Wydawca: Via Nocturna
Nie znajdziecie tutaj niczego, co do tej pory nie zostało zagrane lub nie było sygnaturą (na przykład wizją liryczną) death / thrash (w mniejszej ilości). Ba. Będziecie sobie słuchać tego materiału z radosnym przekonaniem „kurde, dokładnie wiem, co teraz będzie”. I nie pomylicie się nawet o dźwięk. Sami byście to nagrali. Tak samo. Nie lepiej.
Czy Escalation posiada umiejętność przyciągania słuchacza? Tak. Nawet, jeśli głównie death metalem w jego melodyjnej odmianie w nowoczesnym anturażu. Oczywiście nie jest to materiał, który Was zaczaruje i zmieni podejście gatunku. Po prostu, Panowie wiedzą co pięć. Gdzie uderzyć, zwolnić, przyspieszyć, solówkę wrzucić itd. I mimo tego, że jest to wtórne do bólu, można sobie na tym ucho zawiesić. I tak sobie dumam od godziny, czego to może być efektem. I tak w końcu wymyśliłem, że tu po prostu wszystko jest wyważone. Jest melodyjny Death? Ale bez cukru i w ilości nie powodującej stupor. 726162626 odcinek końca świata w tekstach? Odhaczone, ale można przymknąć oko. Intro z dupy? No ba. Ale, można przewinąć. Jest sobie Groove? No jest, ale do przeżycia. I tak dalej.
Jestem w stanie stwierdzić, że sprawdza się to na koncertach. Młodzi potupią, bo „fajne to”, stare metale potupią, bo… Lubią wszystko co „ciężkie brzmienia i można sobie piwo wypić.”. W żadnym wypadku nie przewiduję, że Escalation podbije tym materiałem, roczne topki, czy inne spotify wrapped. Natomiast, kurde, to jest naprawdę okej. Nic nie zmienia, nie spopiela świata, ale niech sobie będzie.
I teraz wyznanie wiary. Ci co mnie znają, wiedzą że unikam takiego grania. To nie moja piaskownica. Nie wrócę do tej płyty. Nie zabiorę tego, że jest ona dobra. Po prostu.
Ocena: 7/10