na jakiś wyższy level, podczas gdy stara gwardia w większości jest już tylko cieniem samej siebie z przeszłości?
A.: Oczywiście! To wspaniałe widzieć, jak wiele zespołów obecnie rośnie w siłę i udowadnia na co je stać. Oczywiście bez tych starych zespołów nie było by tych nowych, to one wybudowały świątynie w których obecnie czcimy muzykę. Obecnie zauważyć można wysyp kapel i trend na death metal, co tak naprawdę grozi zalewem zespołów przeciętnych, a ilość nie pociągnie za sobą jakości. Z drugiej strony taka sytuacja powoduje, że się wyróżniamy i jesteśmy słyszalni lepiej od innych. A na to już nie będę narzekał.
O.: I na fakt, że Wasz najnowszy album ukazał się dzięki Profound Lore Records też pewnie nie narzekasz? Osobiście bardzo lubię ten label, bo zawsze wydają fajne rzeczy. Myślisz, że współpraca z nimi to jest jakiś rodzaj nobilitacji dla Of Feather and Bone?
A.: o tak, totalnie. Gdy zgodzili się współpracować z nami, to było dla nas jak osiągnięcie pewnego etapu. Współdziałanie z nimi nie może być określone inaczej, jak słowem „wspaniałe” i jestem im bardzo wdzięczny za danie nam możliwości, by przedstawić swoją muzykę tak szerokiemu spektrum undergroundu i pokazać nasze podejście do death metalu.
O.: W którymś z wywiadów powiedziałeś, że celujesz w obrażaniu katolicyzmu z uwagi na swój background z przeszłości – to totalnie tak samo jak w moim przypadku. Zawsze zastanawiałem się, jak ludzie będący członkami mojej rodziny potrafią wierzyć w takie pierdoły jak dziecko z dziewicy czy chodzenie po wodzie, nie sądzisz?
A.: Kurwa, tak! Dorastałem w rodzinie, która poiła mnie tym gównem, w które sami wierzyli. Mówiono mi, że mam nie zadawać pytań i akceptować wszystko jako fakty. Dopiero gdy zmarła moja matka doszedłem do wniosku, że ten cały bajzel to oszustwo. Ta wiara pozwala słabym trwać przy czymś, trzymać się czegoś, a wszystko przez ich strach przed śmiercią. Strachem przed ich własną moralnością. Moim obowiązkiem jest więc kpić i poniżać tę ich moralność, bezczynność, tradycję, rytuały i hipokryzję.
O.: Dokładnie tak! Dobra, zmiana tematu – w czasach, gdy skłanialiście się jeszcze bardziej w stronę hard core’a wzięliście udział w składance „Cold Moon: Benefit Compilation for the Wolf Sanctuary of PA”. Czy dziś też wyrazilibyście zgodę na partycypację w takiej składance?
A.: To zależy. Tę kompilację akurat wypuszczał nasz stary, dobry znajomy. Bycie mizantropem idzie ramię w ramie z tym, że ktoś chce zobaczyć jak natura zostawiana jest sama sobie, z tym, że ktoś lubi na przykład przejść się krętą ścieżką, otoczony przez roślinność, która istniała na długo zanim pojawiła się ludzka zaraza. Natura jest częścią tego, czym jesteśmy, ale niestety, obecnie to my nad nią górujemy i traktujemy jakby dało się ją zastąpić czymś innym. Gdy tylko planeta i zwierzęta odejdą, ludzie poznają prawdziwe znaczenie cierpienia.
O.: Czyli rozumiem, że wspieracie ruchy pro-ekologiczne, walczące o prawa zwierząt i tak dalej? Jaki jest więc Wasz pogląd na przykład na kwestię wegaństwa czy organizacji w rodzaju PETA?
A.: Tak, wszyscy jesteśmy weganami już od dłuższego czasu. Byliśmy nimi jeszcze zanim stało się to modne i zaczęło się jakoś tak dziwnie nakręcać. Ni robimy tego, by wspierać nowe trendy w żywieniu. Nie przenosimy tego też do naszej muzyki. Ale nasza nienawiść wobec gatunku ludzkiego oznacza, że odwracamy naturalną symbiozę, której jesteśmy częścią. A jeśli chodzi o PETA – jebać PETA zawsze i wszędzie.
O.: A trzeba było jeszcze powiedzieć dlaczego. No dobra… w zeszłym roku graliście wraz z Tomb Mold i Ritual Necromancy dwa koncerty w Polsce. Niestety, nie mogłem się stawić. Jakoś szczególnie zapadły Wam one w pamięć?
A.: Polska była zajebista. Wiesz, jesteśmy z Denver i gramy death metal, więc tak naprawdę to nigdy nie pomyślelibyśmy, że kiedyś u Was zagramy. To było strasznie surrealistyczne przeżycie być u Was i grać dla Was. Uwielbiam to i mam nadzieję, że wkrótce znów będzie okazja do przyjazdu do Polski – liczę, że jednak tym razem będziemy mieć więcej czasu na zwiedzanie.
O.: No ale żebyście przyjechali to musi się jeszcze trochę pozmieniać. A jak na Wasze życia wpłynęła sytuacja z COVID 19? Zarówno na Was osobiście jak i na zespół? Przywykliście już czy cały czas jest to dla Was coś nowego?
A.: Jest jak jest, musimy pozostać kreatywni i nie pozwolić, by sytuacja nas przerosła. Obecnie życie jest zdecydowanie nudniejsze niż przedtem, ale jak tylko nadarzy się okazja to wypierdalamy znów na trasę. Cały czas ćwiczymy, piszemy nowe materiały i mamy próby, ogrywamy już nowy materiał, który mam nadzieję ukaże się w nadchodzących miesiącach.
O.: I to jest dobra nowina. Jeszcze jedna rzecz, o jaką chciałem zapytać – Of Feather and Bone od początku gra w niezmienionym składzie, a to już ponad dekada. Jaki jest Wasz sekret?
A.: Jest nas tylko trzech i zawsze było nas tylko trzech – i zawsze będzie. Przede wszystkim jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi – wspólnie przeszliśmy przez masę dziwnych incydentów, wydarzeń i przeżyć. W tym cały sekret. Mieliśmy swoje przejścia oczywiście, jak każdy zespół, ale myślę, że nasze osobowości po prostu świetnie się ze sobą dogadują, więc w dalszym ciągu jesteśmy twórczy i pozostajemy najlepszymi przyjaciółmi.
O.: Bardzo zdrowe podejście. To na koniec jeszcze dla rozluźnienia powiedz proszę, jaki film ujął się ostatnio no i czego słuchałeś odpowiadając na moje pytania?
A.: Jeśli chodzi o jakiś w miarę nowy film, który oglądałem ostatnie i naprawdę mi się spodobał to chyba byłoby „Colours Out of Space” – świetna historia bazująca na jednym z krótkich opowiadań Lovercrafta. Bardzo instynktownie zrobiony obraz. Sprawił, że miałem ochotę nawpieprzać się grzybów i zagubić się na moment. A odpowiadałem na Twoje pytania z „Death” od Teitanblood na winylu!
O.: Dobra, a więc na dziś to tyle – dzięki za wywiad i do zobaczenia w Polsce w lepszych czasach!
A.: Dzięki za to, że chciało Ci się w ogóle z nami pogadać! Tak szybko jak tylko to możliwe powrócimy szerzyć zło i zepsucie!