Skip to main content

Wydawca: Godz Ov War Productions

Dekadę. Tyle kazał nam czekać na następcę „Hellspire” stołeczny Conquest Icon. Ale po tym jak pierwszy raz odsłuchałem „Empire of the Worm” wiem jedno.

Warto było czekać. Ktoś upierdliwy powie, że po drodze wyszedł przecież split „We Are the Ancients”. Ano wyszedł, ale jakoś w ogóle o nim nie pamiętam. Liczę się z tym, że w przypadku dwójki Conquest Icon sprawy będą się miały zgoła inaczej. W międzyczasie zespół zmienił prawie całkowicie skład, ostał się jeno trzon w postaci Andy’ego. I kurwa mać – ten hord tylko na tym zyskał. Album numer dwa to przykład bezpardonowego pokazu brutalności. Pomimo, że całość brzmi jeszcze bardziej oldskulowo niż na debiucie, siła przekazu się zwiększyła. Sound z jednej strony jest surowy, a z drugiej jednak cholernie ciężki i chropowaty. Co numer to większa masakra. Pędzące gitary wypluwają siarczyste riffy, do tego moim zdaniem na plus wyszła zmian wokalisty – Ronve chyba na żadnym albumie nie miał w swoim wokalu tyle jadu i brutalności zarazem. Sekcja rytmiczna to z kolei nalot dywanowy na Drezno. Drugi album Conquest Icon jest jak ta piła łańcuchowa, którą ktoś nieopatrznie puścił w ruch, a ona zaczęła żyć własnym życiem. Szczerze – nie spodziewałem się, że drugi krążek Conquest Icon będzie takim potężnym kawałkiem death metalu. Jasne, debiut był bardzo dobry, ale im dalej od premiery tym rzadziej go słuchałem. Tutaj słychać jakby w zespół wstąpiło nowe życie (czy też stara śmierć – to chyba będzie bardziej pasowało do ogólne wizji, hehe).

Liczę, że od teraz Conquest Icon wskoczy już na dobre tory. Album zmiata z powierzchni ziemi, niech jeszcze zniosą zakaz zgromadzeń, a Conquest Icon zacznie koncertować. A potem to już z górki – wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy…

Ocena: 9/10

1. Vermin
2. Sacrifical Circle
3. Deathlike Shadows Rising
4. Unholy Death Metal
5. Empire of the Worm
6. Toward Darkness
7. Behold the Flames of Hell
8. Pilgrim of Doom
9. Crown the Beast
10. Here and Beyond
Oracle
17386 tekstów

Sarkazm mu ojcem, ironia matką i jak większość bękartów jest nielubiany. W życiu nie trzymał instrumentu w ręku, więc teraz wyżywa się na muzykach. W obiektywizm recenzencki wierzy w takim samym stopniu jak we wniebowstąpienie, świętych obcowanie i grzechów odpuszczenie.

One Comment

Skomentuj