Skip to main content

Oracle: Siema! To może na początek powiedzcie, jakie to uczucie spłodzić takiego potwora jak „Żółć. Niszczenie. Zgliszcze”?

Kuba: Świetne, zdrowe, waga 20kg. Jesteśmy usatysfakcjonowani z finalnego rezultatu. Udało nam się uchwycić nasze wyobrażenia , chcemy się nią dzielić z resztą świata.

Andrzej: Duma i satysfakcja, że rezultat jest tak zbliżony do zamierzeń.

O.: No cóż, sorry że pierwsze pytanie było z gatunku „z dupy”, ale słuchając Waszej drugiej płyty odczuwam niemal fizyczny dyskomfort – czy takie było założenie gdy tworzyliście ten materiał? Bardzo dawno nie było mi dane słyszeć tak intensywnego krążka…

Kamil: Cóż… jeden będzie czuł dyskomfort, drugi będzie czuł ulgę. Wszystko zależy od indywidualnej jednostki, na to nie mamy wpływu raczej.

Kuba: Tak jak wspomniał Kamil, odczucia potencjalnego odbiorcy to kwestie osobiste i na etapie tworzenia, koncentrowaliśmy się wyłącznie na tym jak ta muzyka wpływa na nas. Gdy rozpoczynaliśmy pracę nad materiałem nie mieliśmy konkretnych założeń, ale w pewnym momencie zorientowaliśmy się, w jaką stronę zmierzamy i w naturalny sposób obraliśmy tą drogę. Fakt, że drugi album będzie przenosił większy ładunek emocjonalny, więcej agresji i będzie cięższy w odbiorze dodatkowo nas napędzał.

Andrzej: Płyta rzeczywiście może wydawać się gęsta, przytłaczająca i niosąca ogrom raczej ciemnych emocji ale ich wachlarz wydaje mi się znacznie większy, jest podjęta walka, jest też ukojenie, ale jak już wcześniej zostało to wspomniane to bardzo indywidualny temat. Co do zamierzeń, przy ciężarze stworzonego materiału Kamil nadaje pewien dodatkowy aspekt emocjonalny do płyty ale nie jest to koncept album, nie było scenariusza do zrealizowania. Oddaliśmy się temu, a z czasem droga prowadziła nas sama.

O.: Jak długo powstawał ten album? Przerwa między nim a debiutem jest dość spora, choć raczej nie opierdalaliście się o ile kojarzę przez cały ten czas…

Kuba: Prace nad płytą trwały mniej więcej pięć lat. Nie musieliśmy się spieszyć, co działało na naszą korzyść. Chcieliśmy mieć pewność, że na daną chwilę mamy wszystko dopięte. Oczywiście ta ocena może ulec zmianie z biegiem czasu.

Andrzej: W Krzcie proces tworzenia wymaga akceptu z wszystkich trzech stron, wydawałoby się, że w trzyosobowym składzie łatwo o demokrację ale prawda jest taka, że bardzo długo razem redagujemy to co robimy, bywa, że kosztem chwilowego pogorszenia relacji między nami. Są oczywiście motywy, które poruszą od razu całą naszą trójkę, reszta materiału wymaga odpowiedniej pracy, pracy która pozwoli w równym stopniu uznać całość za dziecko każdego z nas.

O.: Generalnie – skąd u Was wziął się pomysł na twór o nazwie Krzta?

Kamil: Krzta to wytwór mojej frustracji. Ujście negatywnych emocji. Chęć stworzenia tworu muzycznego którego bardzo potrzebowałem, kiedy zaczynałem mieszkać w Olsztynie. Można powiedzieć, że to był pierwszy krok. Kiedy dołączyli Andrzej i Kuba ten potwór zaczął po czasie żyć własnym życiem. Nie był już tylko mój. Właściwie bez któregoś z nas nie ma Krzty.

Andrzej: Odmówiłem kiedyś Kamilowi grania z nim w kapeli – byłem w zupełnie innym składzie, po tym, jak postanowiłem dołączyć, graliśmy materiał głównie stworzony przez niego, ale po dołączeniu Kuby wszystko wskoczyło na odpowiednie tory, dla mnie momentem przełomowym był pierwszy koncert. Wtedy miałem pewność, że między nami jest chemia, że wspólnie odczuwamy a nie tylko odgrywamy to co stworzymy, to był moment w którym sam pomysł istnienia krzty stał się dla mnie bardzo ważny.

