Kampfar to jest jedna z tych kapel, do których mocno się przywiązałem przez ostatnie kilka lat. Do pierwszych lat twórczości tego zespołu nie wracam zbyt często, tak wydawnictwa z ostatniej dekady dość często łechtają moje uszy bardzo dobrym black metalem.
Na nową płytę nie czekałem jakoś szczególnie, ale gdy tylko zobaczyłem, że istnieje możliwość odsłuchu „Til Klovers Takt” zabrałem się do niej bez sekundy zwłoki. Od samego początku byłem kupiony. Niesamowicie dojrzała i przemyślana płyta. Od pierwszego numeru słychać, że nie tylko black metalem stoi teraz Kampfar. W muzyce zawartej na „Til Klovers Takt” mnóstwo jest inspiracji rodzimym folklorem Norwegów. Szczególnie słychać to w wokalach. Mamy tu nie tylko black metalową manierę, ze sporą dozą indywidualności i własnego charakteru, ale szczególnie interesujące jest to, co się dzieje w tle czy w tak zwanym między czasie. Te klimaty będą zapewne dobrze znane fanom Wardruny. Ale to nie wszytko, bo w kwestii muzycznej też nie zaznamy ani momentu nudy. Black metal tu jest i jest on na naprawdę wysokim poziomie. Dodatkowo często muzycy zapędzają nas w rejony inspirowane folklorem Skandynawii i co ciekawe, słucha się tego znakomicie. Trochę jak opowieści przy ognisku, nie przymierzając. Czerstwe porównanie, ale chyba wiadomo, o co chodzi. Jest tu klimat. Klimat dzikiej przyrody. Tak przynajmniej ja to czuję. Już kilka ładnych tygodni spędzam sobie z tą płytą, oczywiście nie na okrągło, ale wracam regularnie i nie nudzi mi się za cholerę. Zawsze znajdę w niej coś nowego i może też i z tej przyczyny kolejne odsłuchy są tak fascynujące.
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji przetestować, to ja polecam z całego serca. Żeby inne norweskie tuzy black metalu z tamtych lat potrafiły nagrać coś taki świeżego i zaskakującego… Coż… Na szczęście jest Kampfar!
Ocena: 9,5/10