Angielski Evile narobił trochę zamieszania na thrashowej scenie, więc jest to całkiem dobra okazja do pogawędki z gitarzystą zespołu z Huddersfield – Ol Drake’iem. Okazja była tym lepsza, że chłopaki będą jedną z kapel, które uświetnią tegoroczną Metalmanię, więc warto zapoznać się z tym co miał do powiedzenia Ol. Uwaga: w tym wywiadzie słowo „thrash” odmienione jest przez wszystkie możliwe przypadki, hehe.
Oracle: Witam! Przede wszystkim, gratuluję debiutu! Gdybym nie wiedział, że to Wasza pierwsza płyta, a Wy jesteście całkiem młodym zespołem, pomyślałbym, że to jakiś stary band wydał nowy krążek. To była Wasza intencja?
Ol Drake: Naszą intencją było po prostu pisanie i granie takiego thrashu, jakiego sami uwielbiamy słuchać. Wszyscy jaramy się takimi kapelami jak Testament, Metallica, Sepultura. Jak tylko usłyszymy jakiś świetny thrash, próbujemy go inkorporować do naszego sposobu tworzenia. Nie nastawiamy się na to, by zabrzmieć staro, chcemy jedynie by produkcja nie była zbyt nowoczesna. Po prostu.
O: Nie jesteście zbyt dobrze znani w Polsce, mógłbyś krótko streścić historię Waszej kapeli?
O.D.: Matt i Ben znają się od małego. Zaczęli sobie wspólnie jammować po lekcjach, grali stare thrashowe kawałki, ot tak, dla śmiechu. Nie chcieli wtedy jeszcze zakładać kapeli, czy coś podobnego. Ja zaczynałem już wtedy coś brzdękać na gitarze (cały czas podkradałem ją bratu) i czasami do nich dołączałem. Gdy byłem już wystarczająco dobry, by grać z innymi, kilkakrotnie do nich dołączałem i polubiliśmy to nasze wspólne jammowanie. W końcu stwierdziliśmy, że chcemy zostać kapelą. Poprzez lokalny sklep gitarowy zaczęliśmy szukać basisty, w końcu trafiliśmy na Mike’a. I tak, po ośmiu latach koncertowania i ciężkiej pracy, jesteśmy!
O: Przy okazji, czy nazwa Waszej kapeli ma jakieś konkretne znaczenie? Czy może jest to tylko szyld, bez żadnego głębszego przesłania?
O.D.: Nie, nie ma ona jakiegoś konkretnego znaczenia, to taki mix słów „Evil” i „Vile”. Początkowo chcieliśmy nazwać zespół Exile, ale na świecie jest pewnie z pięćset Exile’ów, więc zdecydowaliśmy się zamienić „x” na „v”, haha!
O: A skąd Wasza fascynacja thrashem z Bay Area? Nie wyglądacie na staruszków, a Wasze szczenięce lata przypadają pewnie na okres, kiedy ikony gatunku najlepsze krążki miały już za sobą. No chyba że się mylę?
O.D.: Mike siedział w thrashu i w metalu w ogóle od szczeniaka, a wygląda jakby miał z osiemdziesiątkę, hehe. No a thrash podłapaliśmy od siebie nawzajem. Ben już jako małolat w tym siedział, Matt zaraził się tym od niego, a ja z kolei od Matta. Moją pierwszą fascynacją nie było bynajmniej Bay Area. To była Brazylia, a konkretnie płyta pod tytułem „Beneath The Romains” Sepultury. Do dziś uważam Sepulturę („Schizophrenię”, „Arise”, może „Chaos A.D.”) za świetny przykład thrashowego bandu.
O: „Enter The Grave” przypomina mi debiuty starych załóg, jak na przykład „Kill’em All”, „The Legacy” czy „Killing Is My Business… And The Business Is Good”. To jakaś prawidłowość? Jeśli tak, to nie mogę się doczekać trzeciego albumu, hehe…
O.D.: Gramy to, co uwielbiamy grać. Od razu widać, że kochamy stare thrashowe klasyki, nie przyłapiesz nas na wypieraniu się własnych inspiracji, więc w czym rzecz? Jeśli brzmimy w stylu starych kapel, to dobrze, jeśli nie – nieważne. Tak jednak chcemy brzmieć. Spotykamy wielu czterdziestolatków, czy nawet starszych, którzy podchodzą i mówią: „To najlepszy thrash od czasu starego Slayera”, albo „To jak powrót do przeszłości”. I dla mnie jest bardzo ważne słyszeć, że wpłynęliśmy na kogoś w ten sposób.
O: „Enter The Grave” nagraliście z Flemmingiem Rasmussenem – legendą thrashowych produkcji. Pracując z osobą odpowiedzialną za brzmienie takich pomników jak „Ride The Lightning” czy „Master Of Puppets” czuliście jakąś presję? Może tremę? Bo dumę na pewno…
O.D.: Na początku był stresor, pewnie większy niż u innych, ale po chwili minął. Flemming to taki fajny i przyjacielski gość, że zapominasz z kim pracował w przeszłości. Jedyny raz, kiedy poczułem się stremowany był wtedy, gdy byliśmy u niego w domu i Fleming rzekł: „Cliff zawsze siedział tu, gdzie Ty teraz”. A ja pomyślałem „……o żesz!”. A nagrywanie miażdżyło, to był naprawdę świetny czas. No i na pewno dobra szkoła dla nas. Nie mogę się już doczekać drugiego razu!
O: Oprócz znanego producenta, macie też kontrakt z wytwórnią – nie pierwszą lepszą, ale z Earache Records. Satysfakcjonuje Was ta kooperacja? Na ile albumów opiewa umowa?
O.D.: O Earache można było usłyszeć sporo złego, ale dla nas są oni świetnym labelem, jak i świetnymi ludźmi. Wspomagają nas, właściwie to czujemy się z nimi jak ze znajomymi, to nie są tylko biznesmeni, ale uwielbiają też swoje kapele thrashowe i metalowe. Dodatkowo, to zaszczyt być w wytwórni, która ma pod sobą takie kapele jak Deicide, Carcass, Severe Torture czy Municypial Waste.
O: Ok., pomówmy o kawałkach z nowej płyty. Macie utwór zatytułowany „Thrasher”. Czy to jakiś autobiograficzny kawałek, czy może opis zachowania, jakie znacie z autopsji?
O.D.: Chcieliśmy nagrać kawałek dla wszystkich thrasherów, którzy zawsze są gotowi wskoczyć w młyn i dać się ponieść. Kawałek, który streści zachowanie thrashersów na thrashowych gigach. Myślę, że to działa, bo widzimy mocno odbijających się ludzi, gdy go gramy. Pamiętam jednego kolesia w Glasgow, którego wzięto do szpitala, po tym jak pchnęli go w ścianę czy coś.
O: Mam rację, jeśli powiem, że trzeci utwór nawiązuje do Sylwka Stallone i jego słynnej kreacji Johna Rambo? Lubicie w ogóle ten film? Myślę, że pierwsza część była świetna, ale dwójka i trójka do dupy…
O.D.: Tak, to kawałek o „Pierwszej Krwi”. To niesamowity film, głównie ja i Matt go uwielbiamy, nie jestem pewien co do Mike’a i Bena. Pewnie śmieją się z nas po kryjomu, hehe. Dwójka i trójka też były dobre, może nie tak jak pierwsza część, ale jak możesz się nie radować, gdy John Rambo biega i wypierdala wszystko w powietrze, zabijając wszystkich dookoła. To nigdy nie jest złe! [kolego, to Ty nie oglądałeś „Czterech Pancernych i Psa”, hehe – przyp. Oracle].
O: Tematy filmowe eksplorujecie też chyba w innym kawałku – „Killer From The Deep”, prawda? Kojarzy mi się to ze „Szczękami”, chyba, że tylko mi? Przypuszczam, że jesteście maniakami kina?
O.D.: Jesteśmy kinomaniakami, ale „Killer From The Deep” nigdy nie miał nic wspólnego ze „Szczękami”. To był pierwszy utwór, jaki nagraliśmy jako Evile i nie myśleliśmy o niczym innym, jak tylko napisać thrashową piosenkę. To było jakieś 3 – 4 lata temu, już nawet nie pamiętam. No ale ja nie pamiętam nawet, co robiłem przed tym wywiadem.
O: A jakie jest Wasze zdanie o pozycji thrash metalu w Zjednoczonym Królestwie? Earache mówi coś o odrodzeniu gatunku i tak dalej…?
O.D.: Thrash w Anglii dobrze się trzyma, jest tu trochę genialnych kapel, grających w jakiś gównianych dziurach, ale które równocześnie mogłyby rozpieprzyć cały mainstream. Na przykład taki Mutant z Londynu – nasi znajomi i świetny band.
O: W notce promocyjnej Wasz label pisze też, jakoby Evile stało na czele thrashowego ruchu. Wiesz, z całym szacunkiem, ale nie myślisz, że jest jeszcze za wcześnie na takie stwierdzenia?
O.D.: To wyszło od wytwórni, my nigdy o sobie tak nie mówiliśmy. Myślę, że mogli mieć na myśli konfrontację aktualnych, nowych thrashowych zespołów, z nami, będącymi w znanej wytwórni, robiącej dla nas dużo, promującej naszą muzykę i tak dalej. Ja tam nie lubię dmuchać we własną tubę propagandową, więc dla odmiany powiem, ze jesteśmy do dupy (ale lepiej sami to sprawdźcie, haha!!!).
O: Jako Polaka interesuje mnie, co wiecie o scenie w moim kraju? Dostajecie jakieś sygnały od polskich fanów, magazynów, etc?
O.D.: Słyszałem od jednej laski podczas naszego gigu w Newcastle, że mamy polski fan club? Mówiła, jak niezłe mamy wzięcie [te, ona Cię podrywała po prostu, hehe – przyp. Oracle], a ja nawet nie wiedziałem, że nasza płyta się u Was wtedy ukazała, haha! Nie orientuję się zbytnio w polskiej scenie, ale znam parę konkretnych nazw. Słyszałem też sporo dobrego od kapel, mówiących, że polskie gigi zawsze są niesamowite. I zdaje mi się, że Onslaught kręciło u Was ostatnio DVD?
O: To dobrze Ci się zdaje. A co sądzisz o Polakach pracujących w Wielkiej Brytanii? Znasz spośród nich jakichś fanów Evile? Tylko nie mów mi, że nie poznałeś jeszcze żadnego Polaka, hehe…
O.D.: Właściwie to nie znam żadnych Polaków w Anglii, znam za to kilku ludzi, którzy pochodzą z Polski [co za różnica? – przyp. Oracle]. W sumie to spotkałem kiedyś Polaka na jakimś koncercie – ja nie rozumiałem jego, bo był Polakiem, on nie rozumiał mnie, bo byłem z Yorkshire. Raczej kiepska kombinacja do konwersacji przy głośnej muzyce, haha!
O: Myślicie już o następnym krążku?
O.D.: Właśnie zaczęliśmy pisanie materiału na drugą płytę. Nie chcę nic jeszcze o niej mówić, bo wierzę, że muzyka zrobi to za nas. Ale definitywnie jesteśmy zadowoleni z tego, co nam do tej pory wyszło.
O: Ok., kończymy już tą miłą pogawędkę. Do następnego razu!
O.D.: Zdrówko!!!