O.: Gdy mowa o tym, co ludzie słyszą w Waszej muzyce padają dość rozbieżne nazwy – Meshuggah, Nails czy polski Kobong. Szczególnie ci ostatni jakoś przeżywają renesans – w sensie, nagle, po dwóch dekadach ludzie przypomnieli sobie o geniuszu tego zespołu, nie uważasz?

Kamil: Może wpływ miała reedycja ich drugiego albumu? Może po prostu ludzie tęsknią za tym bandem? Ja tego kobonga u nas nie słyszę tyle co polscy słuchacze. Za granicą porównują nas do zupełnie innych rzeczy. Nie jesteśmy zapatrzeni w ten zespół i się nim nie inspirujemy.

O.: Uważasz, że nagraliście odważną płytę? Bo zazwyczaj tak mówi się o albumach, które trudno przyporządkować jednoznacznie do konkretnego nurtu…

Kuba: My byśmy raczej tego określenia nie użyli. Nie porównujemy materiału z osiągnięciami innych zespołów, jedynie się nimi inspirujemy, więc nie mamy stworzonej abstrakcyjnej skali, która określa w którym momencie płyta staje się odważna. Dla nas liczy się, aby to co robimy było dla nas świeże, wywoływało emocje, wręcz czasem zaskakiwało.

Andrzej: Jeśli odwaga może być kojarzona z pójściem zupełnie własną drogą to choć nieskromnie to pisać – zgodzę się, że płyta jest odważna. Myślę, nawet, że ogromną odwagą należy wykazać się pisząc tak mocne, wręcz intymne teksty jak Kamil. Samo przypisywanie albumów do konkretnych nurtów wydaje mi się ciut zbędne. Z jednej strony istnieje chęć nazwania czyjejś muzyki i wrzucenia do odpowiedniej szuflady z drugiej strony czuję potrzebę szukania raczej wspólnych mianowników niż odseparowanych nurtów.

O.: Czy czujecie, że wraz z wydaniem „Żółć. Niszczenie. Zgliszcze” rozwijacie się jako zespół, ale może też jako osobne jednostki? Pod każdym kątem, od techniki, przez emocje, po rzeczy trywialne jak promocja i docieranie do słuchaczy?

Kuba: Zdecydowanie. Myślę, że każdy z wymienionych przez Ciebie aspektów został mniej lub bardziej wzbogacony zarówno w kontekście zespołu jak i w kwestiach indywidualnych. Szukanie nowych dla nas rozwiązań w muzyce zawsze było dla nas ważne, co z góry kieruje nas w stronę rozwoju. Rozpoczęliśmy współpracę z Piranha Music, co znacznie pomaga nam w kwestiach promocyjnych.

O.: Myślicie, że słuchacze odbierają Waszą muzykę, tak jak chcielibyście, aby ją odbierali? Czy raczej nie zależy Wam na konkretnym odczuciu wywołanym u słuchacza poprzez twórczość Krzty?

Kamil: Każdy niech odbiera ten hałas na swój sposób.

Kuba: Wolność interpretacji muzyki to jej ogromna zaleta. Możemy tylko przypuszczalne odczucia odbiorcy opierać o swoją subiektywną opinię, ale to nic nie zmienia. Zrób z tym co chcesz, wystarcza nam fakt, że ktoś po tą muzykę sięga.

Andrzej: Chłopaki chyba wyczerpali temat – nie zależy nam na jakiejś konkretnej emocji, konkretnym odczuciu. Co zupełnie nie oznacza, że nam nie zależy. Wywołanie reakcji u słuchacza jest dla mnie ogromem satysfakcji. To nie jest celem ale daje poczucie, że ktoś z Tobą odczuwa tę płytę czy koncert.

O.: Z najnowszej płyty negatywne nastawienie wylewa się niemal falami. Ja nie słyszę tutaj żadnych wesołych dźwięków, tekstowo również nie jest różowo. Na ile jest to odzwierciedlenie Waszego stanu ducha, a na ile po prostu konieczność, bo przecież wesołe teksty do takiej muzyki nie wchodzą w grę…

Kamil: Teksty to przede wszystkim mój stan ducha. Albo raczej stany emocjonalne, które starałem się opisać. To nieprzepracowane traumy, próba zawarcia w słowach lęku przed śmiercią, pustką. Czuję silną potrzebę pisania o takich rzeczach więc można powiedzieć, że pod tym kątem jest to konieczność.

Andrzej: Choć staram się być raczej pogodnym człowiekiem, nie są mi obce stany które rezonują na płycie. Muzyka świetnie je oddaje, a koncerty bywają dla nas wręcz oczyszczające.

