Wydawca: Black Death Prd / Heerwegen Tod
Przeleżała ta kaseta jakiś czas u mnie, ale i ją w końcu dopadła moja wredna ocena dotycząca zawartości tak muzycznej, jak i okładkowej. Mądrzejszego wstępu nie wymyśle, więc przejdźmy do meritum.
Kaseta z którą mamy do czynienia to kompilacja dwóch dotychczas wydanych przez amerykański Midwynter materiałów. I powiem szczerze to najlepszy do tej pory wybór Black Death Production w kwestii muzyki, którą wydaje. Chociaż aby być sprawiedliwym dodam, że Midwynter po stronie swoich sukcesów może dopisać też Heerwegen Tod. Tylko, czy aby jest się z czego cieszyć? To nie jest muzyka, która ochoczo podchwycą wymuskani metalowcy, a więc skierowany jest on raczej dla tej nielicznej grupy dinozaurów, którzy pamiętają jeszcze boom black metalowych projektów, które garściami czerpały z mitologii pogańskich (w tym wypadku nordyckiej), włączając do swojej wizji black metalu folkowe zagrywki, nieco ambientu, który miał podkreślać wolność tej muzyki emanującej z otoczenia – obowiązkowo: lasów i gór, tudzież fiordów. Tak więc z tej nielicznej grupy dinozaurów trzeba jeszcze wydzielić tę grupę, którą zawsze takie granie kręciło i z pogardą patrzyli na tych, co to się śmiali i pytali, „Czy Wy poganie nosicie zbroje płytowe i jak w nich sikacie?” Ignoranci.
Słowem, materiał na tej kasecie jest dla wybranych. Takich, którzy przymkną oko na ubogą w pewnych momentach koncepcję muzyki, a i nieco niezdarne dźwięki charakterystyczne dla garażowych nagrań. Tych, który nie razi pewna wtórność muzyki prezentowanej przez Amerykanów. I ja taką osobą jestem i mnie się to podoba. No i to tylko 8 zeta i wizyta w piwnicy rodziców w poszukiwaniu Marantza, albo innej Elty.
Bardzo mnie ciekawi co Black Death Pr. będzie wydawać dalej. Jak na razie twardo idzie w zaparte i puszcza rzeczy, które poza garstkę zapaleńców raczej nie wyjdą. Jakoś jednak nie wydaje mi się, żeby mu specjalnie na sukcesie zależało.
Ocena: 8/10
Tracklist: