Wydawca: MOANS MUSIC
Powiem może tak – takie granie, jakie prezentuje Manimal Dissonance to trzeba lubić, ale też w takie granie trzeba umieć. Ja może nie przepadam jakoś nad wyraz, ale jeśli zespół robi coś dobrze to mogę słuchać bez problemu.
Co to za granie – zapytacie zniecierpliwieni. A trudne do sklasyfikowania, powiem w te słowa. Pamiętacie może takie twory jak Nyia? Ketha? Coś Wam świta? A jak dorzucę do tego Primus albo Kobong ale w cięższej wersji? Czasem Buzzov-en. Innymi słowy – granie mocno pogięte i wykręcone, ale z niezłym drivem, pulsującym basem i gitarami wrzynającymi się w korę mózgową jak zardzewiała piła do drewna.
Brzmi niestrawnie? Niekoniecznie. Jak już powiedziałem – to granie trzeba lubić i w to granie trzeba umić. Manimal Dissonance na „Catastography” eksploruje dziwne, niekoniecznie metalowe-do-rdzenia rejony, ale robią to bardzo sprawnie. Może jeszcze nie odkrywczo czy wirtuozersko, ale na pewno frapująco. Szczególnie, że ta EPka jest tworem instrumentalnym – przez co czuć, że zespół szuka, improwizuje, próbuje i szpera. Jeszcze na chybił – trafił, częściej jednak trafił. Hipnotycznie, rytualnie, plemiennie – zwijcie to jak chcecie. Czuć, że Manimal Dissonance to muziarze, którzy absolutnie nie zamykają się na żadną formę.
Fajnie się tego słucha, choć do napisania recenzji to zbierałem się przez długi długi czas. Ale ten czas był bardzo fajnie spędzonym, a dwadzieścia minut niejednokrotnie zapętliło się i rozrosło do swojej kilkukrotności. A to przecież o czymś świadczy, prawda?
Ocena: 7,5/10