O.: Czy myślicie, że w 2022 roku możliwe jest jeszcze coś nowego w muzyce, a już szczególnie w szeroooko pojętej muzyce metalowej? Potraficie wskazać jakąś cezurę, kiedy ostatnio usłyszeliście coś rzeczywiście innowacyjnego na scenie?

Kuba: Oczywiście, jest jeszcze masa świeżych rzeczy do zagrania. Nie wiem co miałoby mnie stawiać na takiej pozycji, by temu zaprzeczyć. Człowiek to zdolna istota.

Andrzej: Zdecydowanie tak, nie ma sensu wymieniać konkretnych kapel czy gatunków, ważne są korzenie ale istnieją również owoce. Teraz jest wręcz przesyt i to jest straszne, że ilość i tak łatwa dostępność do muzyki nas otępia, być może pośród tego morza piasku w serwisach streamingowych leżą diamenty do których nawet się nie dokopiemy. Nie odsiejemy tego, przeoczymy.

O.: Jak oceniasz polską scenę spod znaku doom/sludge? Przyznam, że może nie orientuję się na niej najlepiej, ale jak dotąd to właśnie Krzta jest chyba najlepszym z reprezentantów tejże. Możecie coś jeszcze polecić?

Kamil: Ja właściwie nie śledzę sceny doom/sludge. Staram się wyłapywać czasem, bardziej mathcore’owe bandy.

Kuba: Również nie do końca się w tym temacie orientuję. Podstawowe założenie przy poznawaniu nowych zespołów, to czy twórczość na mnie działa czy nie. Myślę, że gdzieś w tych okolicach gatunkowych warto wspomnieć Devour Universe, mieliśmy przyjemność z Panami kilkukrotnie dzielić scenę i zawszę czerpałem satysfakcję z ich koncertów. Dodatkowa trudność z jednoznacznym przypisaniem ich do wspomnianych przez Ciebie ram gatunkowych, działa mi zdecydowanie na plus.

O.: Waszym wydawcą jest Piranha Music. Skąd ten wybór? W zasadzie jesteście chyba najcięższym bandem w labelu u Patryka, nie baliście się że nie koniecznie będziecie pasować do jego profilu? Z drugiej strony ta wytwórnia jakoś bardzo nie ogranicza się jeśli chodzi o dobór kapel…

Kuba: Patryk jeszcze przez rozpoczęciem współpracy miał przyznane miano przyjaciela zespołu. Cenimy sobie współpracę z zaufanymi osobami, którym szczerze zależy na powodzeniu sprawy. Rozbieżność gatunkową między wydawnictwami Piranha Music odbieramy jako podejście do tematu z otwartą głową, nie ma się czego bać.

O.: Pandemia nie odpuszcza, ale mimo to udało się Wam coś pokoncertować. Jak się odnajdujecie jako zespół w tych pojebanych czasach, gdy nie wiadomo czy jest sens bookować sobie koncerty za miesiąc czy dwa, bo a nuż pozamykają kluby?

Andrzej: Osobiście uważam, że lepiej jest spróbować i nie zrealizować zadania niż na samym starcie nie dać sobie szansy.

Kuba: Jest to frustrujące, Piranha wkłada wiele pracy w organizację i zapewnienie nam jak najlepszych warunków, a niestety nic nie jest do końca pewne, wszystko pływa. Koncerty są dla nas bardzo ważne, w przypadku tego wydawnictwa, są wręcz wisienką na torcie. Część koncertów się odbywa, część jest na bieżąco przekładana, ale wierzę, że prędzej czy później zaliczymy wszystkie miejsca zaplanowanej trasy.

O.: 2021 za nami, więc może jakieś małe podsumowanko z tej okazji? Czego muzycy Krzta słuchali najczęściej, czym się rozczarowali, co Was zniesmaczyło a co pozytywnie zaskoczyło w zeszłym roku?

Kamil: Najczęściej słuchałem Neurosis. Zniesmaczeń jakichś wielkich nie odczułem, pewnie dlatego że przestałem zbyt gorliwie śledzić social media. Pozytywnym zaskoczeniem jest na pewno zainteresowanie naszą płytą.

Kuba: Zdechły Osa.

Andrzej: Loscil – Clara

O.: Dobra, to chyba tyle na tem moment, jeszcze tradycyjnie poproszę o sprawozdanie, jakich to płyt słuchaliście odpowiadając na ten wywiad i puszczam Was wolno!

Andrzej: Bonobo – Fragments

Kuba: Beastmilk – Climax, Devour Universe – wszelakie live sessions!

Oracle
17338 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

Skomentuj